Kto rozgrywa: Złota Rybka & Rybak
W jakim miejscu: Nad brzegiem morza
W jakich okolicznościach: Kolejne spotkanie i kolejne życzenie
Kolejny dzień i kolejny świt. Blade, jeszcze nieśmiałe promyki słońca zaczęły wędrówkę nie tylko po nieboskłonie. Ta inna, mniej spektakularna, ale nieznośna dla jednostki, wędrówka po policzku rybaka, tak by w końcu dosięgnąć jego oczu, sprawiła, że zaczął się budzić. Kiedyś oznaczało to, że zaspał, tym jednak razem, kiedy wiodło im się coraz lepiej, mieli przecież lepszą łódź, połowy były większe, a spiżarnia zapełniła się, mógł pospać nawet do piątej. To błogosławieństwo, ale też przekleństwo. Z każdym kolejnym świtem mieli coraz więcej, a on czuł, że traci coś istotniejszego. Na tego miejsce pojawiało się coś innego, niebezpieczniejszego, ale jednocześnie podniecającego. Każde kolejne spotkanie, każde kolejne życzenie, wszystko to zmieniało nie tylko stan w jakim żyli, jak postrzegali ich ludzie, ale też coś zaczęło się dziać w sercu mężczyzny. Powinien przecież kochać... pokochać w końcu swoją żonę. Co prawda ona, ale nie tylko ona, patrzyła na niego z większym zainteresowaniem. W jego oczach, które zasnute były jedynie smutkiem, nostalgią i dziwną pustką, pojawiła się tajemnica. Na jego licu, wyrzeźbionym przez upór i wytrwałość, zaczynało jaśnieć dziwne piękno, przed którym nie można było odwrócić wzroku. To przyciągało, niczym kusząca zagadka, którą pragnie się rozszyfrować. Coś co podnieca... ale w dziwny niewyjaśniony sposób. Ta aura, z której nie zdawał sobie sprawy. Kobiety zaczęły bardziej interesować się nim, coraz lepiej ubranym lepiej zbudowanym, lepiej odżywionym... a on? No właśnie. Co z nim? Co się z Tobą dzieje rybaku? Skąd bierze się to światło, które tli się w Tobie? Co się dzieje? Wiesz to? Zdajesz sobie z tego sprawę?
Wstawał zawsze wcześniej przed swoją żoną, pozwalał jej pospać dłużej. Chciał przecież by była szczęśliwa. Zasunął dokładnie zasłony, by słońce jej nie przeszkadzało, mimo, że dopiero było ledwo widoczne, ale on wiedział. Zdawał sobie sprawę, że już czas. Ubrał się szybko, nawet nie zdawał sobie sprawy z tego co robił. Jego dłonie znały swoje zadania, zaś umysł błądził gdzieś daleko. Ocean, woda, głębia i on. Nieudolnie odpychał od siebie kolejne myśli, o nim, przecież nie wstaje tylko dla niego. No przecież nie wychodzi z domu tylko dla niego. To nie tak, że wychodząc z domu zagląda do lustra by zobaczyć jak wygląda, a to wszystko dla... nie! To absurdalne przecież.
Masochistycznie odwlekał spotkanie. Wmawiał sobie, że to tylko spełnianie prośby żony. Zawsze mówiła mu o co miał prosić, zawsze wieczorem przed zaśnięciem. Czasami też rano, ale tym razem nie dał jej tej możliwości. Wyszedł i nie zamierzał już wracać po połowie. Zbyt długo był na łodzi. Może zbyt długo zastanawiał się nad tym czym wszystko robi dobrze? Nie wiedział, ale kiedy wrócił z połowu, kiedy już uporał się z połowem, jednak nadal unikając spotkania z żoną, udał się na spotkanie z kimś... czemu na jego twarzy pojawił się uśmiech? Czemu wydawało się, że jaśniała jeszcze bardziej? To dziwne szczęście, o którym nie do końca wiedział. Nie zdawał sobie z niego sprawy, a raczej bał się to nazwać. Czuł, mocno, dogłębnie i zachłannie. Pragnął, a teraz nie szedł. On biegł. Z każdym kolejnym krokiem jego nogi rozszerzały się coraz bardziej, tak by ze zwykłego chodu przejść dosłownie w bieg. Z tego też nie zdawał sobie sprawy, ale kiedy jego oczy ujrzały brzeg pomostu, o który kiedyś poprosił, prawie wpadł do wody. Biegł zbyt szybko. Na jego szczęście miał silne mięśnie, nie tylko rąk. Wyhamował. Zdążył? Z lekką zadyszką zaczął rozglądać się po powierzchni wody. W jego sercu pojawił się niepokój. A jeśli się spóźnił? A jeśli on nie przybędzie? A jeśli...