Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : Baśń o Rybaku i Złotej Rybce
☆ Zwano mnie : Złota Rybka
☆ Zawód : pływam na pełen etat
☆ Punkty magii : 52
☆ Wiek : kto by to liczył
☆ Liczba postów : 10
Merric - Złota Rybka Czw 22 Lis - 0:12 | |
| Merric "Złota Rybka" ft. Miguel Ángel Silvestre Dane osobowe:
☆ Mam 30 lat ☆ Niegdyś zwano mnie Merric/Złota Rybka ☆ Pochodzę z księgi baśń o Rybaku i Złotej Rybce, chociaż mam występ w tle Małej Syrenki ☆ Zamieszkuje wciąż świat baśniowy, ale konkretnego domu to nie ma ☆ W magicznym świecie pracuje jako morski czarodziej ☆ Moja postać posiada wrodzoną magię ☆ A zatem nie potrzebuje różdżki do czarowania ☆ Moja genetyka to syrena (syren) ☆ Zachowałem 100% wspomnień z obecnego życia
Ciekawostki:
☆ wegetarianin ☆ nie znosi jak się go nazywa "rybą" ☆ po godzinie od pływania w słodkich wodach dostaje łupieżu ☆ absolutnie uzależniony od własnej magii, bez niej czułby się jak -uwaga- ryba wyjęta z wody
Historia i charakter postaci Jedyny moment, gdy zobaczysz w morzu złote łuski i nie będziesz chciał uciekać, to moment, gdy nie masz już nic do stracenia. Chcesz wiedzieć dlaczego? Musisz przeczytać tę bajkę i pamiętać o tym, że nie każda musi kończyć się szczęśliwie.
☆
Gdy nadszedł odpowiedni czas i pora populacja ludzi morza zwiększyła się o istnienie uroczego chłopca, któremu rodzice nadali na imię Merric. Nie sądziliście chyba, że rodzice nazwali go Złota Rybka, prawda? To jakby nazwać człowieka z lądu Głośny Kot albo Biała Małpa - brzmi to, jak nazwa drinku, albo obraźliwa wariacja na temat imion rdzennych mieszkańców Ameryki, a jesteśmy cywilizowani. Zresztą mniejsza o to - Merric stał się Złotą Rybką w dalszej części swojej historii. Nic zresztą na samym początku tego nie zapowiadało, jako niemowlę łuski na jego płetwach były barwy jasnej pastelowej żółci, mimo wszystko nie zbliżając się jednak do metalicznych odcieni złota. Jak przystało na syrenią kulturę, Merric dorastał w otoczeniu wsparcia i miłości rodzinnej. Stara babcia opowiadała mu na dobranoc znane tylko tym którzy wychowywali się na dnie mórz i oceanów, rodzice pilnowali, aby dzieciom nigdy nic nie brakowało, a dni chłopiec spędzał na zabawie z dwójką swoich braci i siostrą. Obrazek iście sielankowy, a jednak chłopiec pomimo niewielu lat od zawsze czuł w nim pewnego rodzaju ułudę i zakłamanie. Nie wiedział na przykład czemu pomimo mieszkania w Atlantyce nie wolno mu było podpływać blisko pałacu. Był on przecież taki piękny i taki wielki! Zwroty akcji prowadzone w takich opowieściach oznaczają jednak, że musiało się to szybko skończyć. Tym, co przyczyniło się do zguby rodzinny Merrica, był jednocześnie sekret i zakaz. Nie bez powodu Tryton, władca mórz i oceanów, był jedynym, który w granicach swojego królestwa otwarcie para się magią, podczas gdy takie Ursula i Morgana nawet macki nie postawią na jego ternach. Gdy objawił się talent magiczny Merrica, chłopiec poznał pełną prawdę o swojej rodzinie. O tym, że jego ojciec i babka parają się czarami, a gdyby prawda o tym wyszła na jaw, to sprowadziłoby to na nich gniew króla i nie wiadomo jak poważne konsekwencje. Poza królewskimi murami świat wcale nie miał takich pięknych barw, jakie można było podziwiać przez królewskie okna. W domowym zaciszu Merric poznawał podstawy sztuk magicznych, które by mogły mu pomóc w przyszłości, jeżeli coś kiedyś pójdzie, nie tak jak powinno. Pech chciał, że pewnego razu przez okno w domu rodzinnym jeszcze chłopca, pewien strażnik podejrzał, jak babka uczy wnuka. Tego samego dnia, późnym wieczorem w ich drzwiach pojawił się sam władca. Bez słowa wyjaśnienia wycelował w starą syrenę, która zareagowała na to odruchowo magicznym atakiem. Władca mórz odparował zaklęcie, po czym skontrował, przemieniając kobietę w złoty posąg, nim ta zdążyła nawet krzyknąć. Strażnicy wpłynęli do domu i dołączyli do ataku na magiczną rodzinę. Ojciec Merrica kazał żonie i dzieciom uciekać, a sam zapewnił im kilka cennych sekund, rzucając zaklęcie ochronne, nim podzielił los swojej matki. Mały czarodziej zdążył wypłynąć wraz z rodzicielką przez okno, podczas gdy jego młodsze rodzeństwo zostało wyłapane przez strażników, którzy mieli zabrać ich na dwór i przyuczyć do służby na nim (jako że nie posiadali w swoich żyłach magii, nie groziła im przemiana w posągi). Słysząc pisk najmłodszej siostry Merric zatrzymał się i posłał w stronę oprawców słabe, podstawowe zaklęcie ofensywne, a następne co pamięta to ból, gdy matka pociągnęła go za włosy i przyjęła na siebie klątwę, dołączając do losu męża i teściowej. Na skutek bliskości uderzenia zaklęcia, chłopiec oberwał rykoszetem. Powstała niewielka fala uderzeniowa, która odrzuciła go na kilka metrów. Jednocześnie łuski na jego ogonie z delikatnej żółci przybrały złotą barwę. Całe szczęście, że tylko tyle. I tak następne co Merric wciąż pamięta, to to, że płynął do przodu i nie mógł się nawet za siebie oglądać. Jeżeli się wróci, to podzieli losy rodziny. Dlatego został sam. Tracąc podczas jednej nocy, wszytko co dotychczas znał i nie mając dokąd się udać, Merric zaczął tułać się po świecie, który okazał się czymś więcej niż widokiem na pałac. Oceany, morza, wybrzeża i rzeki - to wszystko okazywało się całym nowym światem do odkrycia. Był pełen przyjaźni do zawarcia i przygód do przeżycia. Młody syren nie mógł nigdy zapomnieć o tym, co go spotkało, dlatego zdawał sobie sprawę, że jeżeli Trytona ma spotkać sprawiedliwość, to on musi być tym który do niej doprowadzi. Niestety wiedział też, że samodzielnie poprawiając kunszt swojego magicznego rzemiosła, osiągane przez niego wyniki są za małe. Latami szukał nauczyciela, w końcu pewien potężny czarodziej z lądu wziął go na termin, a ceną za to była w tym czasie służba i trzymanie się z dala od morza. Gdy syren się zgodził, czarodziej przeobraził jego ogon w dwie zgrabne nogi, różniące się od ludzkich tylko tym, że były pokryte łuską: na prośbę samego Merrica, który uważał je za przypomnienie na przyszłość, dlaczego porzucił chwilowo życie w swoich ukochanych wodach. Kolejnych kilka lat było dla niego uciążliwe. Musiał posługiwać się bardziej "lądową" wersją swojego imienia, jakim było "Garrick". Na lądzie przeżył równie wiele przygód, co za czasów swojej tułaczki na dnach mórz i oceanów, a może i nawet więcej. Po latach, gdy czas jego nauczyciela zbliżał się już ku końcowi Merric dorównał mu siłą magii, był uznawany przez niektórych za mistrza wiedzy tajemnej. Obiecał wtedy też czarodziejowi, że pomimo że skończył termin, to będzie mu towarzyszył w ostatniej wspólnej wyprawie na lądzie. Gdy wyprawa się skończyła, a jego nauczyciel spoczął na łożu i odszedł w spokoju Merric postanowił wrócić do Atlantyki i sprowadzić na Trytona sprawiedliwość. Stając nad brzegiem morza, które było aż nienaturalnie spokojne, tak bardzo zachęcające, aby dawny jego syn powrócił do swojej prawdziwej morskiej natury, Merric spojrzał na taflę i zobaczył swoje odbicie. Zniknął młody, wystraszony, pełen dziecięcej nadziei chłopiec. W swoim odbiciu dojrzał mężczyznę pełnego spokoju i opanowania. Jego oczy nie kipiały ukrytym gniewem i podświadomym pragnieniem zemsty, a zaledwie (a może aż) pragnieniem sprawiedliwości i poniekąd pogodzeniem się z przeszłością. Wyraz jego twarzy ujawnił przed nim, że był już dojrzały, a jednak ciągle krnąbrny i egoistyczny. Mężczyzna widziany w lustrze wody jest oddany sprzymierzeńcom, jednocześnie dążąc bardziej do spełnienia własnych celów, aniżeli miałby się skupiać na dobrze ogólnym. A poza tym to wszystkim w jego oku wciąż znajdował się błysk zdradzający chęć czerpania radości z życia, gdy tylko znajdzie się ku temu okazja. Merricowi pozostało tylko przybrać maskę dystansu, oziębłości i obojętności, aby odstraszyć innych. Jeżeli by tego nie zrobił, to każda napotkana osoba byłaby przeszkodą w osiągnięciu celu.
Odstępstwa od bajki Niektórzy starają się dopatrzyć w tej historii alegorię, że należy doceniać to, co się ma oraz że dobra materialne szczęścia nie dają. Brzmi to tak podniośle, a płytkość tego stwierdzenia chroni przed refleksją. W oryginalnej wersji Rybak i jego Żona dostali to, czym mogli zamarzyć, a jednak bezpowrotnie wszystko stracili, podczas gdy Złota Rybka (Ugh, czy dwunożni naprawdę muszą nazywać wszystko, co żyje w morzu i ma łuski rybami? Straszny rasizm) zmarnował wiele swojego czasu i został de facto wykorzystany. A przecież nic nie jest tak proste, prawda? ☆ Wracając w rodzinne strony Merric mógł zrobić to w dwojaki sposób. Mógł przecież dopłynąć tam raz-dwa i żądać zadośćuczynienia, ale na dzień dobry brzmi to, jak misja samobójcza. Potrzebował planu, a plan wymagał poświęcenia mu czasu. A oprócz tego, przydałoby się, gdyby od razu znalazł drogę ewakuacyjną, oraz miejsce gdzie może uciec. Jak widać, praktyczna wyższa edukacja nie jest czymś zupełnie bezwartościowym i zbędnym. Może należy zdobyć sprzymierzeńców? Ludzi i inne istoty, do których można wyciągnąć dłoń z prośbą o pomoc… A może łatwiej wyrobić sobie imię i poniekąd żerować na ludzkiej zachłanności jednocześnie zbliżając się do celu? Brzmi jak plan. Ciepłe wybrzeża prowadzące ku Atlantyce pełne były potencjalnych „klientów”. Zdesperowani ludzie zapomniani przez własnych władców. Plebs, podobno niegodny posiadania własnej historii, którego celem życiowym miało być zapewnienie królom i królowym luksusu. Ubodzy rybacy, prządki, rolnicy, pasterze, czy praczki. Kto wie, jak działają plotki, ten zdaje sobie sprawę, że wypuszczenie odpowiedniej w odpowiednim miejscu i o odpowiednim czasie rozejdzie się wśród pospólstwa niemal tak szybko, jak sztorm jest w stanie przewrócić drobną łódkę pośrodku morza. A nawet wiedząc o tym, że „Złota Rybka” (taką oryginalną ksywkę otrzymał na cześć swojego –uwaga- złotego ogona) nie robi tego wszystkiego za darmo, pojawiali się tacy, którzy wołali jego nowe imię przy słonych wodach. Gdy przychodziło co do czego, nie każdy po wołaniu decydował się zapłacić cenę, jaką stawiał. Łącząc pary kochanków, zakazywał im widywać się z rodzinami. Przywracając zdrowie dziecku, odbierał matce wzrok, by nie mogła widzieć, jak ono dorasta. Sprowadzając mężczyznę zgubionego pośrodku oceanu, kazał wodom pochłonąć czyjś cały dobytek. Magia miała cenę, a on nie miał zamiaru całej za kogoś płacić. Sam i tak się w tym zatracał, zapominał, dlaczego to wszystko robi. Momentami udawało mu się na chwilę. Zapominał jak sam uciekł i zostawił swoją rodzinę, zapominał o tym, że mogą wciąż żyć i czekać, aż ktoś im na nowo pomoże. Bał się też, że przez własny strach już dawno się spóźnił. Pewnie nawet nie żyją lub co gorsza: zapomnieli o tym, kim on w ogóle jest. Aż pewnego dnia postanowił z tym wszystkim skończyć. Nie miał dużo wymówek, za coraz mniej było na tyle zdesperowanych dusz, aby prosić go o pomoc. Jeszcze tylko jedno zaklęcie, jeden jedyny raz i zacznie sabotować królestwo Trytona. Zawołała go praczka, młoda Żona ubogiego Rybaka. Głos jej był pełen łez i desperacji. Złota Rybka podpłynął do niej i się zaczęło. Zaoferował pomoc, a ona opowiedziała historię swoją i swojego męża. Nigdy nie byli szczęśliwi. Młode małżeństwo z rozsądku, a nie z miłości – nie było na nią miejsca wśród setek zmartwień, które każde z nich i tak musiało ze sobą nieść. Mieszkali na jałowych ziemiach, podległych niezbyt zamożnemu księciu. Ona prała od rana do wieczora brudne odzienie i łatała sieci, a on w tym czasie spędzał całe dnie na środku morza, łowiąc każdego dnia coraz to mniej ryb. Nie mogli mieć dzieci, gdyby się pojawiły pewnie i tak by nie dożyły pierwszego roku. Mimo wszystko wspierali się i marzyli o lepszym jutrze. Kobieta opowiedziała tę historię i spojrzała na niego, wyciągając dłoń z dwoma starymi, srebrnymi obrączkami: - Nie mają dużej wartości, ale to wszystko, co mogłam przynieść. Nie symbolizują one miłości, a inny związek z moim mężem, prawdziwe wsparcie, szczerą i dozgonną przyjaźń. Jesteśmy gotowi Ci je zaoferować w zamian za zdjęcie z nas trosk i zapewnienie stabilnej przyszłości. Złota Rybka nie wiedział co powiedzieć. To miał być jego ostatni raz, a okazał się pierwszym. Pomimo całej swojej (jakby nie patrzeć) potężnej magii nie miał zielonego pojęcia, co ma zrobić. Zaznał partnerstwa, współpracy, chwil zapomnienia… ale nigdy bezinteresowności i prawdziwego szczęścia. Nigdy nie czekał z niecierpliwością na to, co przyniesie nowy dzień. Oczywiście oprócz dzieciństwa, które jednak wydawało się tak okrutnie dalekie w tej chwili. Cholernie go to przeraziło, a jednocześnie podekscytowało. Sam musiałby się wtedy dowiedzieć, czym jest szczęście. Wtedy by mógł planować, co będzie, gdy dokona już swojej… zemsty? Wymierzy sprawiedliwość? Licho wie jak to nazwać. Złota Rybka wyciągnął rękę do kobiety: - Każ mężowi każdego wieczora, przez najbliższy miesiąc, krzyczeć do morza czego wam najbardziej brakuje, a zrobię wszystko, aby wam to dać. Jednak jeżeli po tym czasie będziecie chcieli więcej, to odejdę i zabiorę wam wszystko. Dosłownie wszystko. Stracicie nawet co teraz macie, a co gorsza to stracicie też i siebie nawzajem. Czy jesteś gotowa podjąć takie ryzyko? Kobieta uścisnęła dłoń syrena, a uścisk dłoni skrył się w kłębach żółtego dymu manifestującego zawarcie magicznej umowy, której nie może złamać żadna ze stron. Cholera! Zagwarantował im TRZYDZIEŚCI zaklęć, obiecując coś, czego sam nie rozumie. Idiota, po prostu idiota. Następnego dnia obserwował rybaka w pracy tak od dołu, z perspektywy dna morskiego. Ba! Nawet mu kilka bardzo smacznych alg i glonów sprezentował, chociaż ten wyrzucił je z łódki. Pff. Gdy Rybak pozbył się kolejnej porcji jedzenia, Rybka nie wytrzymał, wystawił płetwę i ochlapał go wodą. Doceniłby prezent cham jeden! Syren by odpłynął, ale magiczny kontrakt kazał mu zostać w tych wodach. Wieczorem niechętnie, ale jednak podpłynął do plaży i czekał, aż mężczyzna go zawoła. Gdy w końcu się zjawił, Rybka usłyszał: - Złota Rybko! Złota Rybko! Złota Rybko! Postaw tu molo, abym mógł każdego wieczora z Tobą na nim rozmawiać. Niedowierzający głos mężczyzny zastąpił krótki krzyk i głuchy dźwięk upadku na piasek, gdy z kłębów żółtego dymu wyłoniła się piękna, nowa zdobiona w atlantyckim stylu konstrukcja z czerwonego koralu. Rybka zachichotał i skrył się wśród fal. Przez następne dwadzieścia osiem dni Rybak przychodził już śmiało i pewnym krokiem. Każdego dnia prosił o więcej i więcej zaczynając od schludnego małego domku oraz urodziwej ziemi, na pałacu i wyciąganiu lądu z dna morza ziem, nad którymi małżeństwo miało panować jako nowi władcy. Każdego też wtedy wieczoru Rybak i Rybka spędzali razem godziny, opowiadając o sobie, o swojej przeszłości, co ma ich w przyszłości czekać. Zaprzyjaźnili się, a przynajmniej tak wtedy myślał Rybka. Nadszedł wieczór, gdy Rybka miał spełnić ostatnie życzenie. Usiadł swoimi płetwami na końcu mola i czekał. Rybak spóźniał się. Ociągał. Całe szczęście, że jednak przyszedł, choć na jego twarzy widać było, że nie chciał. Wiedział, że jest to pożegnanie, na które oboje nie mają ochoty. Przysiadł się obok niego i siedzieli tak w milczeniu. W końcu się odezwał: -Żona chce, abyśmy mieli potomka. -A ty? Rybak zarumienił się i nie odezwał. Rybka westchnął, wyciągnął rękę i się skupił. Na dwie sekundy pojawiły się kłęby żółtego dymu, a gdy się rozeszły, leżały na nich dwie stare, srebrne obrączki. Syren uśmiechnął się: -Włóżcie je dziś w nocy, połóżcie się jak mąż z żoną, a obudzicie się w tro… -Chce płynąć z Tobą! Do Atlantyki! Rybak go pocałował, a Rybka nie zaprotestował, tylko zamarł. Nie wiedział, co się dzieje. Nie wiedział, co się stało. Miał za to naprawdę dziwne uczucie, jakby ośmiornice tańczyły balet w jego żołądku. Raczej nigdy nie czuł czegoś takiego. Szybko dołączyła do tego jednak… panika? -Beze mnie Żona dostanie szansę na prawdziwą miłość, nowy początek, czystą kartę. Pozwól mi być przy Tobie, towarzyszyć Ci, pomóc dźwigać Twój bagaż, jak ty pomogłeś nam zdjąć tyle ciężaru z naszych ramion. -Dla… dlaczego wypowiedziałeś życzenie? -Ccc… co? Zawsze rozmawiamy, jak już je wypowiem. Nie wiedziałem jak inaczej… jak inaczej powiedzieć o tym, co czuje. Co czuje do Ciebie Złot… -Merric. Mam na imię Merric. A ty poprosiłeś o więcej. JEŻELI PO TYM CZASIE BĘDZIECIE CHCIELI WIĘCEJ, TO ODEJDĘ I ZABIORĘ WAM WSZYSTKO! WSZYSTKO!!! Głos syrena się załamał, na twarzy pojawiły łzy. -Żegnaj Rybaku. Rybka uniósł rękę i wszystko zaczęło znikać w kłębach żółtego dymu. Zniknął pałac i żyzne ziemie. Tereny podniesione z dna morza ponownie znalazły się pod wodą. Zniknęło molo. Zniknęły zaklęte obrączki. Zniknęli Rybak i jego Żona, by pojawić się bez niczego, nawet bez siebie nawzajem zupełnie nie wiadomo gdzie na tym świecie. Został Merric, ale po kilku sekundach i on zniknął pod powierzchnią wody. Myślał, że będzie miał tu miejsce, do którego będzie mógł wracać. Dom, przyjaciół, może i nawet przyszłość. Otrzymał jednak cenę za magię, którą musiał sam zapłacić. A to wszystko po to, aby zrozumieć czym jest szczęście. I przypomniał to sobie, czuł je przez ostatnie dwie minuty, nim wszystko zniknęło po złamaniu kontraktu. Teraz gdy został z niczym, czuł rozpacz, żal i gorycz. Gorzej nawet, niż gdy Tryton odebrał mu rodzinę, bo zrobił to sobie sam. Merricowi nie udało się dotrzeć do Atlantyki ani znaleźć Rybaka, czy jego Żony. Skrył się w wodach, błądził po nich i szukał zapomnienia w przygodach, by odczuwany ból po utracie bliskich, choć na chwilę ustąpił. Zdarzało mu się również i wychodzić na ląd. Gdy świat bajek dopadła klątwa Merricowi udało się przed nią ustrzec za pomocą potężnych zaklęć ochronnych, chociaż odczuł jej skutki w postaci utraty większości magii. Gdy świat, w którym żył stał się tak wyludniony, poczuł się jeszcze bardziej samotny. Pozostało mu to zmienić, a być może dostał w ten sposób szansę, aby odzyskać to, co stracił.
Ostatnio zmieniony przez Złota Rybka dnia Sob 24 Lis - 21:54, w całości zmieniany 1 raz |
|