| Przed domem | Przed domem Czw 24 Mar - 13:29 | |
| |
| | Re: Przed domem Sob 26 Mar - 20:07 | |
| /Dzień po wyjściu do klubu z Lydią.
Iść albo nie iść - oto jest pytanie. Po wielu spędzających sen z powiek nocach, Filippa zdecydowała się jednak iść. Właściwie zadała się na impuls, kiedy to po porannym powrocie do domu z wyjścia do klubu, obudziła się niemalże w południe z bólem głowy i niemiłosiernym piekłem w gardle. Jakie to szczęście, że była sama w domu. W innym wypadku kłamstwo, którym posłużyła się dzień wcześniej straciłoby całkowicie na wiarygodności, a ona na zaufaniu. Tego przecież nie chciała. W każdym razie! Postanowiła raz, a dobrze rozwiązać problem. Mieć z głowy pierwsze spotkanie, za sobą zapewne krępującą dla obojga rozmowę i już znać efekt, jaki ta spontaniczność przyniesie. Nie sądziła, że lepiej byłoby milczeć, żyć w ukryciu, a prawdę kryć przez kolejne lata, zupełnie jak kryto ją przed samą Filippą. Dziewczyna obracała się w na tyle różnorodnym środowisku, iż pozyskanie dla niej tak błahej informacji, jak adres przybyłego do miasta pana Osbourne nie było problemem. Jak się spodziewała, żył on jak pączek w maśle, wśród śmietanki miasta w najbogatszej dzielnicy. Musiało mu się naprawdę dobrze wieść, czego... Czego Fil zazdrościła. I bolało ją to, jak niewiele innych rzeczy; ta niesprawiedliwość. Nie miała żadnego planu, przygotowanej na zaś rozmowy, która pewnie i tak przebiegłaby inaczej pod wpływem nowych, niekontrolowanych emocji. Mimo złego stanu po niewielkiej ilości krwi w alkoholu niedawno wesoło krążących po jej żyłach, wyglądała jak zwykle nienagannie, choć oczy ukryte za okularami przeciwsłonecznymi mogłyby zdradzić całą prawdę. Doskwierający ból głowy uciszyła proszkami, ale mała butelka niegazowanej wody była w pogotowiu pod ręką. Zatrzymała się przed guzikiem domofonu. Nie zadzwonię. Nie dam rady. Co powiem? Weź się w garść! Westchnęła głośno. Nie zadzwoniła. Zamiast tego usiadła na ławce tuż przy bramie domu. Kiedyś będzie musiał stąd wyjść, wtedy jakoś... jakoś to będzie. |
| | Re: Przed domem Pon 28 Mar - 17:54 | |
| /Po spotkaniu na plaży Effy/ Pinewood kojarzyło się z zacisznymi miejscami, w których udręczone umysły znajdywały ukojenie oraz ucieczkę od jazgotu wielkich miast. Te śliczne domki jakby przeniesione prosto ze starej ilustrowanej książki z baśniami. Ani śladu wieżowców czy super nowoczesnych knajp spod szyldu międzynarodowych koncernów. Jak zdążył zaobserwować, biznes miał bardziej lokalny charakter. Sklepy, restauracje i malutkie firmy przekazywano sobie z pokolenia na pokolenie. Ogólnie ludzie żyli tu w zgodzie z tradycjami oraz historią. Co czyniło miasteczko jeszcze bardziej wyjątkowym miejscem. Antidotum na agresywnie postępującą globalizację i obsesyjne trzymanie się poprawności politycznej. Wisteria Avenue znacznie dodawała uroki tej okolicy. Fioletowe, niebieskie, białe, różowe kwiecie wisterii porastało całą ulicę. Obrastały domowe werandy, tworzyły barwne kwieciste tunele. Niemalże odnosiło się wrażenie, że znalazło się w innym, fantastycznym świecie. Niejedna romantyczna dusza mogłaby siedzieć całymi dniami na balkonie i spoglądać na te bajeczne widoki, pisać ckliwe wiersze. Rzecz jasna, nie każdy był w stanie zapewnić sobie takie widoki na co dzień. Przepustką do zamieszkania w tej części miasta było posiadanie pokaźnego konta w banku; takiego, które pozwoliłoby na zakup, tudzież wynajęcie domu. Alternatywą było zatrudnienie u któregoś z mieszkańców jako gosposia albo ogrodnik. Przerwy pomiędzy wykonywaniem obowiązków można poświęcić na kontemplowanie widoków. Początkowo Lucien wahał się przed zamieszkaniem na osiedlu. Pieniądze nie stanowiły żadnego problemu. Chodziło o przeświadczenie, że wprowadzi się do domu, który okaże się stanowczo za duży. Dla jego praktycznego umysłu taka sytuacja okazałaby się zupełnie niepraktyczna. Ponadto duże domy wydają się jeszcze bardziej puste i samotne, gdy mieszka się w nich w pojedynkę. W ostateczności zaakceptował to, że będzie miał taki duży dom. Możliwe, że i trochę uległ presji - bo jakże to nie posiadać mieszkania, które nie byłoby odzwierciedleniem statusu w społeczeństwie. Nie pożałował swojej decyzji. Było warto ją podjąć dla możliwości zamieszkania w takiej ładnej okolicy. Nawet teraz wracając z wycieczki nad jezioro, dopisywał mu znakomity humor. Z południa wiał łagodny, ciepły wiatr. Dookoła roznosił się zapach wisterii. Nie trzeba było nigdzie się śpieszyć. I nie śpieszył się. Wracał do domu spacerowym krokiem, przystawał czasami, żeby rozejrzeć się za buszującym między pnączami Ozem. Tym sposobem dość późnym popołudniem dotarł pod dom. Od razu dostrzegł, że ktoś na niego czeka. Czeka na niego. Czyż nie brzmiało to osobliwie? Stare więzi z czasów szkolnych osłabły, podobnie jak przyjaźnie. Trochę potrwa nim zastaną odświeżone albo odbudowane. O ile chciał cokolwiek odświeżać bądź odbudowywać. Jednak ktoś pofatygował się tutaj i zdecydował poświęcić swój czas na wyczekiwanie aż wróci. - Mogę w czymś pomóc? - zapytał, bacznie się jej przyglądając. Nie, zupełnie nie kojarzył tej osoby. Ciemnowłosa, dobrze kobieta. Właściwie to dziewczyna, bo jakby nie patrzeć, była młoda. A przynajmniej wyglądała na kogoś młodego. |
| | Re: Przed domem Czw 14 Kwi - 20:55 | |
| Odliczała czas w upijanych z plastikowej butelki łykach. Jeden, drugi, trzeci... Kilka kolejnych, aż co najmniej połowa została opróżniona. Więc właściwie ile to ich było? Ileż łykowego czasu zleciało odkąd zdecydowała się usiąść na ławce i zaczekać na hm... wspaniałego braciszka! Wspaniałego, nadzianego braciszka, bo przecież byle kto nie mógł sobie pozwolić na dom w tej okolicy. Tak, drażniło ją to. Tak, wyraźnie to po sobie pokazywała, kiedy nieestetyczna zmarszczka nerwowo wędrowała po jej czole. No nic. Minuty, czy nawet godziny nie miały znaczenia. Jeśli zdecydowała się tu przyjść, wreszcie po długich namysłach, nieprzespanych nocach i wstępnie przygotowującej ją na to sporej dawce alkoholu dnia poprzedniego. Głowa po odpowiedniej tabletce przestała niemiłosiernie pulsować, ustąpiła błogiemu ciężarowi powiek, które wyraźnie wołały o odrobinę więcej snu, niż w rzeczywistości zostało im podarowane. Dlatego podkurczyła pod siebie nogi, ramiona ułożyła na oparciu ławki, by na nich mogła spocząć miękko głowa. Byle tylko nie zasnąć. Ale nawet to nie było jej dziś dane. Z wygodnej pozycji wyrwał ją męski głos, który nie wskazywał na pożądaną osobę, jednak gdy na niego spojrzała, nie było wątpliwości, że to wyczekiwany właściciel burżujskiego przybytku. Nim odpowiedziała, malowniczo rozchyliła usta, oczy badały jego rysy twarzy doszukując się zarówno podobieństw, jak i różnic z ich wspólnym, kochanym ojczulkiem. Nie brała nawet pod uwagę pomyłki, przypadkowego przechodnia, bo... Czasem zaczynało działać coś takiego jak instynkt, impuls, którego należało się słuchać, bo on wskazywał poprawnie na łączącą dwójkę ludzi więź. Czyż nie raz się naczytała o podobnych sytuacjach? A książki przecież uwielbiała, wcale nie mając na myśli literatury podwórkowej, a znacznie obszerniejszy jej krąg. Jak ryba bez powietrza, to otwierała, to znów zamykała wymalowane na czerwono wargi, słowa gdzieś uciekły, choć tak zarzekała się, że da radę, żaden mężczyzna jej z rytmu nie wybije. Chyba się pomyliła. Usiadła wygodniej, a przynajmniej pozycją mniej olewając swojego rozmówcę, wyciągnęła z paczki kolejną fajkę, którą natychmiast wetknęła w usta i odpaliła, a po wypuszczeniu pierwszej chmury dymu, zaczęła, nie każąc już dłużej na siebie czekać. - Lucien? Musisz być Lucien, zupełnie jak nasz ojczulek. - Nie było sensu owijać w bawełnę. Zresztą nie miała tego w zwyczaju, absolutnie nie przejmując się tym, co ktoś może o niej pomyśleć. Mimo wszystko miała nadzieję, że mężczyzna nie weźmie jej za wariatkę (za którą bądź co bądź się uważała) i nie odejdzie. Wyciągnęła jeszcze w jego stronę rękę z paczką papierosów. - Palisz? |
| | | | |
Similar topics | |
|
| Permissions in this forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |