Caesar Ahrens Sro 4 Lut - 21:55 | |
| Caesar Ahrens Za górami, za lasami, żyła niezwykła postać zwana smerf Laluś, której przygody spisano w księdze Smerfy. Zamieszkiwał Wonderland, gdzie praktykował czarną magię. Sielanka została przerwana, gdy nad królestwem Fairylandu pojawiły się ciemne chmury, straszna klątwa, która wymazała wszystkim pamięć. I choć postać ta uczestniczyła w rzucaniu strasznego zaklęcia, zmuszona była do rozpoczęcia zwykłego życia w Lanville, pamiętając swoje poprzednie życie w 0 procentach. W miasteczku znacie go jako dwudziestoletniegoletniego mieszkańca, zwanego Caesar Ahrens (ft. Maxwell Runko). Zamieszkuje dzielnicę Mills Boulevard, pracując jako florysta.
| Zdolny do kochania własnej osoby w każdym wydaniu, znaczeniu tego słowa. Tylko tyle. Nie może być zainspirowany innym człowiekiem, bo sam siebie zaczyna karać. Tylko on może siebie pchać do przodu, napastować do dalszej pracy. Kontakt z innymi, gdy okazują się godni jego towarzystwa… Zawsze jest bolesny. Wydaje mu się wtedy, że ktoś kradnie jego przestrzeń. Co jeśli pobije wszystkie lustra? Często się złości, stał się kimś kto potrafi tylko obrażać innych, rzucać bezsensowne obelgi i oczekiwać na reakcję. Niestety jest chyba poza możliwością zdobycia wiedzy, że nienawiść to najtrwalsze z uczuć i tym samym zjednuje sobie tych, którzy chcą go zniszczyć, a zatem jego przestrzeń i tak jest wyrzucona na czyjąś łaskę. Nie ma przecież dość siły fizycznej, aby walczyć. Jednak zasób intryg, który ma w czarnym sercu wydaje się być wystarczalny do tego, aby ranić. Lubi być tym, który twój najlepszy dzień oczerni bezzasadnie. Niby z czego masz się cieszyć? Zobacz ile brzydoty na tym świecie. Co Cię inspiruje? Trąd na skórze? Według niego wszyscy są w jakimś stopniu trędowaci. To zmusza go też do tego, że gdy tylko ktoś go muśnie swoimi tłustymi łapskami, to zaraz musi wziąć kąpiel, szybki prysznic, cokolwiek. Nosi ze sobą paczkę nawilżanych chusteczek na nagłe przypadki. A gdyby miał udzielić pierwszej pomocy? Pewnie waliłby kijem w łeb ofiarę z nadzieją, że ta wstanie i sama zabierze się na pogotowie nawet jeśli odrąbało jej nogę. Pamiętaj, nigdy nie dotykaj brzydkich rzeczy, brzydota to choroba zakaźna. Mimo wszystko jednak pod tą powłoką nienawiści on czuje coś jeszcze, np. ze strachem reaguje na ból, bo to może sygnalizować chorobę. Z dystansem podchodzi do wszelkich relacji i jeśli uda się wam porozmawiać, a on nie rzuci przez kilkadziesiąt sekund żadnej nieprzyjemnej uwagi, to osiągnąłeś sukces. Choć obawia się twojej konkurencji o bycie tak idealnym jak on sam, to podam Ci przestrogę. Nie zakochuj się w nim, on jest sobie oddany najbardziej jeśli będziesz konkurować jego o własną uwagę to może wziąć Cię za kogoś, kto go zbyt nachalnie atakuje. Nikomu się jeszcze nie udało sprawić, aby oddał mu choć milimetr przestrzeni lustra, w którym sam się ogląda. Gdyby jednak tak się kiedyś stało, to opiekowałby się Tobą każdego dnia, sprawdzając Twój puls podczas snu, prawiłby komplementy. Jedyną jego radą na zło jest kochanie siebie. Zatem według tej filozofii zło na świecie nie istnieje, przecież uczucie którym darzy siebie jest trwalsze niż śmierć. Natomiast w książkach odnajduje przydatne treści, co do tego kim jest, a może chciałby być. To w nich jest też najwięcej mądrości o tym ile wart jest piękno, jego bezcenność może innych przytłaczać, szczególnie że ich śmieszne drobne nie starczyłby nawet na pył bycia pięknym. Ogarnia go wściekłość gdy czytuje o istotach bez skazy, których on sam nie będzie mógł dogonić… Szczególnie jeśli po balsamie wciąż nie znikają pieprzyki na biodrze, które są tymi które jako jedyne mogą go uświadomić w tym, że nie jest Adonisem, męską Afrodytą. Caesar jest świadomy tego, że jeśli nie będzie dostatecznie ukrywał tego kim jest naprawdę, to inni mogą chcieć go skrzywdzić. Nie dziwi się ludziom, którzy pragną z nim obcować, ale nienawidzi ich. Kreuje fałszywce emocje, głęboko wierząc, że umrą szybciej od niego i uwolnią od tego, kogo musi grać. Dobrego człowieka, z którego tak naprawdę nic nie zostało, a zapewne nawet nigdy go nie było. Bardzo by chciał dosięgnąć perfekcyjności. Jeśli mógłbyś mu pomóc, to znienawidzenie Cię można by pominąć w nitce znajomości, którą być może odważysz się z nim zawrzeć. Cześć jestem Laluś Caesar, chciałbyś się ze mną zaprzyjaźnić? Mam nadzieję, że nie. Nie chciałbym musieć Cię zabić. |
Wielu się zastanawia czy piękno może być przekleństwem. Drodzy państwo, oto dziś niosę wam na tacy odpowiedź. Piękno nie jest przekleństwem. Jest darem. A ja bardzo lubię prezenty, te ładne rzecz jasna. Jeśli chcesz przekazać mi coś, co dostałeś na zeszłą gwiazdkę i jesteś z tego powodu niezadowolony, to pomnóż swoje niezadowolenie przez tysiąc i nie zapomnij o furii. Dość często ją wyciągam z kieszeni i częstuje wszystkich, którzy zakłócają mój utkany obraz spokojności. Nie lubię opowiadać o sobie, bo w moich wspomnieniach jest za mało piękna. W kolorowych, pachnących płatkach kwiatów pozostawiłem za sobą, co złe. Niewiele przecież pamiętam z wczesnego dzieciństwa. Nie wiem czy matka mnie przypadkiem nie porzuciła przed domem swojej siostry, bo niby wszyscy temu konkretnie zaprzeczają, ale mówiąc jak najbardziej dobitnie, ja wiem że była zwykłą brzydulą. To najgorsza obelga – być brzydkim. Ludzie brzydcy nie mają duszy, ludzie brzydcy są skazani na to, by mieć świetną osobowość. Inaczej nikt w nich nawet nie rzuci kijem. Wyobraź sobie zatem mój ból. Małe miasteczko, mały dom, małe rodzeństwo. I w dodatku brzydkie. Jak nazwać rude dziecko? Zastanawiałem się czemu Betty tak często się śmieje, przecież była ruda. Powinna raczej myśleć o samobójstwie albo prosić mnie o pomoc. W upozorowaniu przypadkowej śmierci rzecz jasna. Nie chciałby przecież nikt, aby rodzina się załamała po jej odejściu nawet jeśli z litości. Wypadki są o wiele częściej spotykane. Ale dość już o Bett, była brzydulą jak moja matka. Na całe szczęście długo na nią nie musiałem patrzeć, bo gdy ukończyłem szósty rok życia w drzwiach tego brudnego mieszkania pojawił się dziadek, który po prostu kazał mi się spakować. Bett z ciotką chyba odetchnęły z ulgą. Choć nie rozumiem dlaczego, mój pokój był jedynym czystym pomieszczeniem w tym domu. One praktykowały syf. A syf to brud, gdybyś nie wiedział, a jak mam dalej mówić… Brzydota. Brzydota, wszędzie brzydota. Nie dziwisz się zatem, że często uciekałem z domu, po szkole wolałem chodzić po miasteczku czasem grając żebraka. Byłem tym ślicznym chłopcem przed którym zatrzymasz się, aby pogłaskać go po głowie i zapytać: „co taka drobniusia robi sama bez mamusi?”. Powiem Ci co robi! Żyje, z dala od takich brzydkich zołz. Piękno jest ważne. Zawsze w chwilach grozy, gdy ktoś brzydki zajmuje mój wzrok wyciągam lusterko i darzę siebie uśmiechem. To mnie uspokaja. Świadomość, że ja nie muszę być tacy jak oni. Urodziłem się lepszy, dzięki Ci wielki zbawco że mnie obdarowałeś. Gdy wylądowałem u dziadka z paroma klamotami on od razu przeszedł do rzeczy, do uczenia mnie każdego fachu, który był jego konikiem. Mieszkał sam, z zawodu był zegarmistrzem, nigdy nie odpowiadał na pytania. Zwykle sam je zadawał albo układał odpowiedź w taki sposób, że sam nie chciałeś kontynuować rozmowy. Mimo wszystko nie był najbrzydszy. Srebrzysta broda zwisająca z pomarszczonej twarzy wyglądała jakby ktoś utkał ją z jedwabiu. A jedwab to bardzo delikatna tkanina, marzę o kąpieli w jedwabiu. I choć to tylko było złudne wrażenie, to zaakceptowałem jego obecność i fakt, że uczył mnie przestawiania zegarków, dbania o detale, prostowania najmniejszych cząstek mierzących czas, który nieuchronnie płynął. To on uświadomił mi, że wieczność jest nie jest młoda, a tym samym ja nie jestem wieczny. A też nie mogę zachować piękna na zawsze. Ktoś chciał mnie ograbić z tego kim byłem? Niedoczekanie, na wszystkie szatany, chwasty i niechciane rude dzieci, nigdy w życiu bym na to nie pozwolił. Moja uroda była moja. Od tamtej pory nie wystarczyło mi jedno lustro, zakochałem się we wszystkich lustrach. Pokój obłożyłem lustrami. Potrzebowałem ich, więc kończąc edukację byłem wymuskany i wykształcony. Dużo czytałem o tym jak dbać o siebie, jak jeść by nie tyć, jak biegać by wyrzeźbić mięśnie, by inni mnie podziwiali. Okazało się, że pięknem mogę kupić wszystko, bo jestem inspiracją. Urodę jednak dostrzegałem tylko w kwiatach, byłem pewny że to one są matkami najpiękniejszych istot i to z nimi wiązałem swój wolny czas. Bardziej lubiłem milczeć niż bywać przy ludziach. To zainspirowało mnie do tego, by splatać wieńce pogrzebowe dla wszystkich nieszczęśników, którym pożałowano piękna. A wtedy? Już nie chciałem słuchać o studiach wyższych. Podjąłem pracę w kwiaciarni, we własnym zakresie kształcąc się na florystę.
Laluś nie zachował wspomnień. Mimo wszystko towarzyszy mu jednak stała potrzeba trzymania przy sobie lusterka i pieszczenie swojego otoczenia. Miłość do kwiatów, do siebie, do piękna... To wszystko co łączy go z postacią, którą był przez tak długi czas.
Laluś dla odmiany nie był idiotą. Patrzył też nieco wyżej niż tylko na czubek swojego nosa i nie wyznawał zasady smerfów: „wszyscy za jednego”. Bardzo mu imponowało, że oni oddaliby własne życie za niego, jednak gdy układ odwróciłby role z pewnością nie można by na niego liczyć. W niebieskiej skórze widział jawny dowód na to, że w jego żyłach płynie królewska krew. A że tylko on był piękny i zadbany, to reszta smerfów stanowiła dla niego dwór. Lepiej było mu milczeć, oglądać się w lustrze niż uczestniczyć we wspólnych zabawach. Gdy tylko pojawiła się okazja do uwolnienia się od nich i do znalezienia ciekawszego dworu przystał do tego, by rzucić klątwę. Miał coś do zaoferowania. Używał przecież czarnej magii dzięki której codziennie mógł wygładzać skórę, opiekować się sobą i z takim samym impetem atakować każdego, kto stanąłby mu na drodze do bycia ideałem. To właśnie ta czarna domieszka charakteru, która krzywdziła innych była wszystkim, co przekonało resztę ekipy do przyłączenia go do ciemnego planu. Obiecano mu, że na pewno nadal będzie piękny, a inni nie. Pustych słów wiele w tym było, ale wystarczyło, aby rzucił się w ten projekt zapominając o współtowarzyszach i dotychczasowym świecie całkowicie.
|
|