Bea Elaine Grey Wto 16 Cze - 19:34 | |
| Bea Elaine Grey Za górami, za lasami, żyła niezwykła postać zwana Elaine z Astolat/Panią z Shalott, której przygody spisano w księdze Legendy Arturiańskie. Zamieszkiwała Królestwo Fairylandu, gdzie praktykował czarną magię Sielanka została przerwana, gdy nad królestwem Fairylandu pojawiły się ciemne chmury, straszna klątwa, która wymazała wszystkim pamięć. I choć postać ta nie uczestniczyła w rzucaniu strasznego zaklęcia, zmuszona była do rozpoczęcia zwykłego życia w Lanville, pamiętając swoje poprzednie życie w 80% W miasteczku znacie go jako dziewiętnastoletniego mieszkańca, zwanego Beą Grey (ft. Holland Roden). Zamieszkuje dzielnicę Pelican Bay, pracując jako krawcowa w Raquel Inc..
| - Cześć! - wołam, uśmiechając się do ciebie radośnie. Odwracasz się i widzę, że mrużysz oczy, że patrzysz na mnie nieco dziwnie, jakbyś nigdy wcześniej w życiu nie widział dziewczyny. Zaczynam rozmowę, wspominając o wszystkim co się da, niemal zagadując cię na śmierć. Jeśli kiedykolwiek zastanawiałeś się, co oznacza angielskie słówko "overshare" - teraz już wiesz. Próbujesz jakoś się wymigać, mówisz, że masz korki z biologii. Wiem, że nie masz ochoty dłużej ze mną rozmawiać, choć pewnie tego po mnie nie widać - wciąż uśmiecham się trochę głupkowato. - To do zobaczenia! - wołam za tobą. Odwracasz się i machasz mi trochę nieporadnie, uświadamiając sobie pewnie, że byłeś trochę niemiły. Podobno jestem irytująca, widzę to po twarzach innych, czasem słyszę wprost, jednak nic sobie z tego nie robię - idę przed siebie, przez życie, z uśmiechem na twarzy i optymizmem, który jest lekarstwem na wszystko. Spotykam cię następnego dnia w kawiarni, kiedy próbujesz się skupić nad zadaniem domowym. Znów zaczynam radośnie trajkotać o wszystkim i o niczym, a ty nie wytrzymujesz. Pytasz zirytowanym głosem czy mogę ci w końcu dać spokój, bo próbujesz rozwiązać zadanie z algebry - działu, którego kompletnie nie rozumiesz. Przyglądam się zadaniu i po chwili jak gdyby nigdy nic podaję ci poprawny wynik. Patrzysz na mnie, mrugając oczami z niedowierzaniem, a ja, wcale nie skromnie, wzruszam ramionami, bez słów mówiąc "Tak, wiem. Często to słyszę". Innym razem moje nazwisko widnieje na liście laureatów z fizyki, a ty po raz kolejny rozdziawiasz usta - nigdy nie byłeś umysłem ścisłym. Dopiero teraz zaczynasz mnie doceniać, widzisz że choć wyglądam na wystawiającego głowę przez okno szczeniaczka, jestem inteligentna jak kot. Teraz już nie unikasz mnie na ulicy, a w każdym razie nie uciekasz, gdy tylko rozpoznasz moją twarz. Rozmowa ze mną nie jest już dla ciebie torturą. Dowiadujesz się o mnie coraz więcej, a mój uśmiech nie jest już bezmyślny, a jest w nim dziwna nuta. Nie wiesz do końca czego, jednak jednego jesteś pewien - skrywam wiele sekretów, a ty uświadamiasz sobie jak niewiele tak naprawdę o mnie wiesz. Miesiąc później lubisz już ze mną rozmawiać. Zapraszasz mnie na spotkania ze swoimi znajomymi, a ja razem z tobą uczę się na test z fizyki, pomagam zapamiętać daty z historii. Wciąż podaję ci poprawne, naukowe pojęcia tego, o czym mówisz, jednak teraz nie jest to już dla ciebie takie irytujące, raczej ciekawe. Opowiedziałam ci już trochę o sobie, powoli dostrzegasz ciemniejszą część mojego życia, domyślasz się już, że mój uśmiech i wieczne poczucie humoru jest maską, że gdyby nie to, już dawno bym zwariowała. Nie rozumiesz co takiego mogło się kiedyś zdarzyć, jednak nie wypytujesz - wiesz, że po prostu roześmiałabym się i zręcznie zmieniła temat, bo omijanie niewygodnych tematów jest moją specjalnością. Dopiero po kolejnych tygodniach umiesz rozróżniać moje uśmiechy - te szczere od tych drugich, w których jest coś przygnębiającego. Dostrzegasz też coś smutnego w moich oczach - nie ma w nich rozbawienia wtedy, kiedy śmieję się i ja - wyglądają na co najmniej o dziesięć lat starsze, niż naprawdę są. Zaczynasz rozumieć, że złamano mi serce. Jednak kiedy?, zastanawiasz się. Mam dopiero dziewiętnaście lat, nie wiem czym są takie uczucia jak miłość czy nienawiść. Rok później znasz mnie już doskonale. Wiesz, że rozumiem o wiele więcej, niż wyglądam, wiesz, że moje życie jest słodko-gorzkie. Nie rozumiesz jednak jednego - dlaczego moim pierwszym odruchem przy poznawaniu kogoś, jest podejrzliwe spojrzenie, jakbym kogoś szukała, czegoś się obawiała? Tłumaczę ci to w końcu, długo po twoich przemyśleniach - szukam Jego, osoby, która mnie zraniła. Jednej, jedynej osoby, której szczerze nienawidzę. - jej IQ wynosi 167, wiedzą o tym jednak jedynie osoby, z którymi się przyjaźni oraz jej najbliższa rodzina - ma alergię na migdały, które na jej nieszczęście uwielbia - bardzo lubi programy naukowe - jest krótkowzroczna, jednak przez większość czasu nosi soczewki, zamiast okularów, o których wcześniej często zapominała - należy do klubu szermierczego - nie przepada za alkoholem, i bez niego często mówi jak potłuczona - dostała imię po bohaterce z ulubionej książki jej mamy, "Cienia Wiatru" - za bycie świetną w wielu dziedzinach, a do tego jeszcze w krawiectwie i tkaniu, musiała zapłacić byciem kompletnym muzycznym beztalenciem. Ma najgorszy głos w całym Lanville, pomimo kilku prób nigdy nie uczyła się grać na instrumentach i nie ma za grosz poczucia rytmu. - wiecznie się spóźnia, pomimo że zawsze jest jej niesamowicie głupio z tego powodu - w jej pokoju zawsze panuje lekki bałagan, co Bea określa jako "artystyczny bałagan" - lepiej nie powierzać jej ważnych zadań, bo Grey jest chodzącym chaosem i nigdy niczego nie dopilnuje |
Przyszłam na świat w pewien niezwykle mroźny, grudniowy dzień, dokładnie o godzinie piątej osiemnaście. W nocy. Mój tata już prawie usypiał w szpitalnej poczekalni, kiedy w końcu raczyłam wziąć pierwszy wdech poza brzuchem mojej mamy, prawie tydzień po wyznaczonym terminie. Moja mama uśmiechnęła się do taty szeroko, ciesząc się, że urodziła jej się zdrowa, mimo opóźnienia, córeczka. Już w przedszkolu wiadomo było, że rozumiałam więcej od reszty dzieci - szybciej nauczyłam się mówić dłuższe zdania, najszybciej nauczyłam się czytać, a potem pisać. W szkole podstawowej, kiedy to wygrywałam wszystkie możliwe konkursy z przedmiotów ścisłych, moja mama postanowiła dowiedzieć się jakie mam IQ. Okazało się być wysokie, jednak ja zabroniłam jej chwalenia się przed innymi. Nie chciałam być postrzegana jako dziwadło i kujon, bo już wtedy, w wieku dziesięciu lat, doskonale wiedziałam jak to będzie. Wszyscy oczywiście spodziewali się mojego wyjazdu na studia, prędzej czy później, jednak na pewno nie spodziewali się, że nigdy tam nie trafię. Nie chciałam dalej się uczyć, całą wiedzę zdobywałam sama, z łatwością zapamiętując drobne szczegóły i rozumiejąc najtrudniejsze terminy. Wciąż miałam wiele umiejętności z Fairylandu, takie jak tkactwo i krawiectwo, więc postanowiłam zostać krawcową, co wydawało mi się całkiem przyjemną pracą.
Jestem przekonana, że nie nazywam się Bea Grey. Nie urodziłam się też tutaj, w Lanville, a w Fairylandzie. Wiem, że pewien rycerz złamał mi serce, znam też okoliczności w jakich to zrobił. Nie pamiętam jednak żadnych nazw, ani imion. Wiem, że mieszkałam w jakimś królestwie, że byłam uwięziona na jakiejś wyspie. Nie pamiętam nawet swojego własnego, prawdziwego imienia. Wciąż próbuję odnaleźć Jego oraz Ją, mój plan zemsty wciąż jest aktualny.
- umiem świetnie tkać i szyć - wiem sporo o medycynie, bez zastanowienia przeprowadzę pierwszą pomoc - gdybym jakimś sposobem znalazła jakiś miecz w Lanville, wciąż umiałabym się nim posłużyć. Musi mi jednak wystarczyć szermierka - lubię Legendy Arturiańskie, sama nie wiem dlaczego
"There is no greater hatred than the hatred of a woman to a man loved against her will" Po świecie krąży tyle różnych legend, że czasem ciężko je już spamiętać. Łatwo jest je przekręcić i w moim przypadku też tak było - ludzie nie mogą się zdecydować co takiego się ze mną stało. Są dwie różne wersje, powinnam więc to sprostować. Jedna z nich opowiada o tym, jak to z zamku zobaczyłam przystojnego rycerza i postanowiłam łódką popłynąć za nim, a w czasie drogi z powodu klątwy nakazującej mi pozostanie na wyspie, na której dotychczas mieszkałam, słabłam coraz bardziej, co w końcu doprowadziło do mojej tragicznej śmierci. Druga historia jest bardziej rozbudowana - mówi o tym, jak to mój ojciec zorganizował turniej rycerski, a mi wpadł w oko jeden z uczestników, który, pomimo że miał już swoją ukochaną, zgodził się walczyć z moją chustą zawiązaną na jego ramieniu. Jest sporo prawdy w obu tych historiach, jednak prawdziwa może być tylko jedna, która ma w sobie coś i z pierwszej i z drugiej historii. Jestem Elaine, córką Bernarda z Astolat. Nigdy nie mogłam specjalnie narzekać na moje życie - zawsze dostawałam to, o co prosiłam, dogadywałam się z moim ojcem i dwójką braci. Rzecz jasna taki stan rzeczy nie mógł trwać długo. Mój ojciec naraził się pewnemu czarownikowi (nigdy nie wyciągnęłam z niego pełnej wersji tej historii) i żeby uniknąć całkowitego zniszczenia jego miasta, musiał zgodzić się na umieszczenie mnie na wyspie Shalott, której nie mogłam nigdy opuścić - w innym wypadku stałoby się coś złego. Mijały lata, a ja wciąż tkwiłam na wyspie. Nie starzałam się, nie chorowałam, nie czułam głodu ani bólu - to wszystko sprawiało, że nie mogłam narzekać na mój los i to było w tym najgorsze. Jedyną rzeczą, która mi dokuczała była samotność. Tkałam magiczne gobeliny, przedstawiające zawsze coś z mojego dzieciństwa - ogród, w którym się bawiłam, wazon z kwiatami w moim pokoju. Któregoś dnia nie wytrzymałam - wsiadłam do łódki i uciekłam z wyspy. I od tego momentu tak naprawdę słyszą o mnie ludzie. Wiedziałam, że za opuszczenie wyspy będę musiała zapłacić, jednak nie myślałam o tym wtedy, wydawało się to odległe i nierealne. Jednak kiedyś musiało się to stać, a więc się stało - miesiąc później. Mój ojciec postanowił zorganizować turniej rycerski, na który zaprosił rycerzy z kilku królestw Fairylandu. Był tam też król Artur oraz jego Rycerze Okrągłego Stołu. Wśród nich zobaczyłam jego - Tristana. Miał oczy, w których natychmiast utonęłam i uśmiech, który mnie oczarował. Poprosiłam go, aby podczas turnieju miał przy sobie moją chustę. Wahał się - powiedział, że będzie tam ktoś, kto nie powinien tego widzieć. Zgodził się jednak walczyć w przebraniu, aby go nie rozpoznano. Tak, wiem, byłam naiwna. Jednak miłość jest ślepa. Tristan pokonał większość swoich przeciwników - wszystkich oprócz jednego, który mocno go zranił. Bałam się, że ktoś go rozpozna, więc poprosiłam, aby zabrano go do mojej komnaty, gdzie opatrzyłam jego ranę. Opowiedział mi wtedy o Izoldzie i o tym, że to przez nią walczył w przebraniu. Byłam przekonana, że ją opuści - w końcu podczas turnieju miał przy sobie moją chustę. On jednak zrobił coś jeszcze gorszego, niż zostanie z Izoldą - chciał zapłacić mi za opatrzenie jego rany. A potem wyjechać, ze swoją ukochaną, królem i resztą rycerzy. Czy naprawdę nie wiedział co do niego czułam?? Miałam wrażenie, jakby ktoś wyrwał moje serce i posiekał na drobne kawałeczki. Nie, nie ktoś. Tristan. Legendy mówią, że umarłam z powodu nieodwzajemnionej miłości. I to prawda - cząstka mnie umarła. Opuściłam moje królestwo, żegnając się z ojcem oraz rodzeństwem i wyruszyłam w podróż. Nie wiedziałam gdzie, po prostu szłam przed siebie. Nauczyłam się magii, posługiwałam się mieczem lepiej, niż niejeden mężczyzna, pomagałam ludziom, żeby nikogo nie spotkał taki los, jak mój. Jednak nikt nie wiedział, że magia, którą się posługiwałam była czarną magią, a moim głównym celem - odszukanie Tristana i Izoldy, abym mogła się na nich zemścić. |
|