| Zaczarowany Las | Zaczarowany Las Sob 26 Gru - 16:32 | |
| |
| | Re: Zaczarowany Las Czw 21 Sty - 22:59 | |
| Śniła mi się dziś szara kraina, będąca w moim posiadaniu nad którą tylko płakać byłam wstanie. Na drzewach nie widziałam liści ani nie słyszałam żadnych ptaków pięknie śpiewających, zwierzęta omijały mnie szerokim łukiem, a ludzie szeptali na mój widok, wytykając mnie palcami. Dziwna to była kraina, gdzie czułam się wrogiem, a nie przyjacielem wszystkich stworzeń, stąpających po niej. W dodatku nie miałam tam męża kochającego, a strasznego tyrana, który nawet mnie tak naprawdę nie kochał ani też nie mówił mi żadnych czułych słówek. Ożenił się ze mną tylko dla mojej urody, co przemijała powoli. Wybudziłam się z uczuciem niepokoju i tak też zleciała mi dalsza część dnia. Nie znalazłam rozrywki w żadnej powieści lub też gotowaniu albo prowadzeniu rozmów z mieszkańcami zamku. Zapadałam się w swoim przybiciu jeszcze długo po tym jak nałożyłam na siebie pelerynę, wiązaną przy szyi i wyszłam poza tereny, należące do mego drogiego męża, co mnie wybudził pocałunkiem prawdziwej miłości. Nikomu nie mówiąc dokąd zmierzam, udałam się do pobliskiego (lub tylko tak mi się wydawało) lasu, gdzie na drzewach były liście, ptaki pięknie śpiewały, a zwierzęta wcale nie omijały mnie szerokim łukiem. Mijani w miasteczku ludzie także nie szeptali na mój widok ani nie wytykali mnie palcami. Miałam nawet uśmiech na ustach, krocząc główną ścieżką do celu, którego nawet nie potrafiłam określić. Nienauczona licznymi doświadczeniami szłam przed siebie nucąc piosenkę zasłyszaną dawno temu. Z głowy mi już uleciał zły sen o złej krainie i mężu, co nie chciał mnie kochać wcale. |
| | Re: Zaczarowany Las Pią 22 Sty - 13:19 | |
| Nie miałem pojęcia, w którym kierunku powinienem iść. I nie chodziło realnie o drogę, to była jakaś groteskowa metafora mojego życia, jakbym był jedną z młodych panien, które nie wiedzą, czy mają wyjść za mąż za burkliwego, bajecznie bogatego amanta, czy też za tego co śmieje się nieco częściej, niż raz do roku, ale słomę wystającą z jego butów widać na kilometr. Tylko, że ja na szczęście nie musiałem z nikim się żenić. Ja tylko nie miałem pojęcia, co do cholery w ogóle robię. Wybrałem się w jakąś niekończącą się tułaczkę po świecie pełnym smoków, orków i bóg wie czego jeszcze, licząc, że odkryję czego właściwie chcę. I tylko raz dziennie spoglądałem w stronę lodowatej północy, myśląc o tym, że to tam powinienem iść. Ależ byłem twardym chłopcem, wciąż tego nie robiąc! Brawo, nie zamierzałem od razu oddać się w objęcia mojej porywaczki, latami wiążącej mnie w lodowym pałacu. Ktoś powinien dać mi złoty medal. Przechadzając się po wydeptanych, leśnych ścieżkach, co chwila zamrażałem pobliską roślinność, tym samym ćwicząc swą magię. Okropnie żałowałem w tej chwili, że to nie ogniem władam i nie mogę sobie zrobić ogniska, na które oczywiście wcześniej upolowałbym jakieś zwierze. Gdybym umiał polować. Moja magia wciąż była mocno niedoskonała. Uczyłem się jej żałośnie krótko w porównaniu do tych wszystkich super władców lodu, którzy pewnie już samym spojrzeniem zamrażali człowieka. Oczywiście wciąż jak dziecko cieszyłem się, gdy udało mi się zamrozić coś żyjącego, bo w końcu o tym, że cokolwiek takiego mogę robić dowiedziałem się stosunkowo niedawno i jakikolwiek sukces strasznie mnie kręcił. I to też tłumaczy, dlaczego postanowiłem zamrozić jakąś biedną dziewczynę, która sobie szła leśną ścieżką. No, nie tak dosłownie, nie umiałem jeszcze tak ekstra zamrażać, więc tylko trochę ją ochłodziłem! Gdy zbliżała się w moim kierunku, zatrzymałem się przy jednym z drzew. A opierając się o nie rzuciłem w kierunku niewiasty mrożącym urokiem, obserwując, jak stopniowo robi się jej coraz chłodniej. Nieznajoma wydawała się być doskonałym celem, szczególnie, że dziś była całkiem ładna pogoda, to też gwałtowny spadek temperatury wokół niej, szybciutko musiała poczuć. Tylko wiadomo, robiłem to tajniacko, niby pod tym drzewem szukając jadalnych roślinek, żeby nie ogarnęła, że to ja czarowałem! |
| | Re: Zaczarowany Las Sob 23 Sty - 17:40 | |
| Poczułam przenikający mnie chłód przez który wzdrygnęłam się mimowolnie, a następnie poprawiłam swoją pelerynę. Spojrzałam w niebo, chcąc zlokalizować przyczynę zimna, ale jedyne co ujrzałam to korony drzew. Przeszłam jeszcze kilka kroków jednak nie po to, aby zawrócić do bezpiecznego pałacu, a obserwować ciebie. Tobie chyba wcale nie było zimno. Wyglądałeś tak, jakbyś w ogóle nie odczuł spadku temperatury. Podeszłam, nie trwożąc się przed spotkaniem (czy nawet rozmową) z nieznajomym. Miałam uśmiech na twarzy, chyba przez twoją osobę. Mogłeś to traktować jako spory komplement – poprawiłeś mi humor samym byciem, tym zbieraniem roślinek. - Też to poczułeś? – zakładam ręce na piersi jakbym chciała w ten sposób zatrzymać przy sobie ciepło. - Czy tylko mi zaczęło robić się zimno? – zadaję ci kolejne pytanie, patrząc w twoje oczęta. Miałeś przyjemną twarz. Lubię ludzi o ładnych twarzach lub takich z nieoczywistą urodą, gdzie jak na nie patrzę to zachwycam się niemało. Ty właśnie taką posiadałeś. Albo mój mąż przy którym budzę się każdego ranka. To smutne, że na starość wszyscy będziemy pomarszczeni, a z tego wszystkiego zostanie nam tylko pamiątka w postaci naszych wspomnień, gdzie łamaliśmy serca lub otrzymywaliśmy masę komplementów. Lubię słuchać rzeczy miłych na temat mojej aparycji – nazwij mnie próżną, jeśli chcesz. Wygląd zewnętrzny jest dla mnie jednak równie ważny, co wnętrze człowieka. Można być niesamowicie ładnym, a wnętrze mieć czarne niczym węgiel, wtedy tylko mi pozostaje płakać nad biedną duszyczką. Nie spotkałam jednak nigdy pięknego człowieka o złym wnętrzu, oni zawsze są mało urodziwi. - Czego właściwie szukasz? - nie wyglądałeś mi na typ mężczyzny, szukającego kwiatków do wazonu dla żony. |
| | Re: Zaczarowany Las Wto 26 Sty - 13:46 | |
| Trochę byłem zaskoczony tym, że niewiasta postanowiła do mnie podejść. W swojej wyobraźni raczej widziałem, że teraz ją zamrożę i sprytnie ucieknę, ewentualnie, że to ona zawróci, bo się jej zimno zrobi. Tymczasem dziewczę podeszło do mnie, aby zagaić rozmową. Oczywiście szybko przestałem rzucać na nią te lodowate uroki. I to z paru powodów, bo ani nie chciałem, żeby zauważyła, że to ja czaruję, ani żeby się teraz telepała z zimna. Kiedy nieco się jej przyjrzałem z bliska, szybko wywnioskowałem, że kogoś mi przypomina. Może trochę Gerdę? Albo i kogoś jeszcze innego? Miała uroczą buźkę i ostatnie co teraz byłoby w moich myślach, to to, żebym ją tak wyziębił. To już bym wolał w drugą stronę. Te moce rozgrzewające, albo inne tajemne sposoby, byłyby okej. Kiedy dotarło do mnie, że jest jej zimno, szybko zdjąłem z siebie wysłużony płaszcz, okrywając ramiona zmarzniętej dziewczyny. Jednak miałem łeb na karku. Wystarczyło trochę wyziębić dziewczynę zaklęciami, by potem w jej oczach być istnym bohaterem, który oddaje jej ostatni skrawek materiału, tak aby się rozgrzała. Zwłaszcza, że ja praktycznie nigdy nie marznąłem. W myślach właśnie wręczałem sobie złoty medal za ten błyskotliwy pomysł. - Ja jestem zahartowany, ale ty rzeczywiście wyglądasz na zmarzniętą. To ten wschodni wiatr - nie miałem pojęcia czy wschodni oby na pewno jest zimny, no miałem taką nadzieję, że to gdzieś w tych rejonach był mój dom, albo pałac królowej. Przynajmniej teoretycznie brzmiałem mądrze. Poprawiłem na jej ramionach płaszcz, co by dobrze leżał. - Jest chyba trochę już zbyt stary. Ale jest ciepły, no i nikogo tu nie ma. Poza mną. A ja uważam, że i tak spoko w nim wyglądasz - usprawiedliwiłem żałosny stan mojego płaszcza, na zapewne super drogiej sukni ciemnowłosej. Trochę nie na rękę było mi pytanie, czego tu szukam, bo ja od paru miesięcy tak ogólnie nie miałem pojęcia, co, albo kogo, właściwie próbuję znaleźć. Oczywiście oszukiwałem się, że zupełnie nie chciałbym wrócić do przytulnych murów mojego ostatniego więzienia. Żałosny masochista. - Tak się tylko rozglądałem, czy nie rosną tu czasem rośliny przydatne do jakichś mikstur. Znasz się coś na tym? - Trochę szukałem osób, które potrafiłyby czarować. Tak, bym mógł się od nich jeszcze więcej nauczyć. - A tak ogółem, to chciałem poszukać jakiegoś najbliższego miasta. - Znów rzuciłem parę spojrzeń, ku mojej rozmówczyni, rozważając, czy oby na pewno nie mogliśmy się kiedyś spotkać. W sumie, szybko porzuciłem te kontemplacje, na rzecz zwykłego upojenia się jej urodą. Mogłem spotkać jakiegoś obleśnego olbrzyma, tymczasem wpadłem na uroczą dziewczynę o wyjątkowo śnieżnej cerze (a może po prostu kojarzyła mi się przez to z królową śniegu?). |
| | Re: Zaczarowany Las Wto 16 Lut - 23:32 | |
| Wilk nawet będąc człowiekiem większość swojego wolnego czasu spędzał w lesie. Taka zmiana środowiska czy trybu życia z początku nie stanowiła dla niego problemu. Zaczął się do tego wszystkiego przyzwyczajać, pomijając nadmierne owłosienie oraz, o dziwo, polowanie. Co prawda, jako młodzieniec był zapalonym myśliwym. Ta czynność, jako jedna z wielu rozrywek, dawała mu dużą dawkę adrenaliny. Ekscytowało go to dziwne uczucie, towarzyszące mu podczas zabijania niewinnej istotki. Jednakże pod postacią prawdziwego drapieżnika, jakim się stał, o wiele trudniej przychodziło mu zabijanie. W przeciwieństwie do dawnych czasów, gdzie podczas polowania używał najczęściej łuku, musiał się przestawić na zabijanie swoimi rękami, no obecnie łapami. Nie było to łatwe. Zwęszenie zwierzyny zajmowało mu dużo czasu, zaś złapanie jej jeszcze więcej. Gdyby posiadał swoje ludzkie dłonie pewnie szłoby to jakoś sprawniej, lecz w sytuacji gdy ich nie posiadał, bywało to różnie. Czasami wręcz miał wrażenie, że najzwyklejszy, durny zając drwi sobie z jego porażki. Wolfie mimo wszystko nie poddawał się. Musiał się nauczyć tego, czego młode wilki uczyły się od starszych członków stada, którego nie miał. Zbliżające się popołudnie zwiastowało kolejne próby zdobycia jakiegoś pokarmu. O dziwo, gust smakowy Wolfiego prawie w ogóle się nie zmienił. Nadal wolał pieczone mięso od surowego, lecz takim również nie pogardził. Trudno mu było wybrzydzać, gdy uzyskanie ognia również zajmowało mu trochę czasu. Nie ze względu na duże łapy, nie stanowiły one problemu, bardziej czasem się zapominał i przygaszał ognisko ogonem, czy zbyt mocno chuchnął, dmuchnął, co doprowadzało do zgaszenia się ognia, niż jego rozpalenia. Jeżeli cierpliwość i humor danego dnia na to pozwalały, to nawet był w stanie