Marianne Bossieux Wto 22 Mar - 19:43 | |
| Za górami, za lasami, zyla niezwykla postac zwana Marianne, której przygody spisano w ksiedze Dziwna magia. Zamieszkiwala Neverland, gdzie byla wrozka. Sielanka zostala przerwana, gdy nad królestwem Fairylandu pojawily sie ciemne chmury, straszna klatwa, która wymazala wszystkim pamiec. I choc postac ta nie uczestniczyla w rzucaniu strasznego zaklecia, zmuszona byla do rozpoczecia zwyklego zycia w Pinewood, nie pamietajac swojego poprzedniego zycia. W miasteczku znacie ja jako dwudziestoczteroletniego mieszkanca, zwanego Marianne Bossieux (ft. Emma Watson). Zamieszkuje dzielnice Fables Hills, pracujac jako florystka oraz wolontariuszka w domu dziecka bedac srednio zamozna.
Marianne Bossieux Rys bohatera wild thing, you make my heart sing Dzięki temu, co przeżyła, jej wnętrze się zmieniło. Na lepsze, wedle jej opinii. Nie była już łatwowierną, słabą, niezaradną dziewczyną. Wydoroślała. Ha! Przepoczwarzyła się. W pewnym sensie otworzyła na świat piękne, motyle skrzydła, tym jaśniej lśniące, im pewniejsza siebie była. Oczywiście nic nie przychodzi łatwo, Marianne otrzymała adekwatny ból na swoje barki. Choć skutecznie maskowała i uciszała to pod osłoną ciągłych treningów w ukryciu. Jak to się mówi – cierpienie uszlachetnia. Teraz mógł pozazdrościć jej niejeden diament. Musiała wziąć się w garść. Dla najbliższych jej osób gotowa poświęcić wszystko, jakkolwiek głupio by to nie brzmiało, co posiada, włącznie z najcenniejszym darem – życiem. Nie zniosłaby spokojnie ani jednego dnia z przeświadczeniem, że było coś, co zrobić mogła, a czego jednak nie uczyniła. Przez tę cechę może się niekiedy wydać nadopiekuńcza, ale wszystko to w dobrej wierze, przemyślane trzy razy i rozważone. Nie podejmuje pochopnych decyzji, choć część z nich może wydać się ryzykowna. Wzmocniona doświadczeniami, nie chce by inni musieli przechodzić przez podobne cierpienia, a jednocześnie potrafi docenić otaczający ją świat i jego uroki, nawet ledwo wiążąc koniec z końcem. Dorosła jeszcze zanim osiągnęła pełnoletność. Po otrzymaniu od losu drugiej szansy, nie zamierza jej zaprzepaścić. I choć w gruncie rzeczy wszystko zmierzało w dobrym kierunku, nie zaćmiło to jednak jej umysłu, wciąż twardo stąpała po ziemi, nie dając ponieść się złudnym marzeniom. Stawia na racjonalizm, nim się kieruje, nawet, jeśli czasem prawda boli. Ale czy nie lepiej znać ją od razu, niż cierpieć ze wzmożoną siłą i obwiniając się za własną obłudę? Boi się w pełni otworzyć przed obcymi, bywa ostrożna, nawet jeśli bez skrępowania, niesamowicie radosna prowadzi rozmowy. Powoli wraca do niej dawne „ja”, w zaskakująco smaczny sposób ukazują, iż może być twarda wobec wszelkiego zła oraz delikatna, niczym kwiat, gdy czuje się bezpieczną. Utkana rzeczywistosc Marianne nie miała czasu nacieszyć się szczęśliwym życiem, a przede wszystkim beztroskim dzieciństwem. W zasadzie... Nie jest w stanie określić jakie ono było, twarze rodziny widziała jak za mgłą. A głównym tego powodem było traumatyczne przeżycie, po którym wspomnienia zaczęły się zatracać, a ona sama na długi czas popadła w świadomy letarg, wegetowała. Z tego, co w dalekich zakątkach umysłu się uchowało, pamiętała, iż rodzina matki, choć niewielka, pochodziła z Pinewood, lecz ze strony ojca - z Europy, dokładniej z Francji (stąd też jej nazwisko). Przynajmniej te informacje potwierdzały dokumenty, resztę mogła sobie wymyślić. Rodzice poznali się na wymianie międzykontynentalnej i zakochali od pierwszego wejrzenia, zupełnie jakby jakiś amor czy eliksir miłości maczały w tym palce. Byli niespokojnymi duszami, wszędzie ich nosiło, podróżowali stopem przez wiele miast, a jeśli udawało się uzbierać pokaźniejszą sumę, wybierali się za granicę. Niedługo potem zdecydowali się zamieszkać razem w Stanach, by zapewnić spokój spodziewanemu dziecku. Była nim Marianne. Na czas jej dorastania zaprzestali z koczowniczym trybem życia, a przynajmniej bardzo się starali. I udało im się aż do 12 urodzin dziewczynki. Zostawiona pod opieką bliskiej przyjaciółki już nigdy nie ujrzała roześmianych twarzy rodziców. Widziała je ponownie tylko raz; blade, chłodne, jakby skamieniałe, ale przede wszystkim - martwe. Tragedia, która zmieniła całe jej dalsze życie, na zawsze już wyryła ranę w sercu nie do końca świadomego dziecka. Resztę lat spędziła w domu dziecka, a że nie była niemowlakiem, opiekunowie widzieli marne szanse na jej adopcję. I mieli absolutną rację, bo na wolność wyszła dopiero po ukończeniu pełnoletności, zaczynając życie od zera. Nie miała żadnych znajomości, nie miała potrzebnego jej wykształcenia, ani też bogactwa, które pomogłoby stanąć na nogi. Oczywiście, suma pozostawiona przez rodziców idealnie wystarczała jej jako zabezpieczenie, lecz o przyszłość musiała już troszczyć się sama. Miała swoje pasje i zamiłowania, a także nabyty chart ducha oraz siłę działania. Dobrym sercem się nie naje, więc wiele osób uważało, iż traci tylko czas wspomagając opiekunów domu dziecka. Tylko czy oni naprawdę wiedzieli, o czym mówili? Byli tam kiedyś zamknięci na wiele niekończących się lat? Zapewne nie... A jej nikt nigdy nie odwiedził. Nie przyniósł jednej cholernej zabawki, by dać iskierkę radości. Co zawiniło dziecko? Sama nie była obojętna na takie sprawy, nie miała serca z kamienia, a czasu miała wystarczająco dużo, aby zmienić teraźniejszość, choć jednego cierpiącego. Swój dochód czerpała z pracy w kwiaciarni, bo i do roślin od zawsze miała smykałkę. Z łatwością szło jej dbanie o nie, a także układanie wymyślnych bukietów. Miała także cichą nadzieję, że któregoś dnia uda jej się zająć prawdziwymi ogrodami, tymi olbrzymimi, porastającymi całe ziemie bogaczy, którzy nie mieli pojęcia, jak do nich podejść. Zamieszkiwała przyjemną okolicę, w której to również mogła dać upust swoim zdolnością, co oczywiście chętnie czyniła. Wiele radości dawało jej zajmowanie się ogrodem, rosnącymi w nim warzywami, które zawsze nienagannie się prezentowały. Co właściwie robiła w mieście? Dlaczego nie rzuciła tego wszystkiego, by osiąść na spokojnej, swojskiej wsi? Nie wiedziała, ale niewykluczone, że czas ten niebawem dla niej nadejdzie. Chociaż nie mogła na nic narzekać, niekiedy widziała kręcących się po okolicy ludzi zamieszkujących stary camping. Zderzały się tam różne charaktery i grupy, jedne mniej, inne bardziej ją przerażające. Uważała, że każdego z nich musiało napotkać coś, co zapoczątkowało lawinę staczającą ich ze szczytów życia, zbieg niefortunnych wydarzeń doprowadzających do momentu, w którym się akurat znajdowali. Ale nie należało ich za to od razu szufladkować, bo przecież pod skorupą oschłości i wandalizmu ktoś się krył. Ktoś wartościowy. I to ich jednoczyło. Wszystkich ludzi. Nawet mimo całej reszty różnic. Zachowane wspomnienia ;*; W snach często zdarza jej się latać. ;*; Kocha wszelką przyrodę, nie wyobraża sobie domu bez kolorowych kwiatów oraz ich zapachu. ;*; Zawsze wydziela kwotę z zarobionych pieniędzy na treningi szermierki. ;*; Boi się, że przez lata spędzone w sierocińcu, ominęło ją coś naprawdę ważnego. Odstepstwa w bajce Gdy serce Boga i wszystkich służących mu stworzeń owiała odrobina miłości, bajka nabrała nowego sensu. Dopiero po opadnięciu pierwszych emocji, Marianne dostrzegła i pojęła, jak wielką moc ma prawdziwe uczucie, które jest w stanie złamać nawet silny eliksir Sugar Plum. Skłócone królestwa mogły żyć ze sobą w zgodzie, nie bacząc na dawne zatargi. Więc skoro… Skoro im się udało, czemu miałoby to nie zadziałać na całą resztę? Czy mało się słyszało o wrogości wymierzonej przeciw sobie? Oczywiście wróżki nieszczególnie się tym przejmowały; były drobne, żyły w swoim niewielkim świecie we wzajemnej harmonii, również z naturą. Ale Marianne przecież była inna, tak? Pomyślała o reszcie. Zrozumiała, że na świecie nie ma podziałów, nie ma dobra i zła. W głębi duszy każdy jest dobry, lecz struty, zraniony i wewnętrznie zbolały. Gdyby nie spotkała ich krzywda, piętno na duszy by się nie odcisnęło, a ich życie wyglądałoby inaczej. Jeśli istniał jakiś sposób, by to zmienić? Sprawić, że pamięć o cierpieniu odejdzie, serce oczyści się z całej niegodziwości, a świat zacznie trwać w takiej sielance, jaka panowała w dwóch pogodzonych królestwach? Chciała spróbować, bo chyba nie tylko ona jedna to widziała. A nawet jeśli, sojusznicy się znajdą, prędzej czy później. Czyż nie tak wypadało postępować księżniczce? Tylko… Co powie ojciec? Siostra?... Bog? Jednej nocy nie przespała, krzątała się nerwowo od okna do łóżka. Sterta papierowych kulek rosła porozrzucana po podłodze. Cichutko zapukała do drzwi, weszła niespostrzeżenie do pokoju siostry budząc ją. - Dawn… Dawn. Weź ten list, proszę. Przeczytaj i spróbuj mnie zrozumieć. Wytłumacz IM rano. Ja naprawdę czuję, że to właściwa droga. I wrócę niebawem, obiecuję siostrzyczko, nie martwcie się. Bardzo ciebie… was kocham, pamiętaj.List miał wszystko wyjaśnić, czy to zrobił – nie wiedziała. Ale kto powiedział, że jeśli któreś z nich stanęłoby Marianne na drodze i oznajmiło, że wyruszy razem z nią, nie zabrałaby go? Miłość jest naprawdę dziwną magią. Nie należy z nią igrać, nie należy się nią bawić. Lecz jeśli masz kogoś, kogo szczerze kochasz, nie zaprzepaść tego. Los nie daje drugiej takiej samej możliwości. Pamiętaj i dbaj o nią, jak o najcenniejszy kwiat. Kwiat miłości. Pierwiosnek.
Ostatnio zmieniony przez Marianne Bossieux dnia Czw 24 Mar - 19:03, w całości zmieniany 1 raz |
|