| Wioska Berk | Wioska Berk Pią 15 Sty - 18:49 | |
| |
| | Re: Wioska Berk Pon 22 Lut - 23:37 | |
| /po spotkaniu z Glindą
Ostatnio nic nie było takie jak trzeba. Znany im świat mógł w mgnieniu oka stanąć na głowie, a wszystko wokół, co wydawało jej się stałe, zniknąć. Z jej perspektywy czasu piętnaście lat... Ileż to jest? Ledwie kropka na linii przeszłości, którą jej pamięć w niewyjaśniony sposób obejmowała bez problemu. Każdy dzień, rutynowy czy niezwykły, tkwił w jej głowie, czasami rozjaśniając jej umysł, a czasami - wypalając w nim bolesny znak. Dzieci są naprawdę różne. Niektóre niesforne, niektóre ułożone, ale zawsze na swój sposób niezwykłe, z wyobraźnią, czasem dla dorosłych niezrozumiałą. Zwłaszcza dla ponad sześćsetletnich dorosłych. Wyjątkowy przypadek sprawił, że właśnie piętnaście lat temu poznała pewne wyjątkowe dziecko. Małą, niespokojną duszę, z temperamentem wystarczającym na dziesięciu torreadorów. Wychowana w twardym świecie, nie widziała na oczy lalek z włosami z włóczki ani różowych sukienek, pełnych kolorowych kokardek. I od dziecka ręce miała szorstkie od dzierżenia białej broni. I mimo iż nigdy nie składała życzeń do świecących ponad głową gwiazd, to udało jej się zauważyć wróżkę patrzącą na nią z okna... I tak to się właściwie zaczęło. W sumie chęć odrąbania toporem skrzydeł Toothiany nie była najlepszym uczuciem na rozpoczęcie wieloletniej przyjaźni, przynajmniej tak jej się wydawało na początku. Jednak zaczęła się pojawiać coraz częściej – kiedy blondynkę dręczyły smutki, w chwilach zwątpienia, kiedy cieszyła się zwycięstwem. Gdzieś tam z daleka czuwały nad nią ręce pełne zielonych piór, gotowe zrobić wszystko, aby dbać o jej dobre, ale mocno zahartowane serce. Wiedziała, że na Berk sytuacja nie wygląda tak kolorowo jak kiedyś. Stoik, wspaniały człowiek, właściwie jedyny, który potrafił utrzymać ten bałagan w ryzach... Cóż, zniknął na zawsze. Czkawka postanowił złożyć broń i odszedł, natomiast Valka, no cóż... Jaki syn taka matka? Ta silna blondyneczka była jedyną, która nadawała się na to miejsce, dlatego się tam pojawiła. Wróżka jednak nie była pewna, czy coś takiego jej nie przerośnie. Z racji nie najlepszej sytuacji, ostatnio była u niej rzadziej. Tym razem szybko przemknęła między domkami, unikając tylko wzroku dzieci, kładących się właśnie do łóżek i wślizgnęła się do chaty wodza, tą samą drogą co zawsze... |
| | Re: Wioska Berk Sro 24 Lut - 12:57 | |
| Miała pełne ręce roboty. A choć nigdy nie stroniła od wysiłku, ani najbardziej karkołomnej pracy, ta wymagała od niej stu procentowego zaangażowania; wycieńczającego do granic możliwości i przyprawiającego o ataki migreny. Po intensywnym dniu spędzonym w wiosce, zamknęła się w drewnianym domku, dokładnie zaryglowała drzwi i osunęła się po nich prosto na chłodną ziemię, zasłaną stosem zapisanych pergaminów. Straciła rachubę, wpatrując się w odręczne bazgroły i uwagi zapisane na marginesach. Od dłuższego czasu usiłowała zaradzić niepokojom wśród Wandali, spowodowanym niespokojnym i wyjątkowo drażliwym zachowaniem smoczych podopiecznych. Choć każdy wiedział, jak dosiadać smoki, nikt nie pamiętał o ich zwierzęcym instynkcie i temperamentnych charakterach, uśpionych udomowionym wychowaniem. Astrid okazała się być jedyną osobą, posiadającą tak obszerną wiedzę na temat ujarzmiania gadów. Regularnie dzieliła się nią z poddanymi, których okazało być nieco więcej, niż można było się spodziewać po niewielkich gabarytach Berk. Najzwyczajniej w świecie była zmęczona. Mimo