oskubać jakąś przepiórkę, dość prymitywnie doprawić leśnymi ziołami, po czym zjeść prawie równie wykwintne danie, jak za dawnych czasów. Przechadzając się swobodnie po lesie, nie myśląc zbytnio o głodzie oraz gwiżdżąc sobie pod nosem, zauważył nietypowe piórko wystające zza krzaka. Niczym profesjonalista, automatycznie stał się poważny, nie zważał na to, że wcześniej narobił trochę hałasu, przybrał dobrą pozycję i HOP! Perfekcyjnie złapał swoją zdobycz. Już mu ślina nabierała się w dużym pysku, gdy zamiast wiercenia się, skrzeczenia czy jakichkolwiek oznak życia poczuł miękki materiał. Ze zdziwieniem popatrzył na kapelusz w swoich łapach zastanawiając się, czy to jakaś kolejna klątwa rzucona przez tę okropną wiedźmę. Umrze z głodu, bo każde jedzenie, którego dotknie zmieni się w kapelusz! Nie myślał jednak, że był to zwykły, niemagiczny kapelusz... |
| | Re: Zaczarowany Las Pią 19 Lut - 21:48 | |
| Kot nie miał tego dnia nic ważnego do roboty. Korzystał z ciepłego dnia tak, jak to koty potrafią najlepiej. Najpierw przechadzał się po lesie leniwym krokiem, przyglądając się wdziękom przyrody, skąpanym w złocistych promieniach słońca. Kot może i nie był wielkim miłośnikiem podziwiania widoczków, ale umiał docenić miły, spokojny dzień na łonie natury. Doszedł w końcu do pokaźnego dębu. Na jego gałęzi dostrzegł niewielkiego, błękitnego ptaka, który kwilił w najlepsze, nawet nie widząc zbliżającego się niebezpieczeństwa. Kot doskoczył do niego jednym susem i ostrym pazurem przytrzymał za ogon, uniemożliwiając ucieczkę. Ptaszyna zaczęła się wyrywać, ale na Kocie nie robiło to wrażenia. Po chwili stwierdził jednak, że przecież niedawno jadł i nie jest głodny (a poza tym, jakiś czas temu zrezygnował z surowizny), toteż zabrał pazur z ptasiego ogona. Ten czym prędzej odleciał, gubiąc po drodze trochę pierza. Kot uznał, że to wyjątkowo nieuprzejme ze strony ptaka, iż nie złożył mu podziękowań za darowanie mu życia. Sięgnął po jedno pióro i wetknął sobie za rondo kapelusza. Miał już tam kilka podobnych ozdób. Wszystkie były jego trofeami po udanych polowaniach. Najbardziej dumny był z nieco już wyskubanego, pawiego pióra. Wygrzewał się na gałęzi, wystawiając plecy prosto pod ciepłe słońce. Sielanka trwałaby zapewne dłużej, gdyby nagle nie poczuł, że coś gryzie go w ucho. Leniwie otworzył jedno oko i dostrzegł, że to tamta ptaszyna, którą chciał oskubać wróciła z kilkoma kolegami i chyba mają zamiar oskubać jego w ramach zemsty. Kot sprawnym ruchem łapy odgonił od siebie ptaki, jednak zachwiało to jego równowagę i spadł z gałęzi. Na swoje szczęście, na cztery łapy oraz wprost w miękkie krzaki. Kot uznał, że to miejsce jest równie dobre na drzemkę, co drzewo i zamiast ponownie się wspinać, owinął się tylko w liście. Spod nich wystawał zaledwie czubek kapelusza. Kot zawsze drzemał czujnie. Od razu usłyszał, że coś gwiżdżącego zbliża się w jego stronę. Był przygotowany. Gdy tylko poczuł, że coś chwyta za jego kapelusz, natychmiast odskoczył i dobył swojej szabli. Kiedy Wilk przyglądał się upolowanemu nakryciu głowy, Kot wycelował ostrze w jego stronę. – Oddaj mój kapelusz, bestio! – Kot spojrzał na barbarzyńcę, który zerwał mu nakrycie głowy i natychmiast go olśniło. – Stary, no co ty? Wiedziałem, że wszystkim psowatym prędzej czy później rzuca się na głowę! – prychnął pogardliwie, jak to on, choć z nutą sympatii. |
| | | | |
Similar topics | |
|
| Permissions in this forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |