Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : Wilk i Zając
☆ Zwano mnie : Zajec
☆ Zawód : Studentka prawa
☆ Punkty magii : 165
☆ Wiek : 21 lat
☆ Liczba postów : 26
Elyse Daaé Pią 30 Lis - 17:04 | |
| ELYSVIEL DAAÉ ft. GIOVANNA RAMOS PIRES Dane osobowe:
☆ Mam 21 lat ☆ Niegdyś zwano mnie Zajec ☆ Pochodzę z bajki Wilk i Zając ☆ Zamieszkuję Storyville w dzielnicy Oasis Square ☆ W prawdziwym świecie studiuję prawo ☆ Moja postać nie posiada wrodzonej magii ☆ A zatem potrzebuje różdżki do czarowania ☆ Moja genetyka to istota przemieniona ☆ Zachowałem/am 0% wspomnień z poprzedniego życia
Ciekawostki: ☆ Uwielbia ciasteczka korzenne i pierniczki ☆ Pachnie cytrusami i zieloną herbatą. ☆ Zawsze lubiła delikatny, dziewczęcy styl ubierania, ale od czasu pójścia na uczelnię zdecydowanie przoduje u niej elegancja wymieszana z tymi dwoma pierwszymi. Z drugiej strony, uwielbia mężczyzn w garniturach. ☆ W życiu nigdy niczego jej nie brakowało – chociaż główną nauką w jej domu było, że pieniądze szczęścia nie dają, to na ich brak zdecydowanie nie mogli narzekać. ☆ Jej rodzice od dzieciństwa są dla niej wzorem idealnej pary, która kocha się na zabój i która patrzy sobie w oczy z iskierkami zakochania. ☆ Jej matka ma kawiarnię, w której czasami pomaga po zajęciach w wolne wieczory albo weekendy. ☆ Pozornie wygląda na grzeczną i uprzejmą, ale w środku niej naprawdę siedzi jakiś chochlik. ☆ Masochistka, choć z własnym kręgosłupem moralnym i granicami, których nigdy nie przekroczy. ☆ Uwielbia wpadać w tarapaty i ma wręcz niesamowite umiejętności ładowania się w kłopoty, a co śmieszniejsze - jeszcze większe szczęście, bo zazwyczaj wychodzi z nich bez większego szwanku.
Historia i charakter postaci Od zawsze miała wrażenie, że coś ją goni, że musi przed czymś uciekać. Ale przed czym? Ilekroć się odwracała, nigdy nikogo nie dostrzegała; nic nie czychało na nią za rogiem, nic się za nią nie skradało. Potrafiła szukać czegoś (kogoś?) w tłumie, obracać się za kimś, mieć wrażenie, że jest obserwowana. I że musi jak najprędzej wiać, najlepiej z uśmiechem na ustach, kusząc potencjalnego łowcę. Nie wiedziała skąd jej się to nawet wzięło – na początku nazywała to paranoją, no bo jak inaczej wytłumaczyć tak dziwne uczucie, które wzięło się znikąd? Miała spokojne, wręcz cudowne życie. Pełne miłości, radości i szczęśliwych chwil. Jej rodzice otaczali ją cudowną opieką, rodzeństwo nie szczędziło jej zabaw, a wśród rówieśników miała więcej przyjaciół, niż wrogów. Była grzeczna i ułożona, nigdy nie sprawiała większych problemów, dobrze się uczyła i chętnie uczestniczyła w zajęciach dodatkowych. Miała masę pasji, cąłą gamę hobby, wszędzie było jej pełno. Chodząca definicja złotego dziecka, tak kochanego, tak uroczego. Nawet kiedy podrosła wciąż budziła zazdrość wśród znajomych swoich rodziców, którzy z zażenowaniem opowiadali o okresach buntu swoich pociech. Nigdy nie mogła narzekać na niekończącą się sielankę albo powiedzieć złego słowa o swojej codzienności, a mimo to... To czegoś jej brakowało. Powoli, stopniowo nużyło ją, jak wszystko stoi w miejscu. Męczyły ją zastój i letarg, marazm i impakt każdego dnia. Z perspektywy czasu, każdy jej dzień był niemal taki sam – wypełniony uśmiechem i słodyczą chwili, niewielkim cieniem, że coś gdzieś za nią jest. Jakkolwiek nie było to złe w ogólnym tego słowa znaczeniu, tak dla niej, kilkunastoletniej dziewczyny z marzeniami i chęcią przygody, było to na granicy katorgi a śmierci z przesłodzenia. Chciała, by coś się wreszcie zadziało, stało, zdarzyło. Chciała poczuć strach i grozę, poczuć jak adrenalina rozsadza jej żyły, a umysł zachodzi próżnią z besilności. Chciała nie tylko się bać – chciała po prostu jakiejś akcji, czegoś, co napędzi jej życie i zabarwi je na inne kolory, niż pastelowe. I nawet jeśli czuła, że coś się za nią kręci, że nie odstępuje jej nawet na krok, to tak naprawdę nic nigdy się nie wydarzyło z tego powodu. Dziecięca paranoja, która wraz z biegiem czasu zmieniła się w namacalne widmo niebezpieczeństwa, tak upragnionego, tak potrzebnego, a tak dalekiego, jakby bawiącego się nią. No a skoro To Coś nie chciało przyjść do niej samo, to postanowiła zgarnąć je własnymi siłami. Była jednak ponad życiowych nieszczęśliwców. Nie zaczęła przebywać w złym towarzystwie, nie bawiła się w narkotyki i imprezy do białego rana w środku tygodnia, choć – co prawda – korzystała ze sfałszowanego dowodu tożsamości. Bary w podejrzanej okolicy, nocne spacery mało uczęszczanymi ulicami, rozmowy z nieciekawymi typami... To była zdecydowanie jej bajka. Zamiast faktycznie zaglądać w paszczę lwa, wolała subtelnie i dyskretnie dać mu się zobaczyć, by uciec mu sprzed nosa dokładnie w chwili, w której przepuszczał atak. Miała szczęście, cholernie wielkie szczęście. Ktoś na jej miejscu już dawno obudziłby się w rowie bez godności i chęci do życia lub skończył na stole jako dawca organów dla ludzi z półświatka, ale ona... Ona miała takiego farta, że zawsze potrafiła wyjść z największych kłopotów cała. I to kłopotów, w które sama na własne życzenie się wpakowała. Kusiła, wodziła, z premedytacją zaczepiała, droczyła, prowokowała; wreszcie czuła, że żyje. Szkołę średnią ukończyła z wyróżnieniem. Idąc w ślady ojca postanowiła pójść na studia prawnicze, świadoma, że trochę kłóci się to z jej nowopoznanym „rozrywkowym” życiem. Za dnia pilna studentka prawa, czasem rzucająca zbyt sugestywne uśmiechy ostatnim osobom, do których powinny być one rzucane, czasami godząca się na niby przypadkowy ruch, pozostawiający wiele dla wybujałej wyobraźni, a po zajęciach największa zmora tych, którzy w swoim cwaniackim życiu chcieliby trochę odrobiny spokoju. I tak po dziś dzień, nieprzerwanie, niedokończenie. Wiecznie trwające prowokowanie niebezpiecznych sytuacji, wieczne zaczepianie i wodzenie na pokuszenie. Już dawno ktoś powinien był jej pokazać, gdzie jej miejsce.
Odstępstwa od bajki Patrzysz na takiego małego zajączka i myślisz sobie: „to tylko mała kulka sierści”. Jego futerko jest miłe, a oczy nieprzyzwoicie duże i zaszklone, o typowo inteligentnym i ciekawskim wyrazie. Mały nosek porusza się co jakiś czas, a długie wąsiki idą mu w takt, drgając niczym miękkie igiełki. Puchate łapki pocierają równie puchate policzki, chcąc je wytrzeć, bo taki z niego czyścioszek. Wyobrażasz sobie, że ten właśnie zajączek byłby w stanie sam z siebie cię zaczepić? Nie, oczywiście, że nie. Króliki ani zające przecież nie zaczepiają innych – mają subtelniejsze sposoby na okazanie chęci do zabawy. Ale nie ten. Pozornie słodki i uroczy, w środku niczym bestia, ucieleśnienie wszelkich chochlików, gremlinów i diabełków. Nie tylko będzie cię zaczepiał i prowokował; będzie upierdliwy, męczący, doprowadzi cię do szewskiej pasji i białej gorączki, a w tym wszystkim będzie kompletnie nieuchwytny, by powrócić i uderzyć ze zdwojoną siłą. Ma tupet, na pewno. Złośliwy, perfidny, totalnie prowokujący. Chce się go złapać i ukarać, ale nie ma tak łatwo. Kiedyś, gdy gonił go jeszcze jego własny Wilk z bajki, można było mieć wrażenie, że jest ktoś, to byłby w stanie go poskromić, ale niestety. Wilk się zmył. Tak po prostu, z dnia na dzień skończyły się zabawy, skończyły się dni męczących przygód, a zaczęła się agonia pełna nudy, nicnierobienia, zwykłego leżenia. Kiedy Wilk realizował siebie, mały Zając po prostu był. Szukał go w tłumie innych mieszkańców bajki, próbował zwalić się mu na głowę jak za dawnych lat albo przynajmniej pozaczepiać, jak to mieli w zwyczaju – ale Wilka nigdzie nie było. Ani w lesie, ani w zagajniku, ani na farmie, Hipopotam też go nigdzie nie widział. Czarodziej Kot nie chciał zdradzić, co się z nim dzieje, a śpiewaczka Lisica bliższa była zajęcia miejsca Wilka u boku Zająca, niż jakiejkolwiek innej pomocy. I właśnie to sprawiło, że Zając został jaki został – że zaczął widzieć ucieleśnienie Wilka w każdym, a przez to chciał bawić się z każdym. I kiedy zwykła chęć nie wystarczyła, musiał wyciągnąć broń większego kalibru. Prowokację. W połączeniu ze złośliwością, upartością i bezwzględną natarczywością okazała się być przepisem doskonałym. A odtąd każdy był dla Zająca Wilkiem. |
|