Raz, dwa trzy... wcale nie potrzebujesz chwili sam na sam ze sobą, by się uspokoić. To co zobaczyłeś na przyjęciu było jedynie swego rodzaju urojeniem zmęczonego umysłu. To nigdy nie miało miejsca. Nic się nie zmieniło i nie zmieni. Wszystko jest przecież po staremu. Na spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Wystarczy się tylko uspokoić. Wszystko wróci do normy jak tylko wyjdziesz z tego budynku. Cztery pięć... dziewięć... ale czemu? Czemu akurat taka wizja? Czemu śmierć? Przecież nigdy nie myślałem o tym. To jedna z tych rzeczy, o których się nie myśli, lub się je zostawia na kiedyś. Nie umieram. Nie jestem chory. Tata jest zdrowy. Śmierć... Czemu ja? Czemu ta wizja? Czemu to całe przyjęcie? To był błąd.
I tak dalej i dalej. Uwięziony w pułapce, którą sam na siebie zastawił, swoich myśli, wątpliwości, ale też i lęków. W czymś z czego chciał wyjść, uciec jak najdalej, uspokoić się przede wszystkim. W matni wizji, o którą nawet nie prosił. Jego umysł tkwił uwięziony w tym wszystkim, a ciało? Pozornie spokojnie przechadzał się po obiekcie, co jakiś czas zatrzymując, by wpatrywać się w kolejne stworzenie, które przepływało za szkłem, tak blisko, ale jednak zanurzone w zupełnie innym świecie. Inne bodźcie docierały do niego z opóźnieniem. Nawet fakt, że obserwował jakąś rybę, lub inne stworzenie, nie było czymś dominującym w jego umyśle. To nadal miało być obok. Woda miała uspokoić, ale póki co nie radziła sobie z tym zadaniem.