to, świadomość pomocy zachwianemu światu stawiała ją na nogi każdego poranka. Złapała za pióro i nakreśliła parę zdań na ostatnich niekompletnych instrukcjach, przeznaczonych dla Wikingów. W trakcie lektury i rozważania nad najlepszymi alternatywami, do jej uszu dobiegł cichy trzepot skrzydełek, niepodobny do obszarpanych skrzydeł Śmiertników Zębaczy, czy gigantycznych płacht Drzewokosów. Dobrze znała ten specyficzny dla ucha dźwięk; pasował do tylko jednej wróżki. - Od ponad dziesięciu lat nie wypadają mi zęby. Ale dwa domy dalej znajdziesz sześcioletniego Jorasa, uwielbiającego słodycze. - wymruczała pod nosem, śledząc wzrokiem tekst i stukając czubkiem pióra o brodę. Podejrzewała, że to nie z tego powodu Toothiana złożyła jej niespodziewaną wizytę. Nie widziała jej kolorowych piórek od dłuższego czasu, ku czemu musiała mieć wystarczająco dobry powód. Choć uczucie tęsknoty było jej wielce dalekie, zdawała sobie sprawę z drobnej sympatii, którą darzyła tą małą, ruchliwą istotę. Gdyby tego było mało, skrycie ceniła sobie jej towarzystwo, przyprószone świecącym, wszędobylskim pyłkiem i kąśliwymi uwagami, ślepo wymierzonymi przez własne usta. Wróżka potrafiła uciekać przed słownymi ciosami równie zwinnie, jak przed ostrzem topora. |
| | Re: Wioska Berk Sro 2 Mar - 14:44 | |
| Trudno jej było określić dlaczego tak było, ale była bardzo dumna z tej wojowniczej blondynki. Niby nie łączyło ich nic specjalnie zażyłego ani skomplikowanego. Po prostu kiedyś, podobnie jak pewna inna osoba, Astrid nieświadomie przypomniała Toothianie jak ogromną moc ma śmiech i zabawa. Bo cóż nie zabawnego może być w tym, że mała dziewczynka z tymi naburmuszonymi policzkami gania ją z toporem, nieświadoma tego, że takie narzędzie zwyczajnie nie dosięgnie tak szybko latającej istoty. Przemierzała w krótkim czasie cały świat, jedynie na swoich skrzydłach! Topory i miecze jej niestraszne. Zaśmiała się pod nosem i zajęła swoje ulubione miejsce na jednej z belek rozciągających się pod sufitem. Idealna wręcz lokalizacja – z tym wzrostem Astrid dzierżąca stabilnie swój topór nie mogła sięgnąć nim do zwisających swobodnie stóp Toothiany. Kiedyś, kiedy ta jeszcze próbowała, wynikały z tego zabawne sytuacje. - Ile razy to już przerabiałyśmy? Przecież wiesz, że zęby dzieci przeglądam już u siebie. – nigdy nie zaprosiła Astrid do swojego królestwa. Było w innym świecie, nie wiedziała, czy dziewczyna w ogóle chciałaby opuścić swoje małe królestwo, którym zarządzała, od kiedy pewien chłopak postanowił się ulotnić. Miło było patrzeć, że nie wszyscy uciekają. Ząbek miała już wiele przeżyć na koncie i wiele widziała, dlatego cieszyło ją, kiedy dostrzegała w tak twardych ludziach cechy tak pozytywne jak poczucie obowiązku, lojalność, szczerość... Astrid była trudna, ale dobra. - Ile ujarzmiłaś smoków, od kiedy ostatnio się widziałyśmy? I pewnie już nie trudzisz się łapaniem wróżek. Kiedyś te spotkania były inne. Teraz głównie rozmawiały, chociaż chwil milczenia też było wiele. Zabawa znikała z każdym rokiem, kiedy Hofferson dorastała. Wszystko wokół stawało się poważniejsze, choć nie powinno być. Toothiana zapominała o tym jako osoba, która prawie zawsze przebywa z dziećmi... A jak nie z dziećmi to ze strażnikami. I owszem, z Zającem można było porozmawiać poważnie, z Piaskiem trudno było rozmawiać, ale... Reszta była nawet bardziej infantylna niż banda dzieciaków. |
| | | | |
Similar topics | |
|
| Permissions in this forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |