| Korytarz | Korytarz Sob 19 Mar - 16:56 | |
| |
| | Re: Korytarz Czw 7 Kwi - 20:28 | |
| | START | Po długim korytarzu rozlegał się szelest. Rozchodził się echem po całym, niezbyt krótkim pomieszczeniu, przyozdobionym po bokach sporawą ilością takich samych drzwi. Drzwi te różniły się jedynie informacjami na przyczepionych do nich tabliczkach. Informują każdego, kto tylko na nie spojrzał a umie czytać, jakiej specjalności jest lekarz, którego można spotkać za dębowym wejściem. No, niekonieczne... specjalisty mogło akurat nie być, pomieszczenie w tym momencie może okupować ktoś zupełnie inny... powody mogły być różne, powodów mogło być wiele. Nawet więcej, niż może się komukolwiek śnić. Ale zaraz. Nie wszystkie drzwi prowadziły do gabinetów. A toalety, brudowniki... i tego typu pomieszczenia? Szpital to nie tylko pokoje lekarzy. Szpital daje również chorym tymczasowy dom. Nie wolno o tym zapominać, szpital musi dbać o swoich pacjentów. Jak? Na przykład, poprzez zamiatanie podłóg, by sanepid nie miał się czego czepiać. Żeby było ładnie, czysto, schludnie. Dlatego na korytarzu dało się zauważyć, ubraną na biało rudą, młodą dziewczynę, która leniwym ruchem przejeżdżała długą szczotką po jasnej podłodze. To właśnie ona wydawała ów szelest. Powoli, nie spiesząc się, wypełniała swój obowiązek. Miny nie miała zachwycającej. Ten, kto tylko na nią spojrzał, od razu mógł zgadnąć, że dziewczyna wolałaby być teraz w zupełnie innym miejscu, o zupełnie innym czasie. Spójrzmy prawdzie w oczy – kto chciałby wykonywać taką robotę? No, może jakieś pojedyncze przypadki. Po świecie chodzili różni ludzie, ludzie którzy mają różne upodobania, wymagania, zainteresowania. Wykonała stanowczy ruch, zmiatając niewidoczny kurz na jedną kupkę. Potem drugi, trzeci... i tak ciągle, każdy przerywając głębokim westchnieniem. A może znajdę sobie inną pracę?, pomyślała. Ostatecznie uznała, że szukanie innego zatrudnienia kosztowałoby ją jeszcze większym wysiłkiem, więc zaniechała temu pomysłowi. I zamiatała dalej. Nagle poczuła wielką potrzebę obrażenia kogokolwiek. Rozejrzała się i... przecież nie podejdę do żadnego z tych ludzi i nie obrażę ich bez powodu, prawda?, tak właśnie pomyślała, widząc inne osoby, które, również przebywając na korytarzu najwidoczniej w ogóle nie zwracały na nią uwagi. Bo po co? Była zwyczajną salową, normalny widok w miejscu takim, jak szpital. Wetknęła szczotkę między nogi krzeseł i również spośród nich wydobyła potencjalny bród. Antoinette nie rozumiała. Przecież kurzu nie widać, a mimo tego każą jej tu sprzątać... ona osobiście poczekałaby jakiś czas, aż podłoga zakurzy się do tego stopnia, że nie będzie można było tego przeoczyć. Wtedy zmiotłaby ją z o wiele większą chęcią. Nie oznacza to, że miałaby na to ochotę. Po prostu chęci byłyby większe, ale nie pojawiłyby się w całej swej istocie. Antoinette nie lubiła tego typu roboty, więc nie można jej się dziwić. Ludzie przychodzili i odchodzili, niektórzy siedzieli na krzesłach nieustannie. Antoinette przystanęła, oparłszy dłonie na pionowo ustawionej szczotce. I obserwowała. Ludzi. Byli naprawdę różni: różniły ich takie kwestie, jak wiek, płeć, sposób ubierania, to, co robią w oczekiwaniu... najprawdopodobniej oczekiwali wizyty u któregoś ze specjalistów, mogli również czekać ze skierowaniem na badania bądź przyjęcie na któryś ze szpitalnych oddziałów. Patrzyła i patrzyła... chciała, by poczuli się skrępowani pod wpływem jej spojrzenia, który jego właścicielka uważała za szczególnie interesujący. Sądziła, że ma ładne oczy (myliła się, a może wręcz odwrotnie?), dlatego świdrowała ich natrętnym spojrzeniem... nieustannie. Dopiero gdy trzy albo cztery osoby nadziały się na tę jej siłę, przeniosła wzrok ponownie na szczotkę i powróciła do zamiatania, a w korytarzu znów dał się słyszeć, ten, co wcześniej, szum... Szur, szur... Ah, kiedy skończę, muszę jeszcze wyczyścić toalety... – pomyślała, niezbyt zachwycona. Dlatego postanowiła, że będzie zamiatać jak najdłużej, w ten sposób uniknie, na pewien czas tego, co ją potem czeka. Nie pomyślała, niestety, że to, co się odwlecze, to nie uciecze... Na pewno już wkrótce uświadomi sobie tę bolesną prawdę. Już wkrótce... |
| | Re: Korytarz Sob 9 Kwi - 16:07 | |
| Słabo mi. Świat znowu wiruje przed oczami i nim z ust moich wydobywa się choćby słowo protestu, wszystko chowa się za ciemnością, a ja znowu osuwam się na podłogę. Szkoda tylko, że znowu u lekarza, że znowu w trakcie badań. Wiesz jak to jest, gdy każdego wieczora znajdujesz na ciele nowe sińce i rany, a nie masz pojęcia skąd się pojawiły? Gdy każdego dnia, nieokreśloną ilość razy tracisz świadomość pogrążona w śnie zbędnym i niechcianym? Gdy budzisz się w miejscach dziwnych, otoczona ludźmi, których nigdy nie widziałaś, lub gorzej jeszcze - tymi, których widujesz aż nazbyt często i znieść już nie możesz tego zmartwienia wymalowanego na ich twarzach. Nie wiesz, oczywiście, że nie wiesz. Nie wie nikt, bo to choroba rzadka bardzo, w dodatku z tego co mówią lekarze, drugiego tak zaawansowanego przypadku ze świecą możnaby szukać. Równie dobrze mogłabym zasnąć na sto lat i nie obudzić się już nigdy. Ale budzę się znowu. Na jednej ze szpitalnych sal, sama wśród białych ścian. Zapewne przenieśli mnie tutaj, opatrzyli łuk brwiowy, którym niefortunnie zahaczyłam o brzeg stołu i zostawili - bo przecież nie ma potrzeby, by ktoś cały czas siedział przy mnie. Wstaję z łóżka i wychodzę na korytarz. Szukam swojego doktora, ale drzwi do gabinetu są zamknięte. I właśnie wtedy dostrzegam Ciebie. - Przepraszam najmocniej - zbliżam się i posyłam ci uprzejmy uśmiech, ponoć zawsze jestem jak do rany przyłóż. - Wiesz może, gdzie znajdę neurologa? Jakiegokolwiek właściwie - bo mój prowadzący zapewne poszedł już do domu. |
| | Re: Korytarz Nie 10 Kwi - 19:59 | |
| A ona zamiatała dalej. Jedno posunięcie szczotką i szmer tak charakterystyczny dla tej czynności. Głębokie westchnienie, kolejne posunięcie, znowu szmer... i tak ciągle. Mogło się zdawać, że ta aż nazbyt monotonna czynność zajmie ją na kolejne wiele godzin. Tak, godzin, sprzątać podłogę korytarza należało bardzo dokładnie, a do tego dochodzi fakt, że korytarz był rozległy. No i na dodatek podłoga korytarza nie była jedyną podłogą, która czekała, aż zostanie dokładnie zmieciona. Toalety... gabinety, w których już nikogo nie było... ah. Antoinette starała się nawet o tym nie myśleć. Ale myśleć musiała, nie miała innego wyjścia. Ah, ciężki jest żywot salowej, pomyślała. Po kolejnym zagarnięciu kupki kurzu, podniosła się, wyprostowała plecy i jej oczom ukazała się jakaś sylwetka. Antoinette widzi, jak z postaci tej sylwetki wysuwa się na bok coś długiego, chyba ręka (pani salowa nie mogła tego jednoznacznie sprecyzować, osoba ta była dość daleko, bo w drugim końcu korytarza). Tak, to na pewno była ręka, która łapie za klamkę i najwidoczniej usiłuje otworzyć drzwi. Z marnym skutkiem. Sprzątaczka nie miała pojęcia, jak się zachować, dlatego postanowiła zignorować ten fakt, zignorować to, że widzi jakąś postać, która – tak jej się przynajmniej zdawało – kogoś szuka i niewykluczone, że tą osobą jest lekarz. Ale co ona tam mogła wiedzieć. Niezbyt ją to interesowało... do czasu. Do chwili, w której zrozumiała, że towarzystwo tej tam może rozwiać jej narastającą nudę. Niewykluczone, że Antoinette będzie miała szansę zabawić się jej kosztem, a nowe wcielenie Małej Mi uśmiechnęło się nieznacznie pod nosem, na tyle niewidocznie, że nikt nie mógł tego spostrzec. A tym bardziej ktoś stojący tak daleko od niej. Mimo, że obie znajdują się w tym samym pomieszczeniu szpitalnym, dzieliło je naprawdę sporo metrów. Takie już są te korytarze. Podobne są w wielu innych instytucjach państwowych. W sumie, prywatnych również. Antoinette zamiatała dalej, marząc, żeby ta dziewczyna podeszła do niej i zagadała. Ah, może okaże się jakimś tępakiem, którego kosztem panienka Apsley będzie miała szansę się zabawić? Ah, byłoby cudownie. Jak ona to uwielbiała! Postanowiła jednak, że nawet jeżeli ta do niej podejdzie, z początku będzie osobą uprzejmą. Ot, żeby nie "spłoszyć" swojej potencjalnej "ofiary". Kto wie, może wcale nie będzie zachowywać się względem niej w typowy dla siebie sposób? Wszystko może się zdarzyć. Wszystko jest możliwe. Zamiatała, co jakiś czas zerkając kątem oka w jej stronę. I – o proszę! - spełniło się jej aktualne marzenie, bo dziewczyna zaczęła kroczyć w jej kierunku. Tak! Antoinette udawała, że jej nie widzi, udawała nad wyraz zajętą swoją robotą. Dopiero usłyszane słowa sprawiły, że została zmuszona do odwrócenia wzroku w jej stronę. Początkowo zmierzyła ją uważnym spojrzeniem. Była młoda, mogła być w jej wieku, mogła być nieco młodsza. Blond włosy i szczupła sylwetka. Antoinette zastanawiała się, co też ta robi w szpitalu. Na co choruje? Może jest zdrowa jak ryba, przyszła tylko na jakieś badania albo coś w ten deseń? Mniejsza. Zadała pytanie, i wypadało odpowiedzieć nawet, jeżeli panna Apsley nie potrafiła jej w żaden ze sposobów pomóc! Musiało minąć parę sekund, zanim zabrała głos, zmuszona była uprzednio wymyślić, co by tu jej odpowiedzieć. - Niestety – udała, że jest smutna, co oczywiście było dalekie od prawdy – Nie znam się na harmonogramie lekarzy. Nie wiem, jacy neurolodzy są teraz w szpitalu, podobnie nie wiem w ogóle, jakich specjalistów można tu teraz spotkać. Skończywszy, oparła łokieć na pionowo ustawionej szczotce i zaczęła jej się przyglądać, jeszcze uważniej, niż wtedy, gdy robiła to po kryjomu. Uśmiechnęła się o niej z lekka. Nie chciała, by ta poznała się od razu na jej paskudnym charakterze. |
| | Re: Korytarz Pią 15 Kwi - 12:58 | |
| Żadna praca nie hańbi. Nie zwykłam patrzeć z góry na tych, którzy zamiatają ulicę, choć mój tatuś jest przecież wpływowym lekarzem i mogłabym do woli zadzierać nos. Każdy jest równie ważny i równie potrzebny, tak uważam odkąd tylko pamiętam i być może dlatego z tak wielką łatwością przychodzi mi znalezienie uśmiechu dla każdego. - Och, trudno. Ale i tak dziękuję niezmiernie - uśmiecham się do Ciebie uprzejmie. Nawet jeśli w tajemnicy przede mną myślisz, jak zrobić mi na złość, ja nie potrafię być nieuprzejma. Znalazłaś sobie ofiarę całkowicie bezbronną, która z radością nadstawi drugi policzek - tylko czy brak walki przyniesie Ci jakiekolwiek zwycięstwo? - Jesteś salową? Leżałam przed chwilą w czternastce, poskładałam wszystkie rzeczy. Mam nadzieję, że nie narobiłam Ci niepotrzebnie kłopotu - przepraszam nieco zawstydzona, jak za każdym razem, gdy przez moją chorobę wymagam uwagi innych. Nienawidzę tego. Odrywania ludzi od ich zajęć, dokładania im niepotrzebnej pracy tylko dlatego, że kolejny napad senności na chwilę odbiera mi świadomość. Nie wiem, czy mam ochotę szukać lekarza, by usłyszeć po raz kolejny, że leczenie nie przynosi żadnych rezultatów, a stan mój nie ulega zmianie. |
| | Re: Korytarz Sob 16 Kwi - 13:26 | |
| /Uwaga: Skąd Aura może się domyślać, co knuje Antoinette?
Z czasem Antoinette zaczęła sobie stopniowo uświadamiać urodę swojej rozmówczyni. Miała przyjemny kształt i wyraz twarzy, a jasne włosy w równie przyjemny sposób okalały jej głowę. Salowa popadła w wewnętrzny zachwyt (dobrze, że wewnętrzny, głupio by było gdyby Aura poznała się na tym, co teraz czuje i myśli Antoinette), który szybko w sobie stłamsiła jako ktoś, kto uważa siebie samą za istotę najpiękniejszą. Poczuła, że Aura może zostać jej rywalką. Sprzątaczka postanowiła, że nie będzie tego po sobie pokazywać (w istocie była to zwyczajna zazdrość, ale pana Apsley bała się tego słowa jak ognia, który mógłby zrobić jej wiele krzywdy). Taka już jest nasza Antoinette. I nic nie poradzisz. Żeby zniwelować natrętne myśli, myśli które serwują jej czystą prawdę, uśmiechnęła się do niej serdecznie. Dość często ćwiczyła tę pozę przed lustrem, siląc się na to, by wyglądała szczerze i naturalnie. Bardzo chciała, by powiodło jej się to i w tej chwili, ale – jak na chwilę obecną – nie była w stanie tego sprawdzić, jako że nie było tutaj lustra. W sumie, gdyby nawet było odwrotnie, nie może od tak podejść do zwierciadła i wyszczerzyć się do jego gładkiej powierzchni. Bo Aura pomyśli sobie nie wiadomo co, a po co jej to? No właśnie. Jedyną osobą, która teraz mogła zaobserwować ten uśmiech i uznać, czy jest szczery, a może wręcz odwrotnie, była pacjentka, którą Antoinette poznała na korytarzu, w momencie wykonywania przez rudą swoich powinności. To nie sprawia jednak, że salowa dowie się prawdy, bo, z drugiej strony, nie spyta się jej od tak „jak wygląda mój uśmiech?”. Tak powalonej bani to ona jeszcze nie miała. - Nawet gdybyś narobiła mi kłopotu – Antoinette uśmiechała się dalej, ignorując to, o czym wcześniej myślała, czego się obawiała i obawia dalej, ale w mniejszym stopniu – to nie szkodzi, taka jest moja praca. Była w szoku. Że w ogóle wypowiedziała podobne słowa. Jeszcze nigdy nie była aż tak uprzejma (nawet wtedy, gdy grała przed kimś innym dobrą duszyczkę). A może… nie będzie atakować tej pacjentki? Może porozmawiają na spokojnie? To byłaby wielka odmiana w jej stylu życia. Jednak… wiadomo, że metamorfozy dotyczą wielu ludzi, chyba każdego człowieka. O, chociażby podczas okresu dojrzewania. Antoinette miała ten okres dawno za sobą, to fakt, ale to nie zmienia faktu, że może się jeszcze zmienić, i to nie jeden raz. - Zaraz, zaraz – dopiero teraz to do niej dotarło – mówisz, że leżałaś w czternastce… więc już wychodzisz, tak? – Antoinette uchodziła zazwyczaj za kogoś błyskotliwego. Tym razem jednak nie było tego po niej widać. Zdarza się, ktoś ci coś mówi, wiadomość ta przelatuje ci koło uszu a dopiero potem zaczynasz rozumieć sens strzępków tej nowiny. Podobne sytuacje mają nawet najwięksi intelektualiści. A wiemy, że Apsley za kogoś takiego właśnie się uważała. To właśnie dlatego rzuciła studia sądząc, że jest ponad to. To dlatego często czuje się niedoceniona. Dlatego marzy, że kiedyś zdejmie biały strój salowej, odłoży szczotkę, mop i wiadro. Opuści szpital, a ludzie, których będzie spotykać na ulicy, będą ją błagali o autograf. Najlepsze jest to, że wierzyła w to z całego serca. |
| | Re: Korytarz Sro 20 Kwi - 22:21 | |
| /narracja, twórczość - Aura nie wie, to rozważania teoretyczne
- Och, faktycznie - przyznaję Ci rację i rumienię się nieznacznie, ugniatając między palcami brzeg jasnej sukienki. - Mimo wszystko, naprawdę nie chciałabym narobić Ci niepotrzebnej pracy. I beze mnie masz pewnie strasznie dużo na głowie - posyłam Ci cieplutki uśmiech, taki roztapiający nawet najbardziej skamieniałe serca - jak to tylko ja potrafię. Bo choć nie znam Cię zupełnie, to już gdzieś w głębi duszy troszczę się o Ciebie, chciałabym pomóc. Nic nie poradzę, taka się urodziłam. - Um... tak. Chciałam jeszcze przed wyjściem porozmawiać z moim lekarzem i odebrać wyniki badań, bo niestety nie dotrwałam do ich końca - tłumaczę Ci powoli, nie chcę, żebyś pomyślała, że jestem obłożnie chora i właśnie uciekam ze szpitala. Nie, nie. W tej sali położyli mnie z zupełnie innego powodu. - Cierpię na narkolepsię i... po prostu zasnęłam w czasie wizyty. Musieli mnie tam przenieść - nie chcę się nad sobą użalać, nie lubię tego strasznie. Bo choć doskwiera mi to w życiu strasznie, nie potrzebuję litości innych. Radzę sobie jakoś sama i radzić dalej będę. Taki już mój okropny urok, że zapadam w sen w momentach najmniej odpowiednich i w sposób najmniej kontrolowany. Ale już nauczyłam się z tym żyć. Bo przecież w żaden sposób tego nie zmienię. |
| | Re: Korytarz Czw 28 Kwi - 11:03 | |
| Powoli zaczynała zmieniać zdanie. Co do tego, jak powinna się zachowywać... stop. Jak chciałaby się zachowywać, a to swoista różnica. Przypatrywała się swojej rozmówczyni i coraz bardziej zaczynała jej nienawidzić. Wydawała jej się taka niewinna, delikatna, co jeszcze bardziej podsycało negatywne odczucia Antoinette względem pacjentki. Do tego ten jej ton głosu. Ah, coś okropnego, co sprawiało że salowa coraz bardziej pragnęła rzucić mop na podłogę i uciec z tego miejsca. Ale zaraz, nie zrobi tego! Po pierwsze, musi spełnić swoje powinności, a po drugie, bardzo chciała jej dokuczyć. Wybrać najlepszy sposób, czy wykorzystać wszystkie, jakie tylko nawinęły jej się na myśl? Tego jeszcze nie wiedziała. Była bardzo miła, co zaczynało coraz bardziej wkurzać Antoinette. Z drugiej strony, widziała w tym pewien pozytyw: takie osoby są zazwyczaj bardziej naiwne. Z osób naiwnych łatwiej jest się naigrawać, bo zazwyczaj nie rozumieją, że stały się pośmiewiskiem dla drugiej osoby, chociaż, oczywiście, nie stanowi to odwiecznej regułki. Ludzie są różni. Oj, naprawdę różni. Nasza salowa miała jednak nadzieję, że taka właśnie będzie napotkana pacjentka. Z czasem dowie się, z kim tak naprawdę ma do czynienia, nie? - Mhm – podrapała się po przedziałku – obawiam się, że większości lekarzy już nie ma – robiła celowo smutną minkę, udając zmartwioną, że nie może jej pomóc. Ale my doskonale wiemy, że to nieprawda. Ah ta Antoinette... - a może mogę jakoś ci pomóc... samodzielnie? - ponownie wykrzywiła wargi udając uczucia, które mogłyby ją wesprzeć w zdobyciu zaufania tej blondyny? Wciąż utrzymywała lekki uśmieszek. Nie mógł być zbyt szeroki, nachalny ani nic w podobie. Dziewczyna mogłaby się domyślić, jakie są jej prawdziwe intencje... a wtedy klapa. Koniec z zabawy, która co prawda ledwo się zaczyna (albo jeszcze się nie zaczęła), zabawy, która naprawdę może się udać. - Oj tam – wyciągnęła rękę i pogładziła ją lekko po policzku – Mam dużo na głowie, to prawda, ale nie mogę przecież robić ciągle tego samego, nie? - znowu ten udawany uśmiech... - żeby nie popaść w rutynę. Narkolepsja?, zachodziła w głowę, co to właściwie jest?, nie chciała jednak przyznać że nie ma pojęcia. W sumie, pytanie o znaczenie tego słowa byłoby odruchem ludzkim, naturalnym, tego typu pytanie z całą pewnością by jej nie zaszkodziło... Mimo tego, z jakiegoś nieodgadnionego powodu bała się go zadać tak, jak każdy człowiek boi się ognia. No cóż. - Czy na pewno wszystko w porządku? – nie odjęła dłoni z jej policzka nawet na ułamek sekundy. Podobnie było z tym udawanym uśmieszkiem. Trenowała go, trenuje nadal i będzie dalej trenowała ów wyraz twarzy, uznawszy że tego typu umiejętność z pewnością jej nie zaszkodzi. Pusty korytarz, ściany, dziesiątki drzwi, dwie kobiety. Oto, jak to wszystko musiało wyglądać dla osoby, która w tej chwili znalazłaby się tam, gdzie Aura i Antoinette. |
| | | | |
Similar topics | |
|
| Permissions in this forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |