Zając Marcowy☆ Alicja w Krainie Czarów☆ niemagiczny ☆ 80% pamięci ___________________________________________
Charakter bohatera Mae jest szalona. Szalona w sposób literalny: nieprzewidywalna schizofreniczka i mitomanka. Mae ma nieprzyjemną dla otoczenia właściwość: wyjątkowo wiarygodnie kłamie, wręcz na poczekaniu tworząc nawet całe światy, ludzi oraz nieprawdopodobne tragedie w które jednakże wszyscy zdawali się jej wierzyć na słowo, o ile byli wystarczająco niedoinformowani bądź uznawali jej słowa za prawdopodobne. Dwudziestoczteroletnia kobieta zachowująca się jak dziewczynka, która dopiero co nabroiła, kryjąca wewnątrz duszę zająca – wiecznie zaganiana, niespokojna, płocha. Nieodpowiedzialna na tyle, że głupim trzeba by być, aby powierzyć jej cokolwiek żywego bądź wyjątkowo ważnego pod opiekę, na przechowanie. Reaguje zawsze pochopnie i instynktownie, z odmalowanym na twarzy uśmiechem osoby przebywającej w innym, szczęśliwszym świecie. Często zdarza jej się w chwilach złości cisnąć filiżanką albo solniczką o ścianę lub w przyczynę swojej złości. Wiecznie neutralna. Nie da się wciągnąć dziewczyny w głupie, według tego wariackiego umysłu, bitewki między dobrem a złem. Najgorszym jednak jest chyba fakt, że na pierwszy rzut oka wydaje się być całkowicie normalna, a nawet elegancka, dostojna czy pełna gracji. Z pełnymi ustami oraz dużymi oczyma, dopóki widzi drogę do profitu w udawaniu inteligentnej i wykształconej może uchodzić za zwodniczą piękność. „Przebiegła” – kolejne słowo, którym można trafnie opisać to przesiąknięte do kości chorobami umysłu stworzonko o zdrowej, lśniącej blond czuprynie. Wielu ludzi myśli o niej: „nieszkodliwa, głupiutka wariatka; można jej jedynie współczuć złamanego życia” – podobny stosunek żywiony do Mae jest błędem. Wbrew głosom rozbrzmiewającym wewnątrz czaszki, wbrew nieopanowanym napadom różnych nastrojów była bystra, spostrzegawcza. Instynkt podpowiadał jej kiedy i co ma mówić bądź robić, kiedy powoli, koniuszkiem języka przesunąć po wardze, a kiedy potargać włosy wbiegając z płaczem na obcą osobę i powiesić się na niej majacząc coś o wydumanym niebezpieczeństwie, od którego, oczywiście, chciałaby zostać zabrana jak najdalej, ochroniona. Nie oszukujmy się – który honorowy mężczyzna z oczami pozwoliłby Mae dalej panicznie uciekać przed kimś, kogo dziewczyna tak się przestraszyła?
Kilka słów o zyciu w bajce Marcowy Zając był kiedyś zwyczajnym zającem. Zwyczajny Zając urodził się w norce pod krzaczkiem w malinowym zagajniku. Rósł jak na drożdżach, choć jadł trawkę i podkradane z ogródków w niedalekiej wiosce marcheweczki. Szybko ruszał noskiem, strzygł długimi uszami i miał mały, puszysty ogonek. Ostrymi ząbkami ciął podwędzane jedzenie, coraz odważniej wypuszczając się w wieś – coraz głębiej i głębiej w ogrody, coraz bliżej ludzkich domostw. Inne Zwyczajne Zające, zobaczywszy, że ich braciszkowi Zwyczajnemu Zającowi nic się nie stało do tej pory odważały się podążać w jego ślady. Plądrowali ogródki – przybywając zastawali pyszniące się zielenią pędy roślin, zostawiali po sobie spustoszoną, obgryzioną ziemię pełną więdnących liści z powygryzanymi w nich dziurami. Mieszkańcy wioski, mający coraz mniej jedzenia dla siebie oraz swoich rodzin, zdecydowali się podjąć radykalne środki. Obsypali ogrody trutką, mając nadzieję na wybicie całej okolicznej populacji zająców. Jednakże mądra, acz trochę dziwna, kobiecina zwana w wiosce wiedźmą, zanim w ogóle sprzedała im trutkę poprosiła o dwie noce zwłoki. Nie tłumacząc niczego zniknęła za drzwiami swojego stojącego na uboczu domku od razu po uzyskaniu przyrzeczenia o dwóch nocach opóźnienia. Tej nocy posadziła w ogrodzie za swoim domem ziarnko. Banał, komunał – oczywiście magiczne ziarenko. Magiczne ziarenko wykiełkowało i następnej nocy już wspięło się pięć centymetrów nad ziemię epatując dziwnym, falującym światłem. Gdyby Zwyczajny Zając, zanim pozwolił się skusić cudownemu zapachowi roślinki i gdyby był mądrzejszy, prawdopodobnie pomyślałby zanim w dwóch kęsach ostrych ząbków zjadłby magiczną sadzonkę o spodach listków ozdobionych bladą biało- zieloną szachownicą. Świst, jakiś huk… I znalazł się w obcej krainie, w kubraczku, stojąc na zadnich łapach. Mimo tego, że wszystkim wydawało się, że Zwyczajny Zając jest niespełna rozumu, czemu zawdzięczał dwa przezwiska, które niedługo później przyjął jako swoje nowe imiona, czyli Szarak Bez Piątej Klepki oraz Marcowy Zając, dla Zwyczajnego Zająca świat powiększył się, pojmowanie otoczenia – rozszerzyło się. Marcowy Zając stał się mądrzejszy niż Zwyczajny Zając. Życie w bajce było wiecznym podwieczorkiem, także literalnie – Czas, obraziwszy się na stolikowe towarzystwo, zatrzymał się dla nich, zostawiając na pastwę filiżanek, masła, dżemu oraz chleba. Czysty koszmar, zabrakło później cukru. Denerwujący znikający koteczek pojawiał się czasem, żeby pożartować nad pół filiżanki prawie wypełnione herbatką bez cukru z susłem, Kapelusznikiem oraz teraźniejszą Mae – Zającem Marcowym. Potargane futerko, niebieski kubraczek. Stylowo i mało modnie, przyjemnie i wygodnie. Wnętrzności zegarków smarowane masłem dla lepszego działania (cykać przestało?!), mieszana widelcem herbata.
Potem pojawili się ludzie, biegający w tę i we w tę. Kolejny świst i jakiś huk i nagle… Nagle Zwyczajny Zając, potem Szarak Bez Piątej Klepki stał się ludzką kobietą. I nie miej tu schizofrenii!
Informacje o współczesnym zyciu Dużo czasu zajęło Zwyczajnemu Zającowi przyzwyczajenie się do roli Marcowego Zająca, jednakże czas ten wydawał się chwilą w porównaniu do tygodni potrzebnych Szarakowi Bez Piątej Klepki na stanie się Mae Hase. Przywyknięcie do roli samiczki, przepraszam, kobiety. Przywyknięcie do prostych pleców zamiast grzbietu, do długich rąk oraz owłosienia dużo mniej znaczącego niż sierść Szaraka. Dlatego też, po tym, jak wybuchła nagle histerycznym śmiechem, odkrywając, że nie siedzi przy stoliczku w Krainie Czarów, a zamiast tego idzie przez obcy park obcą ścieżką na dwóch kłodach zginających się w inną niż dotychczas stronę i z malutkimi, malutkimi stopami zamiast długich tylnych łapek, została umieszczona w zakładzie psychiatrycznym. Obsłudze i lekarzom, nawet świadomej istnienia Fairylandu części z nich, wydawało się, że majaczyła, mówiła dziwne rzeczy. Uśmiechali się ze współczuciem widząc jak dziewczyna marszczy nosek i porusza szybko skrzydełkami nozdrzy, jak gdyby utknęła bardzo głęboko w swojej zajęczej naturze. Dopiero ktoś, kto wcześniej znał ją jako Marcowego Zająca pomógł Mae wyjść z kompletnego szaleństwa. Na lekach, uspakajana cały czas przez nowego dawnego znajomego, że wszystko co pamięta jest prawdą, jednak teraz są gdzieś indziej w końcu została wypisana ze szpitala. Przyjaciel pomógł trochę finansowo, pomógł także z robotą papierkową, gdy poradzono pannie Hase, by złożyła wniosek o zasiłek dla niezdolnych do pracy poparty żółtymi papierami z wyraźnie zapisaną diagnozą. Ciężko jej jednak było związać koniec z końcem. Podejmowała się prostych robót – zamiatanie ulic, zbieranie śmieci w parku, rozdawanie ulotek. Jednak do takich prac także się nie nadawała, zmiatając kolorowe liście drzew na środek jezdni i formując na jej długości zygzak w odcieniach miedzi oraz złota, zbierając śmieci zawsze niechcący dziurawiła worek, przez co w parkach rosły niewielkie górki papierków, starych biletów, puszek oraz butelek po alkoholu, niedopałków. O ulotkach… Nie wspominajmy incydentu, proszę. Odkryła wtedy, że umiejętne kłamanie można wykorzystać. Zaczęła grać na ludzkim współczuciu, żerowała na cudzych domach oraz majątkach. W końcu od jednej ze swoich ofiar dostała niewielkie mieszkanko. Szaleńcy także nieźle sobie radzą…
Zachowane wspomnienia Mae Hase pamięta Zwyczajnego Zająca jak przez mgłę; Marcowego pamięta, jak gdyby wszystko stało się poprzedniego dnia. Pomimo szczegółów, które umknęły pannie Hase, można było stwierdzić z pełną pewnością: wiedziała kim jest, przez co wydawała się wszystkim, którzy nie odzyskali jeszcze pamięci jeszcze bardziej szalona.
___________________________________________
Innocent Charm ☆ 24 ☆ na zasiłku ☆ Amanda Seyfried
Gość
Gość
Re: Mae Hase Sob 1 Mar - 15:50
To jedna z lepszych kart, które ostatnio przyszło mi czytać. Jest pięknie rozpisana i akceptowanie jej to czysta przyjemność. Z miejsca polubiłam Marcowego Zająca, zarówno w swojej dawnej postaci, jak i w obecnym wcieleniu. Jak to mówią: dobry wariat nie jest zły! No i tacy ludzie zawsze są w cenie. Nie rozdrabniając się już zbyt mocno, ze spokojem ducha, akceptuję i liczę na jakąś wymyślną relację z moją Del.