Dorothy JAROMIRA Grimm Pon 11 Maj - 17:38 | |
| Dorothy Jaromira Grimm Za górami, za lasami, żyła niezwykła postać zwana Dorotką, której przygody spisano w księdze Czarnoksiężnik z Krainy Oz. Zamieszkiwała Wonderland, gdzie nie praktykowała magii. Sielanka została przerwana, gdy nad królestwem Fairylandu pojawiły się ciemne chmury, straszna klątwa, która wymazała wszystkim pamięć. I choć postać ta nie uczestniczyła w rzucaniu strasznego zaklęcia, zmuszona była do rozpoczęcia zwykłego życia w Lanville, pamiętając swoje poprzednie życie w 20%. W miasteczku znacie ją jako dwudziestojednoletnią mieszkankę, zwaną Dorothy Grimm (ft. Alba Galocha). Zamieszkuje dzielnicę Pelican Bay, pracując jako ekspedientka w sklepie monopolowym i tajny wytwórca narkotyków w rodzinnej piwnicy.
| Jestem czasem taka rozdarta. Potrafię stać na rozstaju dwóch dróg i myśleć godzinami nad tym, co jest właściwe. Nie rozumiem ludzi, którzy dzielą wszystko na biel i czerń, na bohaterów i złoczyńców, na dobre i złe. Gubią mi się często te ścieżki i ciągle z nich zbaczam nie myśląc o konsekwencjach. Kiedy budzą mnie jasne promienie zza okna idę żółtą drogą, a kiedy z rozmarzeniem wtapiam wzrok w zachód słońca mój trzewiczek staje na czerwonym szlaku biegnącym donikąd. Bo ja zawsze chyba zmierzam donikąd. Nawet, jeśli mam jakieś plany, to za moment z pewnością je zmienię, bo się przecież rozmyślę. Co innego przykuje moją uwagę, co innego wpłynie na mój osąd i już jestem w stanie wszystko przekręcić. Przekręcam wszelakie zdarzenia, jestem trochę taką tajną agentką, która gubi za sobą trop. Nie uwierzyłbyś w życiu, że taka słodka i miła osóbka jak ja może mieć coś za uszami. Nie uważam jednak tego za bezsprzecznie złe, nigdy nie byłam dobra w tych wszystkich normach, nakazach i zakazach. Szłam tam, gdzie mnie poniosło, byłam tam, gdzie zawiał mnie wiatr. Podobno jesteśmy kowalami własnego losu, ale ja wszystko zawdzięczam przypadkom. Przypadkiem poparzyłam sobie skórę detergentem i przypadkiem uznałam, że od tej pory będę uczyć się chemii. Przypadkiem znalazłam psa i postanowiłam, że zostanie moim najlepszym przyjacielem. Przypadkiem weszłam do monopolowego, a tam znalazła się kartka, że poszukują sprzedawczyni – dlatego przypadkiem dostałam tę pracę. Przypadkiem potknęłam się i wpadłam na przystojnego chłopaka, dlatego przypadkiem zostałam jego dziewczyną. Przypadkiem też nakryłam go z inną, więc z woli przypadku go zostawiłam. Mam wrażenie, ze wszystko, co możliwe zostało już dla mnie przewidziane i nieszczególnie próbuję z tym walczyć. Cieszę się tym, co mam, dniem dzisiejszym, bo jutro jest przecież tak bardzo odległe. Jutro może mnie porwać tornado i mogę zginąć, a może wreszcie skreślę odpowiednie liczby i wygram miliony dolarów. Swoją drogą, pewnie całe życie zajmie mi podjęcie decyzji co z nimi zrobić, a na koniec jak już się zdecyduję to i tak zrobię na opak, bo przecież przewidywalność jest taka nudna. Nawet jeśli jestem grzeczną dziewczynką, to czasem zapalę sobie szluga, aby wszyscy mogli się zdziwić. A kiedy wszyscy zaczną sądzić, że strasznie się zepsułam, to potem zobaczą mnie pomagającą w kościele przy mszy, albo w stołówce dla bezdomnych, bo ja przecież jestem wszędzie i nigdzie. Chadzam własnymi ścieżkami, lecz na pewno nie jestem kotem, nie jestem pewna czy nawet je lubię. Niech się zastanowię… nie, może lepiej nie. Może opowiem ci o tym, jak bardzo zabawną osobą jestem? Albo nie, chyba nie mam na to ochoty. Jestem zmienna, w gorącej wodzie kąpana i kieruję się tylko i wyłącznie emocjami. Może mój rozum poszedł dawno temu na spacer? Któż to może wiedzieć. W każdym razie śmieję się, jak gdybym chciała wyrwać sobie płuca, płaczę, jak gdybym chciała zatopić Pacyfik i złoszczę się jak gdybym chciała potłuc całą porcelanę świata. Niektórzy mówią, że jestem niezrównoważona i to prawda, nie umiem utrzymać równowagi, nigdy. Znajdziesz mnie wszędzie, ale nie po środku, bo ja lubię skrajności. I bujanie na łajbie, przechyły z prawej do lewej i na odwrót, w końcu i tak jestem tylko bezwładną kukłą od losu, czym miałabym się przejmować? Żyję tak sobie o, po swojemu, dobrze się bawiąc, czy to w swoim towarzystwie czy towarzystwie ludzi, których widzę po raz pierwszy w życiu. A może znam ich od dawna, nie wiem, nie przywiązuję się do nich. Ludzie przychodzą, odchodzą, robią co chcą, ja robię co chcę i wszyscy są zadowoleni. Trochę brakuje mi odwagi w kluczowych momentach, a niekiedy też i serca, bo ludziom zdarza się myśleć, że nie mam uczuć. Widzą, jak obgryzam paznokcie przy oglądaniu horrorów i jak machnięciem ręką zbywam porażki i sądzą, że brakuje mi większości atrybutów ludzkiego życia. Że jestem wybrakowanym egzemplarzem, bez rozumu, serca i odwagi, ale ja nie wiem co o tym sądzić. Wiedząc, że za chwilę i tak zmienię zdanie nie zastanawiam się nad tym wcale, śmiejąc się po prostu z tego, jak ludzie nie mają życia. I że muszą posiłkować się tym, co ja robię. A kimże ja jestem? Jestem Grimmówną, członkinią najzajebistszej rodziny, tyle w zasadzie powinnam wiedzieć. - mam tatuaże na przedramionach, każdy traktuje o tym, aby być po prostu sobą i mieć wywalone na innych. - Mam najlepszego na świecie psa, który się błąkał samotnie po mieście, więc go przygarnęłam i nazwałam Oz, bo chyba dzień wcześniej oglądałam ten musical w telewizji. - Bardzo lubię maki, hoduję je sobie w domowej piwnicy i robię z nich narkotyki. Nie wiem, czy to hobby czy coś więcej, ale spełniam się. Chemicznie, bo bardzo lubię chemię, w szkole zawsze szła mi najlepiej. - Lepiej dogaduję się z facetami, o ile aktualnie któryś nie próbuje mnie poderwać, wtedy się trochę peszę, bo nie jestem tym typem kobiety, która bywa bezwstydna! - Nie zrozum mnie źle, lubię się bawić, lubię szaleństwo, ale relacje międzyludzkie trochę u mnie kuleją, choć często bardzo się staram. - Eksperymentuję. Z alkoholem. Mieszam różne trunki ze sobą jak gdybym tworzyła jakieś roztwory, a potem to próbuję. I skutki bywają zgoła różne. Podobno umiem wskoczyć pijana na płot i piać jak kogut. Albo zjeżdżać z górki na krześle obrotowym. Robię bardziej dziwaczne rzeczy niż na trzeźwo. - Uwielbiam horrory. Szkoda, że potem się tak cholernie boję i wydzwaniam do wszystkich po nocach. - Tak jak w Fairylandzie miałam ciągłe szczęście i ochronę dzięki pocałunkowi czarownicy, tak w Lanville jestem chodzącym nieszczęściem. Potykam się o własne stopy, psuję rzeczy kiedy ich dotknę i ogólnie prawa Murphy’ego udowadniam nagminnie. - Nie umiem dochować sekretu, nie powierzaj mi żadnego. Przy pierwszej lepszej okazji pewnie się wygadam, co skwituję usteczkami ułożonymi w literę „o” i zasłonięciem ich dłonią. Wystarczająco dużo energii pochłania mi niepaplanie o interesie na boku. - Jak długo patrzę na coś czerwonego to ogarnia mnie jakaś taka dziwna senność… - Ogółem bardzo lubię kwiaty, mam nawet kurs florystki, ale jakoś nigdy nie poszłam w tym kierunku, chyba chciałam zrobić sobie na przekór tym monopolowym. - Nie jestem jakoś szczególnie uzdolniona we wszystkich kierunkach, ale dobrze mi idzie strzelanie z łuku i fechtunek. Nie, żeby mnie było stać na takie luksusy, aby rozbijać się po tego typu szkołach, ale spróbowałam ich raz czy dwa dzięki znajomym. - Nałogowo też biorę udział w loterii, w nadziei, że kiedyś wygram duże pieniądze. Warto marzyć? |
Urodziłam się przeszło dwadzieścia jeden lat temu jako drugie i ostatnie dziecko Grimmów. Od początku byłam spychana trochę na bok, bo ojciec chciał mieć kolejnego syna, a matka mu się podporządkowywała. To znaczy, pewnie cieszyła się, że może mnie czesać robiąc dziwaczne fryzury, ale to w sumie tyle. Nie byliśmy nigdy zbyt majętni, ubrania zawsze miałam po starszym kuzynostwie czy dalszej rodzinie. Dlatego raczej matka nie stroiła mnie zachwycając się moją urodą przed lustrem. Nigdy nie miałam z tym jednak problemu, podobno od zawsze byłam wysoce tolerancyjna na wszelakie życiowe utrudnienia. Nie byłam też żadną materialistką, ważne, że rodzice spędzali z nami czas, o ile akurat nie pracowali. Od zawsze wiedziałam, że nie mam co marzyć o studiach, chciałam jednak chociaż skończyć liceum. Czasem było ciężko, ale udało się. Przeżywałam wtedy dość burzliwy okres, miałam romans ze swoją koleżanką, z którym się kryłam, bo wiecie. Grimmowie nie są zbyt tolerancyjną rodziną. Związek ten nie przetrwał, bo dziewczyna naciskała, aby się ujawnić, a ja nie byłam na to gotowa. Z perspektywy czasu sądzę, że to był po prostu bunt dorastania, nic więcej. A potem, przy okazji, przypadkiem, poznałam mojego pierwszego i jedynego chłopaka. Wydawało mi się, że dobrze się dogadujemy, ale zanim się to poważniej rozwinęło, przyłapałam go na zdradzie. Teraz raczej jestem nieufna w stosunku do facetów, którzy chcieliby mi zawrócić w głowie. Zawsze się z nimi lepiej dogadywałam, więc ostatecznie chyba lepiej, aby zostali po prostu moimi kumplami. Z drugiej strony sama nie wiem, czy to mnie jakoś szczególnie zraniło, trochę na pewno, ale nie rozpaczam nad swoimi porażkami, tylko idę do przodu. Jestem jeszcze młoda, powinnam się wyszumieć i dobrze bawić, a nie zadręczać się z powodu jakichś facetów! Bez urazy, oczywiście, kocham was wszystkich! Tylko czasem moglibyście być trochę mniejszymi dupkami niż jesteście, ciągłe zgrywanie maczo jest męczące dla płci przeciwnej. Na dowód tego… zatrudniłam się w sklepie monopolowym, gdzie jest was na pęczki. Nie przeszkadza mi to w sumie, bo realizuję się w rodzinnej piwnicy. Morfina, heroina, wszystko jedno. Zrobię ci. To znaczy, zrobiłabym ci, gdybyś wiedział co robię. Bo to tajny sekret, wie o nim tylko mój brat Bobby i nikt więcej. Bo widzisz, dzięki temu mogę zapewnić rodzinie choć odrobinę lepszy byt. Kiedy się mnie pytają, skąd mam kasę na coś, wzruszam ramionami, że wygrałam na loterii jakieś drobne. Trochę kłamię, ale nie jestem pewna, czy to złe. Czy biednemu nie może się już powodzić? Czasem chociaż? Zresztą, wszystko jedno, zrobię to, co uważam za słuszne, a reszta może mi s k o c z y ć.
- Moim ulubionym kolorem jest zielony. - Mam fioła na punkcie butów, choć mam ich zaledwie kilka na krzyż. Mimo to i tak chodzę tylko w czerwonych i srebrnych trzewiczkach, nieważne za jak bardzo obciachowe i tandetne uchodzą one wśród znajomych. Mam do nich cholerny sentyment i nie rozstaję się z nimi, szewc to je regenerował już chyba z milion razy. - Mam lęk wysokości i nie przepadam za ptaszyskami, a także za pszczołami. Prawdopodobnie jedna z nich mnie użądliła jak byłam mała. Gdybym była kiedyś w zoo, pewnie poczułabym także awersję do małp. - Odczuwam lęk przed wodą, czasem mam wrażenie, że po zanurzeniu w niej może stać się coś niedobrego. Jasne, myję się regularnie, żeby niebyło! Ale namówienie mnie na pływanie w większych zbiornikach wodnych niż wanna to doprawdy wyzwanie. - Uwielbiam podróże, choć tak naprawdę nigdy nie opuściłam Lanville. - Lepiej dogaduję się z mężczyznami. - Czasem śni mi się, że porywa mnie tornado, czasem więc odczuwam obawę, że trąba powietrzna może dopaść nasze miasteczko. - Jestem bardzo sceptyczna jeżeli chodzi o zjawiska, nazwijmy to, paranormalne. Nie lubię filmów science-fiction, fantasy i innych traktujących o dziwnej tematyce.
Dorotka nie mieszkała oczywiście w Kansas, a na obrzeżach Wonderlandu, gdzie magia praktycznie nie istniała. To, co wydarzyło się w książce jest oczywiście prawdą i kiedy dziewczynka wróciła do domu, zaczęła wieść swoje poprzednie, zwyczajne życie. Przynajmniej do czasu, kiedy zainteresował się nią Zethes. Zethes był przemiłym, jak jej się zdawało bogiem i w dodatku pierwszym mężczyzną, który widział ją jako materiał na swoją miłość, a nie przyjaciółkę. Niestety, w pewnym momencie oznajmił jej, że jednak kocha inną i odszedł do swej pięknej nimfy. Dla Dorotki był to cios w samo serce. Niewiele myśląc, spakowała swoje rzeczy i jako, że była już pełnoletnia, opuściła swoich adopcyjnych rodziców i wyruszyła w podróż. Długą i żmudną, ale napędzana złością i chęcią zemsty nie poddawała się. Dotarła wreszcie do wioski Munchkin, gdzie się osiedliła. Stamtąd zaś podróżowała do różnych krain, aby nauczyć się walczyć. Bo jej pragnieniem było zniwelowanie magii w całym Fairylandzie i pozbycie się magicznych istot. Dzięki swej misji poznała między innymi Robin Hooda, który nauczył ją strzelać z łuku. Ale także nauczyła się szermierki oraz władania mieczem od jednego z rycerzy. Bo warto wiedzieć, że była pojętną uczennicą! Kiedy jednak miała przystąpić do swojego planu, dowiedziała się o zabójstwie nimfy. Wiedziona współczuciem i wyrzutami sumienia postanowiła złamać swoje zasady i udać się do jakiegoś maga po to, aby wskrzesić ukochaną boga. Ludzie zaprowadzili ją do Hadesa, który jednak oznajmił jej, że jedynym sposobem jest wymiana. Życie Dorotki za życie nimfy. Naturalnie, że dziewczyna się dość długą chwilę wahała, jednakże kiedy wreszcie postanowiła, że jest gotowa na tę zamianę, klątwa przeniosła ją do Lanville.
|
|