Filippa Redhood Wto 22 Mar - 12:27 | |
| Filippa Redhood Za górami, za lasami, żyła niezwykła postać zwana Czerwonym Kapturkiem, której przygody spisano w księdze Czerwony Kapturek. Zamieszkiwała Krainę Fairylandu, gdzie nie praktykowała magii. Sielanka została przerwana, gdy nad królestwem Fairylandu pojawiły się ciemne chmury, straszna klątwa, która wymazała wszystkim pamięć. I choć postać ta uczestniczyła w rzucaniu strasznego zaklęcia, zmuszona była do rozpoczęcia zwykłego życia w Pinewood, nie pamiętając swoje poprzednie życia. W miasteczku znacie ją jako dwudziestojednoletniego mieszkańca, zwanego Filippa Redhood (ft. Kaya Scodelario). Zamieszkuje dzielnicę Central Pinewood, pracując jako pole dancerka będąc ubogą finansowo.
| Dziewczyna nigdy nie zawierał bliższych znajomości, zawsze odnajdując radość w samotnym spędzaniu czasu. Może nie miała skąd wynieść umiejętności nawiązywania relacji, a może wewnętrznie czuła, iż w przyszłości będą to jej słabe punkty, miejsca, w które wróg uderzy zadając jej niewyobrażalny ból?... Zaraz. Chyba zbyt wielu bajek się naczytała. To przecież była rzeczywistość, a rzeczywistość jest inna; brutalna, okrutna i nie znająca słowa litość. Czy o takiej marzyła? Mimo wszystko, wśród ludzi przywdziewa maskę życzliwości, szczerości i wprawnie mami wszystkich dookoła. Od dziecka zdawała sobie sprawę, iż jej uśmiech jest wprost czarujący, a w późniejszym wieku, dostrzegła również moc w zawróceniu nim w głowach płci przeciwnej. Na domiar, ona cała wyrosła na urodziwą kobietę, tak, jak jej matka. Zawsze podziwiała delikatne, równe rysy twarzy swojej rodzicielki, wciąż zgrabne ciało. Porównywała ją do innych, lecz żadna nie emanowała takim blaskiem. To - i chyba tylko to - po niej odziedziczyła. Trójkątną twarz Filippy podkreślają pełne, malinowe wargi, symetryczne, zawsze miękkie i niespierzchnięte. Lekko wystające kości policzkowe pogłębiają smukłość, a duża para błyszczących oczu hipnotyzuje przy każdym spojrzeniu, o ile nie przysłania jej wachlarz gęstych rzęs. Całość uwieńczona jest sprężystymi lokami brązowej fali włosów, długich i zawsze nienagannie uczesanych. Ale nie tylko twarz jest jej chlubą. Ciało ma szczupłe, zaokrąglone, gdzie należy, a matka natura dobroci jej nie skąpiła. Tylko niska jakaś się okazała. To wszystko sprawiło, że zyskała na pewności siebie. Z dnia na dzień stawała się dojrzałą i zdecydowaną kobietą. Wiedziała, czego chce od życia oraz dokładnie planowała, jak do tego dążyć. O tak. Tworzenie szczegółowych planów niekiedy spędzało jej sen z powiek. Lubi się uczyć, poszerzać wiedzę o rzeczy przydatne i mądre. Uważa, że kobieta nie jest głupią gęsią stworzoną do siedzenia w kuchni i zajmowania się bachorami. Och nie, to na pewno nie ona. Mogła osiągnąć wiele, bo przeznaczona była do wyższych celów - tak podpowiadały jej ciche głosiki w głowie. Zwariowała? Wewnętrzna, często chowana przed światłem dziennym złośliwość i pogarda otaczającymi ją ludźmi, zaczęły burzyć jej światopogląd. Nie miała przy sobie nikogo bliskiego, gdyż od wszystkich się odizolowała. Nie potrafiła w żaden sposób naprawić zerwanych relacji, czy zbudować nowych, trwałych. Wszystkie próby powrotu do normalności kończyły się fiaskiem. Z każdym dniem walki poddawała się coraz bardziej. Nie miała już siły, brakowało jej... czegoś. Tak, czegoś, czego sama nie umiała określić. Może celu? Czuła, że zagubił się gdzieś po drodze do dziwności, że już nigdy nie będzie dane jej go odnaleźć. Gdzie się podziało szczęście tak chętnie wpadające w ramiona innych, a szerokim łukiem omijające Fil? Czemu nagle poczuła się niepotrzebna światu, zepsuta, odstawiona na dalszy tor, niczym porzucone przez dorastające dziecko zabawki? |
Odkąd tylko pamięta, mówili jej, że życie w biednej rodzinie nie jest powodem do wstydu, nie jest niczym złym, a wręcz daje niekiedy lepszy pogląd na pewne sprawy, nieprzyćmione przepychem i bogactwem. Matka przy każdej możliwej okazji powtarzała te same słowa: Najważniejsze, że mamy siebie. Kochającą, zdrową rodzinę. Tylko, że... Filippa nie chciała wcale takiej rodziny. Nic jej w niej nie odpowiadało. Wieczne wypytywanie o dzień, codzienne zasiadanie do wspólnego stołu w porze obiadowej, weekendowe spacery, troski, radości i złości - wszystko razem dzielone, wszystko takie piękne i urocze, sielankowe, że aż cholera brała. I Fil tak właśnie się czuła. Chora od rodziny. Z wiekiem zaczęła coraz częściej opuszczać dom, spędzać czas poza nim, zawsze marząc o nowym, lepszym życiu, którego rodzice zagwarantować jej nie mogli. Lecz to przecież nie znaczyło, że sama nie była do tego zdolna. Wystarczyło tylko chcieć i wziąć się w garść. Przestać już uciekać z płaczem do łazienki, gdy tylko ktoś w szkole wyśmiewał jej strój. Iść przez miasteczko z podniesioną głową, zamiast znów szukać bocznej uliczki, w której można by się skryć. Kto jej zabroni? Kto ją powstrzyma? Ha! Jedynym ograniczeniem była ona sama, żadnych barier ponad to. Rodziców nie było stać na szkołę wyższą, ale to jej wcale nie zniechęcało. Przecież lubiła się uczyć, lubiła zdobywać coraz to nowe informacje, ale wcale nie potrzebowała do tego wykształconych profesorów i spędzania wielu nużących godzin na wykładach. Miała bibliotekę, miała księgarnie, antykwariaty, gdzie czasem skuszona wyprzedażą przeznaczała część odłożonych pieniędzy na kolejną książkę. Udowadniała, że mogła. Zapał jej jednak nieco zmalał, gdy dowiedziała się o posiadaniu przyrodniego rodzeństwa, które to miało żyć w luksusach i dobrobycie, a przynajmniej miało mu się powodzić lepiej niż obecnej rodzinie Filippy. Nie rozumiała niesprawiedliwości losu, ale miała też kolejną motywację. Niewielki murek postawiony na jej drodze, nie mógł przecież zatrzymać. Ale dzięki temu dostrzegła, że sama wiedza nie wystarczy, że uroda, choć i największa, też na dłuższą metę nie zda sprawdzianu. Potrzebowała wszystko połączyć, a dodatkowo mieć swoje własne zabezpieczenie. I tak też znalazła pracę. Rodzicom wmawiając posadę kelnerki, w prawdzie zajmowała się tańcem na rurze. Jednak nic ponadto! Miała ciało, nadrobiła umiejętności, a zachwyceni panowie potrafili zostawić ładny napiwek. Przynajmniej tak słyszała, bo sama dopiero co poznawała tajniki tego zawodu. Miała jednak nadzieję, że to kiedyś pozwoli jej się wyrwać z nizin społecznych i rzucić na kolana cały świat.
Mimo całkowitej utraty tożsamości: ~ W jej garderobie przeważa czerwień. ~ Uwielbia spędzać czas na spacerach po lesie, choć często łapie się tam na szybszym biciu serca spowodowanym myślami krążącymi wokół możliwego ataku dzikiego zwierzęcia, chociażby wilka. ~ Z niewyjaśnionych jej przyczyn ma awersję do mężczyzn. Nie potrafi im zaufać, ani chcieć ich prawdziwej bliskości, co czasem skutecznie ukrywa idealnie nimi manipulując.
Rodzice Kapturka byli wiecznie zapracowanymi ludźmi sukcesu. I jak niemal wszyscy tacy, sądzili, że obsypując jedną córkę prezentami, zastąpią ich braki. Mylili się. Być może dziewczynka również. Obdarzyła ich czystą nienawiścią, żalem za zmarnowane lata dzieciństwa, nie chciała znać, życzyła... śmierci, choć bała się przyznać do tego nawet w myślach. Co jeśli była adoptowana? Niechciana? Podrzucona przez obcych? Czy to dlatego jej nie kochali? Zaplanowali zasadzkę, żeby pozbyć się wścibskiej małolaty, coraz częściej wypytującej o arystokratyczne interesy? Wysłali ją więc w odwiedziny do babci, której już tak dawno żadne z nich nie widziało. Czy staruszka jeszcze żyła? Nie pytała, o nic nie pytała. Narzuciła tylko czerwoną pelerynę, zabrała koszyk i niczego nieświadoma wyruszyła w drogę. A stanął na niej stwór. Zwierz w pierwszej chwili wywołał dreszcz przerażenia, który później okazał się niebywale przyjemny. Igrała ze strachem i otwarcie przyznawała, że jej się to podoba. Lecz zareagowała, jak każda młoda dama na jej miejscu, udawała, podziwiając wilcze kły. Czy sama nie mogła takich mieć, by grozić innym? Tak szczerze, bez żadnej obłudy. Co ją hamowało? Metka ułożonej córki... Tak. Trzeba było się jej pozbyć, zmienić całe życie. Och, szkoda, że tak późno przychodziło jej to do głowy, że tak późno poczuła siłę na zmiany. Gdyby jednak Pióro, o którym czytała istniało... W domku babci było inaczej niż zazwyczaj, choć wiele lat tu nie przychodziła. Instynkt jednak pozostawał czujny. Staruszka... Ona również nie była sobą, jakby zdziczała. Nie minęła chwila, a dziewczyna upuściła koszyk z hukiem na podłogę. Nogi same poniosły ją w las z głośnym, złośliwym śmiechem, echem odbijającym się się o pnie drzew. Nie wróciła do domu. Była już Czerwonym Kapturkiem, nie córką szanowanej pary, której imię wymazała z pamięci.
|
|
Re: Filippa Redhood Wto 22 Mar - 18:20 | |
| Sam Kapturek jest niezwykle oryginalny, a historia którą jej dałaś pokazuje, że nie jest tylko zwykłą dziewczynką, która w poprzednim zyciu latała z koszyczkiem, a silną kobietą, która po każdym upadku, będzie potrafiła się podnieść. Skoro jesteś pole dancerką (uwielbiam Cię za to) to znacie się po fachu z Pierce, więc zapraszam. Jako stały bywalec otrzymujesz 15 pkt magii!
|
|