| Przed domem | Przed domem Wto 22 Mar - 22:31 | |
| |
| | Re: Przed domem Wto 29 Mar - 0:05 | |
| /mega długo po czymkolwiek innym! Okay, czuję się tu dziwnie, w dalszym ciągu. Jestem z Mattem parę miesięcy, ale jednak rzadko kiedy bywałam tak oficjalnie u niego w domu, że każdy mnie może zobaczyć i w ogóle. A jego rodzice to mnie bardzo mocno nie lubią zwłaszcza ta zołza o lodowym spojrzeniu, która chyba planuje moje zabójstwo, poważnie. Burmistrzowi to wolno wszystko. No ale dzisiaj jest jeden z tych dni, kiedy przychodzę do Matta i pukam so drzwi, a nie zakradam się przez balkon albo taras czy cokolwiek. Mam więc ogromną nadzieję, że może pamięta, że się ze mną umówił i czeka już gdzieś w pobliżu, żeby mi otworzyć. Biorę głęboki wdech i łał, co mordercza matka robi z człowiekiem, no aż się zachowuję poważnie, strach się bać, no! I w końcu decyduję się na zapukanie do drzwi.
|
| | Re: Przed domem Pią 1 Kwi - 22:52 | |
| Moje myśli okręcone są wokół tego spotkania już od samego ranka. Lub nocy? Nie mogłem zasnąć, więc w sumie już od wczoraj o tym myślę. Chociaż, o Lydii myślę cały czas, więc pewnie próba ustalenia od kiedy stresuję się przed dzisiejszym spotkaniem jest bezsensowna. Nie, żebym zawsze robił wszystko, co racjonalne. To dość nudne, według mnie i na szczęście Lyd się ze mną zgadza. Moja mama o niczym nie wie, wystarczy, że jest świadoma tego, że spotykam się z Simmonsówną, nie musi wiedzieć dokładnie kiedy. Nie chcę denerwować ani jej ani siebie. Kiedy jej o niej powiedziałem wywołało to dość skrajne emocje i nie chcę powtarzać tamtego błędu. Niektórzy mówią, że przez to, że jestem chory psychicznie jestem głupi, ale to przecież nieprawda. W szkole byłem bardzo dobrym uczniem, nie wiem więc dlaczego to mówią. Po prostu ci zazdroszczą, tak mówiła kiedyś mama, kiedy jej jeszcze na mnie zależało. Rano wyskoczyłem z łóżka od razu, kiedy wzeszło słońce, bo całą noc leżałem czekając aż wyjdzie i patrząc się w sufit. Wydaje mi się, że nie spałem. Ale możliwe, że się mylę. Często wydają mi się różne rzeczy, które wcale nie są prawdą. Wydaje mi się, że wszystko ze mną w porządku. Nieprawda. Wydaje mi się, że rodzicom na mnie czasem zależy. Nieprawda. Wydaje mi się, że z Lydią chodzę dopiero od wczoraj. Nieprawda. Wydaje mi się, że widzę postaci z bajek. Nieprawda. Oczywiście, czasem takie okłamywanie siebie jest dość dobre. Czasem nawet nie wiem, że się okłamuję i wtedy też potrafi być okay. To dość względne od sytuacji i rzeczy, która mi się wydaje. Zaraz po ubraniu się (zajęło mi to o wiele dłużej niż zwykle, nie mam pojęcia czemu, przecież zazwyczaj nie obchodzi mnie aż tak jak wyglądam, i tak ludzie oceniają mnie po zachowaniu) zacząłem krążyć po pokoju, wystukując w powietrzu jakąś piosenkę, którą miałem ostatnio w głowie. Chyba kojarzyła mi się jakoś z Lydią, dlatego zapadła mi w pamięć. Kiedy była już godzina przed tym, jak mieliśmy się spotkać, zszedłem z piętra i dziękując Bogu, którymkolwiek by był, że mama wyszła na jakieś spotkanie, usiadłem pod drzwiami, czekając na Lydię z niecierpliwością. Kiedy w końcu słyszę pukanie do drzwi, budziłem się z transu, w którym przechodziłem pewnie przez wszystkie możliwe scenariusze tego, jak może przebiec nasze dzisiejsze spotkanie, i podskakuję na nogi i otwieram czym prędzej drzwi, po czym utwierdzając się w przekonaniu, że to Lydia, uśmiecham się do niej szeroko. - Hej, nie masz pojęcia jak długo na to czekałem. Czy to dziwne? Przecież to nie nasze pierwsze spotkanie, no nie? Chyba nie powinienem się nadal denerwować po tak długim czasie, ale nie potrafię nic na to poradzić. Jak ci minął dzień? Proszę, wejdź do środka. Nikogo nie ma w domu. To znaczy oprócz mnie. I zaraz i ciebie, mam nadzieję. To? Robiłaś dzisiaj coś ciekawego? Ja chyba nie. Śpiewałem w kółko tylko tę piosenkę, która mi nie chce wypaść z głowy. Wiesz która, prawda? Wysłałem ci ją chyba. Ale możliwe, że zapomniałem. Mogę ci ją puścić u mnie w pokoju. Chcesz coś do picia? Albo jedzenia? Mamy chyba pełną lodówkę. I bardzo dobre masło orzechowe. Herbaty. Zrobię ci herbaty, co ty na to, Lydio? English Breakfast? Wiem, że to nie pora śniadaniowa, ale no wiesz, nie wiem, czemu ludzie czują potrzebę przepisywania herbaty konkretnej porze dnia i konkretnemu posiłkowi. Czy ty potrafisz to zrozumieć? Chętnie bym się dowiedział, bo nie mam pojęcia. Mam też inne. Prince of Wales, Afternoon (nie polecam, ale nie będę oceniał, wiesz o tym), Lady Gray (och gdybym znał jakąś dziewczynę o nazwisku Gray na pewno bym ją tak nazywał!), Earl Gray (mogłaby mieć brata imieniem Earl, to by było cudowne). Too? Masz na coś ochotę? To wszystko powiedziałem praktycznie na jednym wdechu, nie akcentując niczego za bardzo, prawdopodobnie cały czas stojąc z Lydią na progu. Biorę głęboki wdech i patrzę na nią z czymś, co chyba jest miłością? Nie wiem, nie zadawajmy trudnych pytań, chyba na to za wcześnie. Biorę ją delikatnie za dłoń i wprowadzam do środka, całując ją po drodze w policzek. |
| | Re: Przed domem Nie 3 Kwi - 22:29 | |
| To jest naprawdę słodkie ze strony Matta, że tak bardzo się tym przejmuje. Gdybym to wiedziała, totalnie powiedziałabym mu, że jest najsupszym chłopakiem na świecie. Nie żebym mu tego wcześniej nie mówiła, rzecz jasna, bo na sto pro to już stwierdziłam. W końcu co się powstrzymywać przed mówieniem tego, co się myśli, no nie? Ja na przykład bardzo dużo myślę, więc i pewnie powinnam mówić o tym, o czym myślę. Na przykład teraz - stoję przed domem i myślę o tym, że jeśli to nasza kochana pani burmistrz otworzy, to będzie źle. Swoją drogą wow, chodzę z synem pani burmistrz. Często o tym zapominam, bo Matt jest super i kochany, zupełnie jak nie pani Beakley. Jakieś parę miesięcy temu stwierdziłabym pewnie, że jeśli kiedykolwiek umówię się z jakimś Beakleyem czy innym Radcliffem, to będę albo pijana, albo na haju, albo będzie to jakiś zakład. A tu proszę! Pomińmy tu fakt, że technicznie rzecz biorąc to byłam na haju, kiedy go poznałam, ale cii, bo to przecież nie była randka! Teraz jednak jakoś tak wyszło, że stoję pod tym domem i wzdycham z ulgą, kiedy widzę Matta, a nie Isolde. Uśmiecham się też do niego od razu bardzo szeroko, bo przecież to Matt i na jego widok automatycznie się uśmiecham i od razu zostaję zalana potokiem słów, którego się spodziewałam. Na całe szczęście umiem mówić niemal tak szybko jak on, a więc udaje mi się w jego przerwach na oddech wtrącać odpowiedzi. - No coś ty, to absolutnie nie jest dziwne, tylko naprawdę kochane! Chociaż pewnie nie powinnam się dziwić, bo przecież zawsze jesteś kochany - tak brzmi moja wypowiedziana w zawrotnym tempie pierwsza odpowiedź, a Matt kontynuuje swoją wypowiedź. - Och, super! - ożywiam się na pytanie o mój dzień i dorzucam jeszcze parę zdań o tym, jak to razem z Pierce planowałyśmy sups imprezkę za moją przyczepą w najbliższym czasie. Potem słyszę, że jest sam w domu i tutaj już mogę naprawdę odetchnąć z ulgą, bo to że otworzył, to jeszcze nie jest przecież niestety znak, że jest sam, a przecież nie chcę, żeby Isolde znów mnie skrytykowała. Nie przejmuję się tym za bardzo, ale pewnie Mattowi musi być choć trochę przykro. - Nie, chyba nie wysłałeś, chociaż nie jestem pewna, zależy od tego, kiedy to było - mówię, bo nie przypominam sobie żadnych piosenek, no ale z drugiej strony mogłam być trochę nie w stanie do zarejestrowania faktu, że coś takiego miało miejsce. - I nie, dzięki, jadłam dopiero przed wyjściem. Dean zadawał za dużo pytań i narzekał, że wychodzę bez jedzenia, więc w końcu coś z nim przekąsiłam. Ale jeśli masz coś naprawdę dobrego to chętnie spróbuję! Macie tu na pewno nieco inne rzeczy, niż my! - nie mówię tego rzecz jasna z żalem, ani nic, bo nawet szkoda mi bogatych osób - nie wiedzą co tracą, jedząc te ich dziwaczne rzeczy, kaczki nadziewane kasztanami czy inne homary. - Pewnie po prostu nazwy brzmią im ładnie i takie zostawiają - stwierdzam, wzruszając ramionami, bo to chyba jest całkiem dobre wytłumaczenie. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale teraz trochę zaczynam - Tak, to pewnie to. Albo może najwięcej ludzi pije je właśnie o tych porach? Wchodzę z Mattem do środka, przy okazji w końcu przytulając go na powitanie, bo wcześniej przez ten potok słów nie miałam ku temu okazji. - To jakie masz plany na najbliższy czas? Masz jakieś? Możesz wpaść na imprezę, jak już z Pierce ustalimy kiedy dokładnie będzie! Pewnie w przyszłym tygodniu, ale to się zobaczy, bo trzeba wszystko załatwić - uśmiecham się szeroko. W międzyczasie rozglądam się po domu i kręcę głową, widząc idealny porządek. - Twoi rodzice totalnie dostaliby zawału, gdyby tak weszli do przyczepy moich rodziców. Ostatnio prawie potknęłam się o jakiś kubek czy co to tam było na ziemi. Chyba rozbity, swoją drogą - mówię z rozbawieniem, bo to by był zabawny widok, no nie? Albo gdyby tak to na odwrót wpuścić Simmonsów do Beakleyów! To znaczy, innych Simmonsów niż ja, rzecz jasna, bo ja już tu przecież jestem. |
| | Re: Przed domem Sob 9 Kwi - 21:04 | |
| Gdyby Ali- znaczy Lydia (nie mam pojęcia, czemu cały czas chcę ją nazywać Alicją. Możliwe, że ma to związek z tym, że wygląda bardzo podobnie do tej bohaterki albo mój mózg jest po prostu tak ustawiony. Nie zdziwiłbym się, gdyby prawdziwym było to drugie. Mój mózg robi wiele dziwnych rzeczy, ta by była jedną z normalniejszych) powiedziała mi o tym jak to myśli, że jestem takim sups chłopakiem to na pewno prawie bym uleciał ze szczęścia aż do sufitu. Albo podskoczył? Coś bym zrobił, żeby było wiadomo jak mi było miło z tego powodu. W końcu chcę dla Lydii wszystkiego najlepszego i wieści, że dla niej tym jestem by były na pewno bardzo podbudowujące dla mojej niskiej samooceny. Z resztą zawsze czuję się jakoś lepiej kiedy ona jest obok. Chociaż często ludzie krytykują to stwierdzenie o czyjejś drugiej połówce, to ja czuję, że jest bardzo prawdziwe. Kiedy jestem z Lydią czuję się taki pełen. Jakby do tej pory mi czegoś - kogoś - brakowało i w końcu to odnalazłem. - Och, Lydio, przestań, bo się zarumienię - mówię i powtarzam praktycznie słowo w słowo to, co przed chwilą pomyślałem, bo to dla mnie bardzo trudne cokolwiek zatrzymywać dla siebie. - Och - używam tego słowa tak często, och nie (swoją drogą, powtórzenia są dość zabawne; tak często ich używamy, a nie przeszkadza nam to dopóki chociażby raz nie zwrócimy na to uwagi; potem już nie ma odwrotu i zawsze się wzdrygamy kiedy je popełniamy; albo to tylko ja) - to koniecznie muszę ci ją wysłać. Albo może ci ją kiedyś zagram. Taak... mógłbym się nauczyć i ci ją zaśpiewać. Tak! Lydio, to wspaniały pomysł! Jesteś taka błyskotliwa! - wykrzykuję z radością, pod biegając do niej i wyrzuciwszy ręce w powietrze z radością, kładę je na jej policzkach i całuję ją wesoło w nos, po czym wracam do robienia herbaty. - Ależ to niedopuszczalne, Lydio! Musisz coś zjeść. Albo chociaż udawać, że to robisz. Poprosić o coś, a potem zostawić albo podnosić z zamiarem włożenia do ust i nie robienia tego. Albo możesz włożyć to dyskretnie do kieszeni. Gdybyś wybrała tę ostatnią opcję to najrozsądniejszym byłoby poproszenie o jakieś suche ciastko. O! Albo jeszcze lepiej - zapakowane cukierki. Ale nie czekoladowe. Te się bardzo szybko rozpuszczają. Zwłaszcza w kieszeni. - Kiwam głową znacząco, dając Lydii do zrozumienia, że za tym stwierdzeniem chowa się historia. Pewnie opowiedziałbym jej ją, ale moje myśli już pędzą w zupełnie nowym kierunku. - Tak czy inaczej, nie pij tej popołudniowej. Polecam śniadaniową. Nie wierzę w to, że są przeznaczone tylko tym porom dnia. To według mnie dyskryminacja pór dnia i wielka niewygoda dla ludzi, którzy chcą wypić herbatę. Co zrobić, jeśli się nie ma zegarka i jest pochmurnie? Bardzo niewygodne. Pewnie można by zapytać kogoś innego, ale sądzę iż oni by w takiej sytuacji wiedzieli więcej od nas. Oczywiście, to czysto hipotetyczna sytuacja, ale czy na pewno? Mogłaby spotkać każdego z nas. Co byś wtedy zrobiła, Lydio? Nie mów mi, że nie piłabyś żadnej herbaty, bo byś jeszcze pomyliła porę dnia. Nie. Nikt normalny by tego nie zrobił. A może i nienormalny? Nikt taki jak my w każdym razie. Kręcę głową z rozczarowaniem spowodowanym ludzką głupotą. Jak można by tak marnować okazję na napicie się herbaty bo nie wiadomo która godzina? Moja mama na pewno by tak zrobiła. Wzdycham trochę do siebie, trochę do Lydii, ale chyba najbardziej do mamy, która jest pewnie na jakimś ważnym spotkaniu. Nie wiem, nigdy nie mówi dokąd wychodzi. - Impreza? Jeju Lydio, myślałem, że to chłopak powinien zapraszać dziewczynę w różne miejsca - mówię i trochę opuszczam głowę już gotowy do bycia poważnie urażonym i przybitym, chociaż w głębi ducha wiem, że to nic przez co można się obrażać. Po minucie ciszy, kiedy ze spuszczoną głową nalewam herbaty, odwracam się do niej z uśmiechem jeszcze większym niż wcześniej. - Ale podoba mi się to jak łamiesz stereotypy! Masz rację, to bardzo głupi przesąd, uważam, że dziewczyny mogą robić wszystko to co chłopcy. Co to za impreza? Dziękuję za zaproszenie, bardzo chętnie bym się tam z tobą udał. Śmiem twierdzić, że byłby to najlepiej spędzony czas tego dnia. Ale nie mam stuprocentowej pewności, jakby co. Możliwe, że tego dnia również udamy się do Disneylandu, a to by chyba to przebiło, wybacz. Tak, czy inaczej, będzie to bardzo dobrze spędzony czas. Siadam na przeciwko Lydii z moim kubkiem z postaciami z Alicji w Krainie Czarów, tym takim z Waterstones za 10 funtów, który kupiłem ostatnio przez internet. Tak naprawdę kupiłem całą zastawę z tej serii, ale trzymam ją w swoim pokoju, bo mama nie znosi wszędzie widzieć moich rzeczy. - Lydio, pomijasz jeden bardzo ważny fakt. Moi rodzice nigdy nie dostaliby zawału, są przecież w idealnym stanie zdrowotnym - mówię, popijając herbatką, bo przecież pamiętam ich częste wizyty u lekarzy i pigułki, których połykają chyba więcej ode mnie z desperacją chcąc pozostać wiecznie młodymi. |
| | | | |
Similar topics | |
|
| Permissions in this forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |