| Patio | | | Re: Patio Pon 28 Mar - 22:32 | |
| Popołudnie było wyjątkowo ciepłe i słoneczne jak na pierwsze dni wiosny, więc Isolde postanowiła, że cotygodniowe spotkanie ze swoimi przyjaciółkami po raz pierwszy w tym roku zorganizuje na świeżym powietrzu. Należało przecież korzystać z dobroczynnego wpływu promieni słonecznych, nawet jeśli unikało się ich za wszelką cenę celem zachowania alabastrowo białej cery. Na szczęście u pani Beakley ta występowała jakimś cudem naturalnie i nawet dłuższy pobyt na słońcu nie był w stanie tego stanu rzeczy zmienić. Zupełnie jakby była wykonana z białego marmuru albo lodu. W serialu dobrze znanym @Liv Whitemore byłoby w tym momencie przepiękne przejście od narracji i słowach o lodzie do sceny, w której kosteczki lodu wrzucane są do blendera, a następnie miażdżone na drobne kawałeczki przez Isolde Beakley. Niemniej, nie był to ten serial, więc możemy tylko sobie wyobrażać jak estetycznie by to wyglądało. Już na godzinę przed przyjściem 'dziewczyn' Isolde przygotowała patio - upewniwszy się, że nigdzie nie znajdzie się choćby jeden niechciany paproszek poczęła skrupulatnie przygotowywań przekąski różnego rodzaju. Nie, nie chodziło o to, by się najeść, ale o to, by obrobić tyłki wszystkim z przecznicy przy 'odrobinie' dobrego alkoholu. Dzisiaj padło na margarithę, różnego rodzaju, bo Isolde udało się w sklepie z ekologiczną żywnością zakupić pudełeczko truskawek za horrendalnie wysoką cenę, ale przecież dla koleżanek warto! Chociażby po to, by pokazać się im z jak najlepszej strony i trochę ukłuć w oczy przepychem na jaki w tym domu można sobie pozwolić. Nie robiła tego ze złośliwości, czy nienawiści do kobiet, które miała dzisiaj ugościć, bo szczerze mówiąc nie wyobrażała już sobie bez nich życia. Ale przecież nawet największe przyjaźnie nie mogą się obyć bez odrobiny przepychanek. Przygotowawszy przekąski i rozstawiwszy szejker do przygotowywania drinków poszła na piętro, by przygotować na spotkanie samą siebie. Założyła oczywiście perły, które stanowiły w wielu przypadkach nieodłączną część jej stroju. Zawsze prawdziwie - nie uznawała tanich i tandetnych podróbek. Jak mówiła jej prababka - 'nie stać nas na kupowanie tanich rzeczy'. |
| | Re: Patio Pon 28 Mar - 23:16 | |
| Tego dnia sprawy miasteczka załatwiła wyjątkowo szybko. O dziwo nie zjawił się nikt kto by narzekał na wyjątkowo dużą ilość oposów, urzędujących w spiżarniach cudzych domów. Jedynie sprawa jakże banalna, bo kota na drzewie, naruszyła trochę idealny uśmiech na idealnej twarzy Liv. Uprzejmie wysłuchała historii załamanej mamy, usilnie starając się odwołać wszystkie nieeleganckie wyzwiska, którymi chciała ją potraktować. Kimże ona jest żeby zajmować się durnym kotem? Czy ta durna baba nie mogła pójść do jakiegoś miłego strażaka, który na co dzień zajmuje się takimi wszawymi sprawami? Gdyby nie fakt, że zaraz po swojej przyjaciółce reprezentowała miasto, już dawno by prychnęła tej kretynce prosto w twarz. Dla takich ludzi eutanazja powinna być legalna. Osobiście bym wyraziła zgodę. Dodała sobie w myślach zaraz przed wyjaśnieniem pani Xyz, że ma WAŻNIEJSZE sprawy od jakiegoś kota, a jak pani Xyz nie potrafi zająć się nawet małym zwierzakiem to może opieka społeczna powinna bliżej zainteresować się tematem? Czy ona w ogóle wie gdzie w tej chwili znajdują się jej dzieci? Doprowadzając panią Xyz niemalże do płaczu, nie czuła wcale wyrzutów sumienia, a cichą satysfakcję. W jej spokojny i uprzejmy ton głosu nawet na chwilę nie wdarła się nuta zjadliwości. Łaskawie zgodziła się nikogo nie informować i poradziła, że może jednak następnym razem powinna się pani Xyz udać do straży pożarnej, gdyż mają w tym zakresie większe doświadczenie. Na znak, że po pracy będzie czekała na nią zimna margharita, odetchnęła z niepojętą ulgą, a ów piękne przedstawienie Isoldy w kuchni zapewne bardzo by jej się spodobało, bo zaraz po swoim synu kochała porządek i perfekcję. Pereł co prawda nie miała, ale jako zastępca burmistrza czasami musiała z ogromną niechęcią przyjmować różnego rodzaju prezenty, co by nie urazić tych przemiłych darczyńców, którzy oprócz nich przelewali również niemałe sumy na cel rozbudowania infrastruktury Pinewood. Dzisiaj zdecydowała się na założenie delikatnych kolczyków z białego złota z umieszczonym w środku topazem, otoczonym gromadką mikroskopijnych brylancików. Perfekcyjnie wymanikiurowaną dłoń zwinęła w piąstkę i zapukała trzy razy. Trzy, bo raz to za mało, a dwa źle wyglądają. Nie czekając na zaproszenie, weszła do środka, stukając obcasami o wypolerowany parkiet. Dopiero teraz ogarnęłam, że piszemy na patio, dlatego Liv po prostu przeszła przez cały dom, żeby ocenić czy jej jest w lepszym stanie - hehe, a potem przez tylne wyjście znalazła się na patio. - Dzień dobry Isolde - przywitała się po raz kolejny tego dnia z przyjaciółką. - Przyniosłam trochę ciasteczek na przekąskę - dodała, kładąc na stoliku między drinkami cytrynowe ciasteczka, z których słynęła. Zapewne nawet sama Sansa Stark obśliniłaby się na myśl o nich! |
| | Re: Patio Pon 28 Mar - 23:44 | |
| Strojenie się na taką okazję było źle widziane, w końcu miała spędzić miły wieczór z przyjaciółkami, których bądźmy szczerzy, nie miała zbyt wiele. Nie, żeby potrzebowała takowych na pęczki, bo przecież doskonale radziła sobie w pojedynkę, ale miło było poplotkować sobie z kimś na takim samym poziomie intelektualnym i klasowym co ona. Z tego też powodu założyła na siebie błękitny sweterek zapinany na guziczki, do których doskonale pasowały białe spodnie. Elegancko, a jednocześnie na luzie jak to mówiła dzisiejsza młodzież. Jej dzieci już dawno młodzieżą być przestały, czego oczywiście nie mogła odżałować. Znacznie łatwiej było nimi sterować, gdy nie miały tych osiemnastu lat, a argument 'dopóki nie jesteś dorosły...' sprawdzał się wręcz doskonale. Tego jednego zazdrościła Liv. Jej syn wciąż jeszcze był dzieckiem, wprawdzie niezwykle nieporadnym i pewnie sama nie byłaby w stanie wychowywać takiego fajtłapy, ale mimo to zazdrościła przyjaciółce. Już ubrana zeszła do kuchni, by wyjąć z lodówki krakersy, na których ułożyła w zgrabny szlaczek pastę z ciecierzycy i jakieś warzywka. Whitemore przynieść miała ciasteczka. Nie byle jakie, bo te cytrynowe, w których nie miała sobie równych. Och! Isolde niejednokrotnie próbowała zdobyć na nie przepis, ale wszystkie te próby spaliły na panewce. Próbowała nawet podpuścić tego jej dzieciaka, ale nie był tak głupi jak mogło się wydawać. No cóż. Może kiedyś... Na resztę pań czekała już w ogrodzie delektując się śpiewem ptaków. Gdyby organizowała jakąś kolację to pewnie włączyłaby Czajkowskiego, ale przecież tu chodziło o plotki, więc muzyka tylko by im przeszkadzała. W końcu rozległo się pierwsze pukanie do drzwi. Wstała ze swojego miejsca, by otworzyć przyjaciółce, ale ta już sama weszła do środka i kierowała się w jej kierunku. - Liv - uśmiechnęła się do niej, choć był to raczej kurtuazyjny gest. Isolde Beakley nie uśmiechała się szczerze. - Dzień dobry - wskazała miejsce, które pani Whitemore mogła zająć i dopiero, gdy ta to zrobiła sama wróciła na swoje - Słyszałam, że miałaś dzisiaj niezwykle WAŻNĄ sprawę w urzędzie - jej donoszą o wszystkim co dzieje się w ratuszu. |
| | | | |
| Permissions in this forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |