Lucien Osbourne Sro 23 Mar - 9:23 | |
| Lucien Osbourne Za górami, za lasami, żyła niezwykła postać zwana Czarnoksiężnikiem z krainy Oz, której przygody spisano w księdze Czarnoksiężnik z krainy Oz. Zamieszkiwał krainę Oz, gdzie praktykował białą magię. Sielanka została przerwana, gdy nad królestwem Fairylandu pojawiły się ciemne chmury, straszna klątwa, która wymazała wszystkim pamięć. I choć postać ta nie uczestniczyła w rzucaniu strasznego zaklęcia, zmuszona była do rozpoczęcia zwykłego życia w Pinewood, pamiętając swoje poprzednie życie w 0%. W miasteczku znacie go jako trzydziestoletniego mieszkańca, zwanego Lucien Osbourne (ft. Gaspard Ulliel). Zamieszkuje dzielnicę Needlepoint Coast, pracując jako architekt będąc bogatym.
| Lucien jest dość skomplikowaną osobą. A przynajmniej taki wydaje się być na pierwszy rzut oka. Nie lubi dużo o sobie dużo mówić, ceni swoją prywatność. Z tych powodów często traktuje osoby, które nie proszone wtrącają się w jego sprawy niczym wrogów. Chyba że są to osoby do których ''przyzwyczaił się", uznał za przyjaciół. Wobec nich jest znacznie bardziej tolerancyjny i cierpliwy. Oczywiście niełatwo jest zostać jego przyjacielem. Lucienowi podoba się dany typ człowieka albo nie. I nie wydaje się, aby przy doborze przyjaciół kierował się jakimiś określonymi kryteriami. Ciężko powiedzieć, czemu akurat tego kogoś lubi, a tamtego już nie. Ci, którym udało się go poznać, wiedzą iż niezwykle ceni sobie wiedzę. Interesują go przeróżne dziedziny wiedzy - matematyka, medycyna, sztuka, biologia, itd. Zawsze jest gotów uczyć się i udoskonalać swoje umiejętności. Żałuje tylko, że brakuje mu czasu na poznanie wszystkiego, co by chciał poznać. Musi się ograniczać. Jest praktyczny, woli skupiać się na faktach. Plotki i niedomówienia wzbudzają u niego irytację. Sądzi, że prowadzą skłaniają one otoczenie do wyciągania pochopnych wniosków, zaś pochopnie wyciągnięte wnioski prowadzą do poważnych błędów. Inteligentny człowiek obserwuje i analizuje sytuacje. Co też czyni sam Lucien. Prawidłowo wyciągnięte z obserwacji wnioski pozwalają mu podejmować racjonalne decyzje. A przynajmniej chce wierzyć, że jego decyzje są przeważnie racjonalne i rozsądne. Jak jest naprawdę? Cóż, mimo wszystko pozostaje człowiekiem. Ludziom zdarzają się pomyłki, dają się ponieść emocjom. Nie jest wcale wolny od tych "obciążeń". Jego skłonności do analizowania czynią z niego praktyczną osobę. Dążącą do konkretnych działań i nastawioną na to wszystko, co może być przydatne w planowaniu czegoś. Drażnią go ci, którzy wykręcają się od zleconych im zadań, nie posiadają jasno określonych planów albo łamią nagminnie łamią obowiązujące zasady. Często surowo ocenia takich ignorantów i buntowników. Może aż nazbyt surowo. Może dlatego, że nie cierpi chaosu oraz bezmyślności. Jest uparty. Trzeba się sporo natrudzić, by przekonać go do zmiany zdania. Tym bardziej się kłóci im bardziej bezsensowne wydają mu się argumenty drugiej strony. Nie można powiedzieć, że jego naturę cechuje wrodzone okrucieństwo. Po prostu przypływ zniecierpliwienia i konieczność wyrażenia szczerej opinii, sprawiają, iż zupełnie przypadkowo rani uczucia wrażliwszych osób. Na szczęście potrafi wyczuć, kiedy posunął się za daleko, sprawił komuś przykrość. Nieźle radzi sobie z odczytywaniem emocji u innych, potrafi być także dobrym słuchaczem. Ʊ Niektórzy nazywają go Lusi ; skrót od Luciena, chociaż Lusi brzmi podobnie do Lucy. Ʊ Lubi koty. Ʊ Posiada owczarka belgijskiego wabiącego się Oz (prezent od wujostwa), który w przeciwieństwie do niego nie przepada za mruczkami. Ʊ Żywi duży sentyment do stylu art nouveau i art deco. Ʊ Jego ukochany wujaszek należał do typu ludzi, którzy uważają, że kraj schodzi na psy, ale obywatel nadal ma prawo i święty obowiązek posiadać oraz wiedzieć, jak obchodzić się z bronią palną. Dopilnował, żeby siostrzeniec także opanował tą umiejętność. Do tychże umiejętności doszły sztuki walki, bo jakby nie patrzeć, życie w dużym mieście jest niebezpieczne. Ʊ Od czasu do czasu umila sobie czas grą na fortepianie. Muzyka łagodzi obyczaje. Grać na instrumencie nauczył się od pewnej melancholijnej panny mieszkającej po sąsiedzku w jego nowym domu w Los Angeles. | Miał mądrą matkę i beztroskiego, aczkolwiek uzdolnionego artystycznie ojca. Już z tego faktu można wyciągnąć wniosek, że Osbourne nie należeli do najbardziej wzorowych rodzin w Pinewood. Nie było jednak co płakać nad rozlanym mlekiem. Kiedy pani Osbourne zorientowała się, że nie może zbytnio liczyć na męża - artystę, wzięła sprawy w swoje ręce. Zatrudniła się jako recepcjonistka w hotelu Whitemore'ów. Akurat panował jeszcze ten złoty okres, gdy ludziom chciało się przyjeżdżać na wypoczynek do otoczonego lasami miasteczka. Niemniej, bez pomocy paru życzliwych ludzi, z rodziną byłoby krucho, bo ile zarabiała taka recepcjonistka? Mały Lucien był jedynym dzieckiem z tegoż niezbyt fortunnego związku. Emocjonalnie bardziej związanym z matką niż ojcem. Tatuś szwendał się to tu, to tam, malował obrazy, które nie wzbudzały u potencjalnych nabywców większego zainteresowania oraz filozofował. Wreszcie znudziło mu się życie w miasteczku, zbrzydło małżeństwo. Spakował manatki, a następnie wyniósł się z domu. Podobno wyruszył szukać w świecie nowych inspiracji do kolejnych obrazów. Mniej oficjalne źródła donosiły, że "inspiracja" miała blond włosy, długie nogi i pojawiła się w Pinewood przejazdem. Było, minęło. Tęsknota za rodzinnym artystą nie trwała zbyt długo. Wiele lat później, dorosły Lucien gorzko stwierdzi, że właściwie nic nie zawdzięcza swojemu ojcu. Ot, odziedziczył po nim zmysł artystyczny oraz stos starych obrazów. Których, diabli wiedzieć czemu, nigdy nie wyrzucił. I imię. Tak, to ojciec wpadł na pomysł, żeby nazwać go tak oświeconym, tak pozytywnie brzmiącym imieniem. Wracając jednak do wcześniejszego okresu jego życia. Od małego lubił wznosić konstrukcje z klocków, a później z wszelkiego rodzaju materiałów. Na kartkach papieru rysował fantastyczne budynki, które konieczne chciał zobaczyć jako coś rzeczywistego i materialnego. Ma się rozumieć, środki i możliwości jakie wówczas posiadał nie wystarczały do zrealizowania większości projektów. Jednak Lucien nie poddawał się. Uwielbiał się uczyć; zdobywanie wiedzy oraz umiejętności sprawiała mu satysfakcję. Nic dziwnego, że ukończył liceum jako jeden z tych najlepszych uczniów. Od razu też wiedział, co chce robić w przyszłości. Wciąż myślał o swoich budowlach z dzieciństwa. Pragnął ujrzeć je nie na kartkach z rysunkowego bloku, lecz wznoszące się ku niebu. Zbudowane nie z kawałków drewna czy klocków ale powstałe ze stali, kamienia, szkła. Aby zrealizować swój cel, musiał poszukać nowych źródeł wiedzy. Matka uznała, że edukacja to doskonały powód do opuszczenia miasta, które ostatnio i tak zaczęło podupadać i rozpoczęcia życie w szczęśliwszym miejscu. Jej brat, któremu wiodło się znacznie lepiej, nie miał nic przeciwko odwiedzinom. Chętnie zobaczyłby siostrzeńca, którego do tej pory jakoś nigdy nie miał czasu odwiedzić oraz poznać. Tym sposobem Lucien wraz z matką przeniósł się do Los Angeles. Dostał się na Uniwersytet Kalifornijski. Od samego początku dał się poznać jako pojętny i utalentowany student Wydziału Architektury. A wraz z mijającymi miesiącami jego talent coraz bardziej się rozwijał. Wychwalano go za innowacyjność, wizjonerskie spojrzenie na to jak powinna wyglądać architektura przyszłości. Po zakończeniu studiów, błyskawicznie znalazł zatrudnienie w większej firmie architektonicznej. Poważani klienci bardzo chętnie nawiązali z nim współpracę oraz zarzucili zleceniami, pomimo iż "młodociany geniusz" dopiero co opuścił uniwersyteckie mury. Każdemu inny absolwent musiałby zaczynałby od małych kroków, zdobywał doświadczenie przy starszych kolegach. Ale Lucien nie był zwyczajny. Szybko zasmakował sławy. Międzynarodowe konferencje. Znajomości z ważnymi osobistościami. Pochwały. Wywiady. Wygrywane konkursy. Aż... tak jak nagle się zaczęło, tak nagle skończyło. Na życzenie samego Luciena. W pewnym momencie uznał, że ma dosyć. Sztuczny świat Vipów zaczął go męczyć. Potrzebował spokoju i odosobnienia. Nie harmidru wielkiego miasta. Refleksji. Nie gadania o pieniądzach oraz sławie. Udało mu się nawet wynegocjować u niezadowolonych przełożonych zgodę na dłuższe wakacje. Nie sposób powiedzieć, co tak naprawdę skłoniło go do opuszczenia wielkiego świata sławy i chwały. Poszukiwanie spokoju. Depresja? Wewnętrzna potrzeba przemyślenia sobie pewnych spraw? Ile osób tyle pewnie odpowiedzi na to co nim pokierowało w podjęciu takiej a nie innej decyzji. W poszukiwaniach tego co zagubił powrócił do swoich korzeni, do Pinewood. Coś go przyciągnęło do tego miasta i zatrzymało. Wspomnień pozostało mu tyle co nic. Zdarza się, że nawiedzają go sny, których rano nie potrafi sobie przypomnieć. Intuicyjnie wyczuwa, iż nie wszystkie z nich mają przyjemny charakter. Z jakiegoś powodu budzą w nim poczucie straty czegoś ważnego. Przez co czuje się naprawdę podle. Z niewiadomego powodu unika cyrków i wszystko co z cyrkami związane. To miejsce rozrywki, tak uwielbiane przez dzieci, jemu kojarzy się paradoksalnie z niebezpieczeństwem. W poprzednim życiu miał mnóstwo obowiązków oraz zobowiązań, był stale w ruchu. Tak jakby przeniosło się to również do nowej rzeczywistości, gdyż stara się być jak najbardziej aktywny i zajęty. Bez tego czuje się bezużyteczny.
Czarnoksiężnik nie był przebiegłym sztukmistrzem zwodzącym mieszkańców Oz za pomocą cyrkowych sztuczek. Zawsze posiadał magiczny talent. Jego mistrz stale powtarzał mu, że daleko zajdzie czeka go świetlana przyszłość. Jednak zanim trafił do Oz i został potężnym magiem, zamieszkiwał w jednym z królestw Fairylandu. W tymże królestwie poznał również wspomnianego wcześniej mentora, który tak bardzo wierzył w jego możliwości i przy jego boku przemierzał kontynent. Uczył się od niego magii i poznawał świat. Niestety na skutek pewnego tragicznego zdarzenia z udziałem pewnego szalonego czarnoksiężnika, został zmuszony do nagłego opuszczenia Fairylandu. Po osiedleniu się w magicznej krainie Oz nawiązał bardzo serdeczne stosunki z Dobrą Czarownicą Glindą. Z czasem zdobył również szacunek wszystkich mieszkańców. Zgodził się pomóc Dorotce i jej kompanom. Jednakże niektórzy uznaliby, że warunki, jakie postawił im za udzielenie pomocy nie były aż tak do końca moralne. Jeśli nie okrutne. Mówiąc inaczej, wcale nie kierowała nim bezinteresowność, kiedy zobowiązywał się rozwiązać ich problemy.
|
|
Re: Lucien Osbourne Sro 23 Mar - 10:49 | |
| Rany! Pięknie napisałaś kartę i czytało mi się ją mega przyjemnie. Twoja postać jest dopracowana pod każdym kątem, a innego Czarnoksiężnika z Oz nie mogłabym sobie wyobrazić - ten jest idealny. Już ktoś powiedział, że genialnie dobrałaś imię do bohatera, tak samo do całego jego życia. Lucien jest bardzo tajemniczą postacią, którą chętnie poznam przy jakiejś grze. Na pewno znasz Whitemore'ów, a to jakie będziesz mieć z nimi stosunku pozostaje już tylko w Twojej kwestii. Jako stały bywalec otrzymujesz 15 pkt magii! |
|