Historia i charakter postaci
☆ Rozdział 1. Dzień z życia Carmel. Szkoła, rodzina, przyjaciele
2011
☆ ☆ ☆
Carmel z całego serca tęskni za zimą, za chłodnymi dniami. Dziewczyna właśnie stoi przy ogrodzeniu i patrzy na szkolny dziedziniec, na którym roi się od letnio ubranych uczniów. Wszędzie widzi opalone nogi, ramiona i dekolty. A ona? Dzisiaj ma na sobie workowatą sportową bluzę, duży podkoszulek i dżinsy. Jest prawie dwadzieścia pięć stopni celciusza. Carmel stoi z ramionami trochę odsuniętymi od ciała, żeby pod pachami nie zrobiły się plamy z potu. Dwa lata temu ktoś ją szturchnął w stołówce w taki sposób, że wylała na siebie wodę na koszulkę. Jakiś chłopak, który stał niedaleko od razu krzyknął, że ma spocone cycki. I takim oto sposobem przylgnęła do niej ksywka „spocona dziwka” i ciągnęła się przez całe miesiące.
Dziewczyna weszła do sali, w której miały się rozpocząć jej zajęcia i odetchnęła z ulgą. Wsadziła dłoń do kieszeni i poczuła znajome gładkie i mięciutkie futerko, to ją uspokoiło. Wiedziała, że nie powinna kociaka przynosić ze sobą do szkoły, ale nie czuła się jeszcze gotowa stawienia czoła temu wszystkiemu co ją otaczało. Może po weekendzie jej się uda.
Na razie wszystko się udawało. Minął miesiąc szkoły. Do tej pory nikt się nie zaśmiał. Nikt nie wyrzucił jej torby przez okno. Nikt nie próbował jej zrzucić ze schodów. Nikt nie chwycił jej za biust tak, że płakała. Czyżby w końcu stała się niewidzialna? Przecież zawsze o tym marzyła.
☆ ☆ ☆
Autobusem, którym jedzie Carma zarzuca. Dziewczyna wstaje z miejsca i niepewnym krokiem idzie w stronę środkowego wyjścia. Z uporem zmierza do drzwi. Ma serdecznie dość tego ciągłego strachu, że ktoś powie coś niemiłego, kiedy będzie przechodzić obok. Albo jeszcze gorzej- że usłyszy zduszony chichot. Nawet jeśli nic takiego nie następuje, słyszy w swojej głowie echo poprzednich razów. Głosy, które szepczą, że jest tłusta i że śmierdzi chłopską zagrodą.
Teraz nikt nawet nie podnosi wzroku. W autobusie słychać szepty, ale nie na jej temat.
Autobus bierze ostatni zakręt i zatrzymuje się z szarpnięciem. Carmel traci równowagę. Przez ułamek sekundy, kiedy sądzi, że upadnie i wszyscy będą się śmiać, czuje ucisk w żołądku, ale łapie równowagę tak, że nikt niczego nie zauważa. Drzwi się otwierają, a ona szybko wysiada na pobocze.
Kiedy autobus odjeżdża, Carmel bierze kilka głębokich wdechów. Kiedy tylko jej oczom ukazuje się krowie pastwisko, płuca podwajają swoją objętość. Tutaj może oddychać pełną piersią.
Żwir skrzypi pod stopami, kiedy idzie do domu. Doszedłszy do pastwiska, wita się z jednym z dużych brązowookich zwierząt.
Kiedy zaś wyciąga dłoń, krowa liże ją długim językiem. Wkoło brzęczą muchy. Tak, pachnie wiejską zagrodą i kocha to.
Tutaj, w domu, Carmel jest zupełnie inną osobą. Plecy się prostują, znika strach, że się spoci. Może myśleć o czymś innym niż o tym, czy kąt, pod jakim trzyma głowę sprawia, że ma podwójny podbródek, lub o tym, że piersi kołyszą się wstrętnie pod sweterkiem.
Wchodzi na podwórko. Dwa pomalowane na czerwono domy, jeden piętrowy, drugi parterowy, stoją zwrócone do siebie pod odpowiednim kątem. Trochę dalej znajdują się obora i kilka mniejszych budynków.
Carmel podchodzi do piętrowego domu, otwiera niezamknięte drzwi wejściowe. Do jej uszu od razu dobiegają salwy śmiechu. Carmel zagląda tam i widzi mamę leżącą na sofie. Mama śpi głęboko z otwartymi ustami. Na ekranie telewizora widać było powtórki serialu Breaking Bad. Carmel przez chwilę zastanawiała się, czy nie wziąć pilota i nie ściszyć głosu bądź całkowicie nie wyłączyć telewizora, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Nie chciała znów wzbudzić awantury, której ostatnimi czasami nie było tak mało u niej w domu.
Zamiast tego idzie do kuchni, gdzie bierze sobie jedyną rzecz, którą znajduje się w lodówce- małe jabłko. Już dawno zaczęło braknąć pieniędzy na normalne jedzenie, ale Carmel wcale nie narzeka na to. W końcu żyje w gospodarstwie i tutaj nigdy nie brakuje jedzenia. Mimo że to matka odziedziczyła po swoich rodzicach gospodarstwo, to ona zawsze wszystkiego stara się dopilnować. Co poranek wyprowadza zwierzęta na pastwisko, karmi je, sprowadza dla nich spore pokłady jedzenia, sprzedaje towar. Czasami ma wrażenie, że matka żyje tylko dla narzekania. Bo czym by bez tego była? Jednak potem karci się w myślach. Jej matka prawdopodobnie ma depresję. Kiedy była z nią w siódmym miesiącu ciąży trafiła pobita do nieprzytomności do szpitala. Kiedy ją wyciągnęli z brzucha matki to była przez chwilę martwą. Czasami ma wrażenie, że jej matka chciałaby, by tak było, ale nie powiedziała tego nigdy na głos. Założyła kalosze i ruszyła na podwórze. To był odpowiedni czas zająć się obowiązkami.
Rozdział 3. Przywiązanie oznaczało hamulec, zobowiązanie, podatność na zranienie
Carmel w swoim życiu zawsze miała jeden cel- zastać weterynarzem. Dlatego też cały swój czas poświęcała na nauce biologii oraz opiekowaniu się zwierzętami, o których wspomniałam wyżej. Chciała się dostać na studia weterynaryjne i chociaż na chwilę wyrwać się od siebie z miasteczka, by móc zapomnieć o wszystkich śmiechach i plotkach na swój temat. Chciała zacząć z czystą kartą, móc zacząć od początku.
Kiedy umarł jej dziadek, świat jej się zawalił. To on był jej najlepszym przyjacielem, z którym mogła zawsze o wszystkim porozmawiać o każdej porze dnia i nocy. Nie przeszkadzało jej, że mężczyzna ma swoje lata i może dojść między nimi do jakiegoś nieporozumienia. Mężczyzna bardzo ją wspierał i zastępował jej matkę. Kiedy ona wściekała się na swoją rodzicielkę, to on robił to samo. Nie usprawiedliwiał swojej córki i patrzył na całą sprawę obiektywnie, co bardzo jej się podobało. To od niego nauczyła się zachowywać zimną krew. A teraz? Miało go tak zwyczajnie nie być?!
Przestała chodzić do szkoły, bo nie była w stanie. Całe dnie spędzała na farmie, przyglądając się zwierzętom i wsłuchując się w ciszę, która panowała. Nie płakała. Nie miała na to siły. Dlatego też ludzie na pogrzebie patrzyli na nią w znaczący sposób. Zupełnie jakby chciała, by mężczyzna umarł. Mimo że na zewnątrz nie pokazywała uczuć, to w środku czuła cholerną pustkę i rozpacz.
I to właśnie w tym miejscu go poznała. Przy grobie swojego dziadka. Przez całą ceremonię pogrzebu jej się przyglądał. Zresztą tak jak wielu innych gości. Kiedy podszedł złożyć jej kondolencję, to coś między nimi zaiskrzyło. Musiałą się powstrzymać od uśmiechu. Jednak na pogrzebie nie wypada się śmiać, prawda? Porozmawiali chwilę, lepiej się poznali i tak to się zaczęło między nimi.
Dwa miesiące później, kiedy to leżał u niej na łóżku, zaczęła mu się zwierzać. Zaczęła mówić bez ogródek, jak to ludzie z jej szkoły ją traktowali, jak nienawidzi siebie, jak nie może patrzeć w lusterko. Wiecie, co on powiedział na to? "Skoro tak bardzo siebie nienawidzisz, to czemu nic z tym nie zrobisz?". Tylko tyle. Nie chodziło tym razem o popełnienie samobójstwa czy inne bardziej drastyczne metody.
Zmieniła się. Dziewczyna zaczęła zdrowo jeść, ćwiczyć, lepiej się ubierać. Nadal opiekowała się zwierzętami, ale nauczyła się rozporządzać czas. Zamieszkała w pustym mieszkaniu dziadka, by móc uniknąć coraz to nowych awantur z matką. Czuła się naprawdę dobrze i powoli zaczynała zapominać o wszystkich złych chwilach, które ją spotkały.
To dzięki Oliverowi dokonała tej zmiany zewnętrznej oraz wewnętrznej, fakt, ale to również dzięki niemu zaczęła mieć coraz to nowsze cele. Chciała dokonać czegoś niesamowitego. Nie chciała do końca życia mieszkać na wsi odgrodzona od ludzi. Nie chciała tutaj utknąć i cierpieć. Nie trzymało ją też nic tutaj, dlatego też po ukończeniu szkoły średniej postanowiła wyjechać.
Rozdział 4. A może jeszcze dla mnie szansa
☆ jaka jest z charakteru