| Czaszkowa Jaskinia | Czaszkowa Jaskinia Nie 10 Sty - 19:48 | |
| |
| | Re: Czaszkowa Jaskinia Sro 9 Mar - 1:25 | |
| (3) Zmysły, umysły, cytrynowe obierki prysły. Wymruczał sam do siebie, kręcąc puchatym ogonkiem, wyrośniętego zajączka. Działał pod przykrywką, w dodatku dzisiaj za zadanie miał przeszukanie Stumilowego lasu. W co miał się przemienić, jak nie w zajączka, podgryzającego liście mleczu? Za każdym razem, kiedy na horyzoncie dostrzegał jakieś poruszenie, przeżuwał zapamiętale to paskudztwo, co i raz wydając z siebie bobki, których nie potrafił powstrzymać. Tak wyglądało jego poświęcenie dla sprawy. A to nie było byle śledztwo. Lecz grubsza rzecz, z pewnością warta świeczki. Oczywiście nigdy nie dowiedziałby się, czego ma szukać, gdyby nie otrzymane z góry rozkazy Hadesa, który coś wiedział. Co, tego Panik nie wiedział. Hades był Hadesem. Panik był Panikiem. Małym pionkiem w świecie wielkich czarnych osobowości, aspirujących do tytułu tego najmroczniejszego i najzłośliwszego. Poruszał długimi uszami, nasłuchując, czy w pobliżu nie czai się żaden intruz. Aż wreszcie pokicał z gracją w kierunku Czaszkowej Jaskini. Jak na Stumilowy Las, było to miejsce wyjątkowo nieprzyjemne. Prawie jak taki Hades. Tyle, że na powierzchni. Mleczów tu nie było, co Panik przyjął z wielką ulgą (i kolejnym bobkiem). Przyglądał się ze strachem, zastanawiając się, jak dał się namówić by brać udział w zbieraniu tych składników. Aż wreszcie przypomniał sobie, że nie miał przecież innego wyjścia. Dlatego też, zaciskając długie, królicze zęby, pokicał w ciemność. Kiedy tylko światło słoneczne przestało docierać do wnętrza, powrócił do swej normalnej postaci i zaczął przerzucać stertę kamieni. Nic tam nie znalazł, wrócił do postaci zajączka i rozejrzał się po dalszych ścianach jaskini. Pokicał przed siebie, wpadając na wystający stalagmit. Co za kurestwo - Wyrwało się zajączkowi pod nosem.
Ostatnio zmieniony przez Panik dnia Nie 13 Mar - 13:42, w całości zmieniany 1 raz |
| | Re: Czaszkowa Jaskinia Sro 9 Mar - 16:23 | |
| Polowania były jednym z tych rozrywek, na które Artur udawał się bardziej niż chętnie. Przede wszystkim dlatego, że mógł wtedy bez przeszkód oddawać się wciąż młodzieńczym pragnieniom, zupełnie niepasującym do dorosłego przecież mężczyzny; ale również z innego prostego powodu. Mógł poznawać i zwiedzać nowe krainy w pogoni za stworami i zwierzętami, które do tej pory znał jedynie z opowieści wędrownych kupców bywających czasem w Camelocie. Nic więc dziwnego, że gdy pojawiła się okazja zapolowania w Stumilowym Lesie, Artur od razu sięgnął po swój magiczny kapelusz i wyprawił się do drugiej krainy. Szczęśliwej, trzeba dodać, bo nie minęło wiele czasu, jak usłyszał za krzakami szelest, a chwilę później króliczy lub zajęczy ogon - z tej odległości ciężko to było ocenić - zamerdał wesoło kilkanaście metrów dalej. Artur ruszył w ślad za nim, starając się iść jak najciszej i rozglądając się na boki w poszukiwaniu najlepszego miejsca na zastawienie sideł. Istniało duże prawdopodobieństwo, że zwierzak ma tu gdzieś swoją norę i wyszedł się najeść albo rozprostować kości. Pluł sobie w brodę, że nie wziął ze sobą żadnej marchewki, ale z drugiej strony kto normalny chodzi na polowania z marchewkami? - Kiiiici, kiiiiici - spróbował więc niepewnie, wydobywając z siebie ciepły i milutki głosik, krok za krokiem zbliżając się do miejsca, w którym zniknął zwierzak i dopiero po chwili spostrzegając, że kierował się wprost do jaskini. - Taś, taś? - wołał dalej, zniżając jednak głos do szeptu, bo coraz niklejsze światło w połączeniu z niosącym się echem sprawiało, że Artur czuł się z lekka niepewnie. Zrobił jeszcze kilka kroków, aż prawie że opanowały go egipskie ciemności i zadrżał z lekkiego niepokoju; coś mu mówiło, że nie powinien tutaj być. - Wyłaź, pchlarzu albo zrobię z ciebie rękawiczki - syknął jeszcze ostatni raz w ciemność. |
| | Re: Czaszkowa Jaskinia Sro 9 Mar - 21:45 | |
| Im głębiej wchodziliście, tym ciemniej wam się robiło przed oczami. Teraz już wiecie czym są ciemności egipskie, ale i wśród nich jest dobra rzecz. Gdy wyłącza się jeden zmysł, wyostrzają się kolejne. Węch, dotyk, a co ważniejsze słuch. Każda spadająca kropla wody z wyrastających stalaktytów była teraz jak huk, a wasz cichy oddech dało się usłyszeć kilkadziesiąt metrów dalej. Wszystko wydawało się być tak blisko, ale jednocześnie tak daleko. Mogliście słyszeć siebie nawzajem, ale nie było opcji zobaczenia. Szliście na czuja raz po raz potykając się o kolejny większy kamień na waszej drodze, czy szczelinę o którą zahaczyły wasze nogi. W pewnym momencie waszej wędrówki, do waszych nosów doszedł przeraźliwy zapach padliny, która była w zaawansowanym stadium rozkładu. To był tak charakterystyczny zapach, że nie dało się go pomylić z niczym innym, a przez wyostrzony zmysł węchu, był on jeszcze ostrzejszy niż zwykle. To chyba nie wróży nic dobrego. Jesteście pewni, że chcecie się zagłębiać w dalsze mroczne czeluści jaskini? |
| | Re: Czaszkowa Jaskinia Sro 9 Mar - 22:18 | |
| Pięciopalczasta królicza łapka z dodatkowym kciukiem, który w normalnych, biologicznych okolicznościach nie miałby prawa bytu, zacisnęła się na kamieniu, by na słowa intruza cisnąć pocisk w ciemność, w kierunku dochodzącego wcześniej kiciania, co przywodziło na myśl dogorywanie jakiegoś krztuszącego się dziwaka. A ja zrobie sobie czapkę z łoniaków Twojej starej, dupku. Przemknęło mu przez myśl, nie powiedział jednak tego na głos. Gdyby chociaż słowem zdradził swoją obecność w stumilowym lesie, Hades z pewnością kazałby mu za karę wypić Styks do cna wraz z wszystkimi duszami, które akurat przepływały do krainy zmarłych. Wzdrygnął się na samą myśl, że taka sytuacja mogłaby mieć miejsce. Skoro jakiś cwel odciął mu ewentualną drogę ucieczki, jedyną możliwą opcją było posuwanie się przed siebie. Dzięki skocznym kończynom parę pułapek zastawionych przez surową mateczkę naturę udało mu się uniknąć. Nie zdarzało się to niestety za każdym razem i kilkakrotnie poślizgnął się na ściekającej wodzie. Poruszał się bezszelestnie, a przynajmniej tak miał w zamiarze. Żałował, że po raz kolejny musieli rozdzielić się z Bólem, tylko dlatego, by zwiększyć własne możliwości i wcześniej niż inny odnaleźć odpowiednie składniki. Zajęczy nos na moment wrócił do jego pierwotnego wydłużonego rozmiaru, dokładnie w chwili, kiedy w powietrzu zaczął unosić się zapach rozkładanego trupa. Przyspieszył kroku, przemieniając się na chwilę w węszącego jamnika, by szybciej złapać kontakt z obiektem, który wydzielał tę rozkoszną woń. Puścił się biegiem, nie było chwili do stracenia. Przy okazji kopnął kilka kamieni, tak, by tępy osiłek się o nie potknął. |
| | Re: Czaszkowa Jaskinia Czw 10 Mar - 21:43 | |
| Każdy mądry, a przynajmniej zdrowo myślący człowiek, który byłby na miejscu Artura - to jest stał w półmroku jaskini, z każdym kolejnym krokiem jeszcze bardziej zagłębiając się w ciemność, będąc przy tym samemu i nie mogąc liczyć na wsparcie towarzyszy, zrobiłby jedną rozsądną rzeczy: jak najszybciej się wycofał. Artur jednakże nie należał dzisiaj do tej grupy, a łowiecki instynkt kazał mu iść dalej, aż w końcu nikła poświata wejścia do jaskini była jedynie mdłą plamką. Artur miał jedynie nadzieję, że futrzak był wart takiego poświęcenia i nie okaże się byle wypłoszem o beznadziejnie skołtunionym, zabrudzonym futerku. Napiął tylko mocniej cięciwę łuku, podążając za cichymi odgłosami jaskini; spadającej wody, toczących się kamieni i echa, które od czasu do czasu odbijało się od ścian. Sam nie starał się iść cicho, wręcz przeciwnie, chciał, aby zwierzak czuł jego obecność i spanikował (hehe), a przez to o wiele łatwiej i szybciej dał się złapać. Tak przecież działały niezawodne obławy - wystraszyć zwierzynę, zagnać ją w miejsce, skąd nie ma ucieczki i w spokoju, bez najmniejszego pośpiechu, dokończyć swoją łowiecką powinność. Artur postępował więc metodycznie, poruszając się jednak dość niepewnie ze względu na panujące ciemności; raz czy drugi zdarzyło mu się nawet potknąć, przy czym zaklął szpetnie, ale wymacał dłońmi skalistą ścianę i ruszył wzdłuż niej przed siebie. - O ja pierdykam - sapnął nagle, gdy wyczulony w ciemności zmysł węchu został w pewnej chwili opanowały przez swoisty zapach, niemożliwy do pomylenia z żadnym innym. Rozkładająca się, cuchnąca padlina. Artur zatkał dłonią nos, zwalniając na moment cięciwę łuku i skrzywił się z niesmakiem. Jednocześnie usłyszał o wiele wyraźniejszy hałas dochodzący z przodu; najwyraźniej jego przyszłe rękawiczki postanowiły przestać być cicho, jakby widząc, że szanse zgubienia Artura są bardzo nikłe. Uśmiechnął się pod nosem, próbując zignorować narastający smród i ruszył w ślad za rozlegającymi się w jaskini stąpnięciami małych stópek. |
| | Re: Czaszkowa Jaskinia Nie 13 Mar - 19:30 | |
| Z każdym kolejnym krokiem przeraźliwy smród stawał się coraz wyraźniejszy. W pewnym momencie, dało się zauważyć małą, białą kropkę na końcu korytarza. Coś, co w końcu powoli rozjaśniało waszą piekielną ścieżkę. Im bliżej tego byliście, tym więcej mogliście zobaczyć. Już powoli zarys korytarza stawał się wyraźniejszy, ale co za tym szło, zapach stawał się coraz gorszy. W pewnej chwili, było już na tyle jasno, że spokojnie mogliście zobaczyć siebie nawzajem, a już na pewno wielką przestrzeń znajdującą się na końcu korytarza. Była wysoka na jakieś pięćdziesiąt metrów i szeroka na jakieś czterdzieści. W środku było epicentrum waszego smrodu. Stos rozkładających się ciał różnych gatunków zwierząt i nie tylko, w dodatku każde było w innym stanie. Jedne miały więcej mięsa, drugie były objedzone do kości. To stanowczo nie było miejsce w którym chcielibyście się znaleźć sami. Wyjęte rodem z horroru. W dodatku na wysokości jakichś dziesięciu metrów na prawej ścianie znajdowała się wyrwa w której mogliście dostrzec różne gałązki i objedzone do połowy części ciała. Niedługo po dotarciu na miejsce mogliście usłyszeć głośny pomruk naprawdę dużego zwierzęcia, który odbijał się od skalnych ścian pomieszczenia w którym się znajdowaliście. To nie wróży nic dobrego. Zostajecie, czy cofacie się w ciemności egipskie, które poprowadzą was z powrotem do domów? |
| | Re: Czaszkowa Jaskinia Pią 18 Mar - 18:53 | |
| Przedzierał się poprzez egipskie ciemności, nie zwracając uwagi na to, że już dawno przestał być ślicznym, puchatym zajączkiem. Żeby wyjść cało z jaskini, nie mógł wiecznie kicać i zostawiać za sobą ścieżki z bobków, które zapewne już dawno pożegnały się ze swoim okrąglutkim kształtem pod buciorami gościa, który siedział mu na ogonie. Biegł na dwóch własnych nogach z wyciągniętymi przed twarzą dłońmi, którymi osłaniał się przed przeszkodami. Nie zauważył przez to światełka w tunelu, które z każdym kolejnym krokiem stawało się coraz jaśniejsze. Kierował się węchem, ponieważ ten nigdy go nie zawodził. Nie pamiętał kiedy cokolwiek jadł – nie licząc paskudnego mleczu w stumilowym lesie. To głód sprawiał, że wciąż przybierał na prędkości. Światło z groty, do której zbliżał się wielkimi susami, umożliwiło mu zerknięcie za siebie i zapoznanie się z sylwetką swojego przeciwnika. Nie wyglądał groźnie. Taki tam chłopek roztropek z nieprzystrzyżoną szczeciną. - Ktokolwiek cię przysłał i tak nie uda ci się mnie powstrzymać, dzieciaku. – Odezwał się zachrypniętym, skrzekliwym niczym nienaoliwione zawiasy w drzwiach sypialni Śpiącej Królewny. Zadarł wysoko głowę, rozszerzając podłużne dziurki w nosie. Nie chciał zmarnować ani jednego zapachu, jakie miało mu do zaoferowania to miejsce. Do bioder przypięty miał pasek z sakiewką, która obijała mu się o wychudzone zielonkawe udo. Rozłożył skrzydła i z rozbiegu wzbił się do lotu na wysokość dziesięciu metrów, dokładnie tam, gdzie znajdowały się niedojedzone części ciała. Żółte ślepia chochlika rozbłysły radośnie, kiedy porwał w ramiona wyrwaną nogę okutą w rycerską zbroję, należącą z pewnością do zacnego rycerza, który zakończył swój żywot o wiele mniej zacnie. Rozłupał zbroję długimi szponami, którą potraktował jak skorupkę, wyrzucając za siebie i wgryzł się w jeszcze nie do końca rozłożoną łydkę. Przeżuwał i przeżuwał, przyglądając się z góry brunetowi w dole. – Umieram z głodu. – Mruknął sam do siebie, pożerając kolejne kawałki krwawego mięsa. – Hej, Ty tam! – Rzucił donośnie, aż echo rozeszło się po ścianach jaskini. Wyrzucił kości ze zjedzonej nogi za siebie i chwycił głowę jakiegoś osła, która leżała tuż obok. Wbił szpon w oczodół martwego zwierzęcia i wyłupił z niego gałkę oczną, którą wrzucił prosto do ust. Ugryzł, a spomiędzy zębów wytrysnęła mu ciecz i spłynęła po brodzie. – Chcesz trochę?! – Zawołał, rzucając głowę osła prosto pod nogi królowi Arturowi. - Wiesz co jest lepsze od oślich oczu, koleś? - Spytał, nie zdając sobie sprawy z bliskości niebezpieczeństwa, zbyt zaaferowany smakołykami, które miał w zasięgu ręki. - Ośle jądra! Ech, szkoda, że już zjedzone... - Urwał, tego pomruku wielkiej bestii nie mógł już zignorować. Nastroszył wysoko uszy i zamarł w oczekiwaniu. Wspiął się na ścianę jaskini jak pełzająca jaszczurka i przycupnął na jednej z półek, w pewnej gotowości. - Dzięki, że posłużyłeś mi za przynętę, stary. - Dodał, odsłaniając w złowrogim uśmiechu rządek ostrych, dalekich do białości, zębów. |
| | Re: Czaszkowa Jaskinia Nie 20 Mar - 11:02 | |
| Czy żałował, że nie towarzyszył mu cały królewski orszak wraz z dumnymi i odważnymi rycerzami Okrągłego Stołu? Cóż, jeszcze chwilę temu oddałby wiele, żeby mieć u boku zaufanego przyjaciela gotowego wbić miecz w każdego potwora i każdą maszkarę, która wyskoczyłaby zza skał. Teraz jednak uznał, że będąc samemu - jakkolwiek wiązało się to z większym niebezpieczeństwem - miał zwiększone szanse na pozostanie niewykrytym przez to dziwne coś, co wydzielało tak paskudny zapach. Był to zapach tak bardzo obrzydliwy, że Artur jednoznacznie uznał, że nie mógł go wydzielać nawet ten śmierdzący pchlarz, naiwnie uciekający przed nim z myślą, że ocali swoją skórę i... ... wcinający ze smakiem czyjąś nogę? Artur mrugnął kilka razy oczami, podejrzewając - może słusznie? - że pod wpływem okropnego smrodu mieszają mu się zmysły. Jednakże słodki króliczek, za którym gonił od kilku minut, wcale nie okazał się słodki. Ba! nie był nawet króliczkiem, na którym można by zawiesić na chwilę wzrok i rozczulić się jego puszystym futerkiem. Wręcz przeciwnie, stała przed nim paskudna bestia; mikroskopijna, to prawda, ale nadal z obrzydliwą zielonkawą facjatą i dziurkami w nosie, w które z powodzeniem zmieściłaby się pokaźnych rozmiarów marchewka. - Ty jesteś jakiś psychiczny - zawyrokował, cofając nieco stopę, pod którą potoczyła się ośla głowa. Ponownie uniósł łuk, napinając nieco cięciwę i wycelował w małego potworka, nawet nie próbując się zastanawiać, z czym ma do czynienia. Patrząc jednak na to, jak zajada ludzkie szczątki (fuj), było to całkiem rozważne postanowienie, tym bardziej, że potworek wydawał się z niego drwić, częstując go (fuj, fuj) kawałkiem kogoś, kto w przeszłości był być może podobny do Artura. - Czym ty w ogóle jesteś? Bo eleganckich manier to ci zdecydowanie brakuje - zdecydował się jednak zadać strategiczne pytanie. Jeśli właśnie władował się mu na kolację, lepiej było stąd wyjść, bo wytrzymanie w tym obrzydliwym smrodzie było coraz trudniejsze. Oderwał na chwilę od niego wzrok, przenosząc je na rozkładającą się kupkę ciał, ale wzdrygnął się z odrazą. - To twoje dzieło? - dodał, chociaż miał dziwne przeczucie, że to mało prawdopodobne. Wolał nie podchodzić bliżej i nie sprawdzać, j a k bardzo zaawansowany jest ich rozkład. Tym bardziej, że w tym samym momencie w jaskini rozległ się pomruk, który na pewno nie należał do tego małego pokurcza wdrapującego się właśnie na jedną ze skalnych półek. Artur wycelował w niego strzałę, zdając sobie sprawę, że coś tu zdecydowanie nie gra. Bardzo, bardzo nie gra. |
| | | | |
Similar topics | |
|
| Permissions in this forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |