Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : Anastazja
☆ Zwano mnie : Anastazja
☆ Punkty magii : 150
☆ Wiek : 26
☆ Liczba postów : 1
Winona "Nonnie" Belfrey - Anastazja Pią 30 Lis - 14:51 | |
| Winona „Nonnie” Belfrey ft. Zoey Deutch Dane osobowe:
☆ Mam 26 lat ☆ Niegdyś zwano mnie księżniczką Anastazją albo Anią ☆ Pochodzę z księgi Anastazja ☆ Zamieszkuję dom w dzielnicy Tundratown ☆ W prawdziwym świecie pracuję jako dziennikarka ☆ Moja postać nie posiada wrodzonej magii ☆ A zatem potrzebuje różdżki do czarowania ☆ Zamiast genetyki, włóczę się po świecie ☆ Zachowałem/am 0 % wspomnień z poprzedniego życia
Ciekawostki:
☆ Uzależniona od kawy - każdy poranek zaczyna tak samo, filiżanką czarnej kawy. ☆ Uczulona na owoce morze - nie tyka ich, nie wącha ani nigdy nie jadła, bo mogłaby spuchnąć jak balon. ☆ Fanka płyt winylowych - uwielbia to, że dźwięk z nich jest zupełnie inny. Przynajmniej dla Nonnie. ☆ Nie stroni od zabaw - lubi się bawić do białego rana. No i czasami do upadłego. ☆ Lubi przeróżną aktywność fizyczną - czasami pobiega albo pójdzie na siłkę, ale musi się poruszać, bo inaczej chodzi jak zakręcona. ☆ Od dłuższego czasu ugania się za nią Zack, ale z jakiś powodów dopiero niedawno go do siebie dopuściła. Wszystko pozostaje dla reszty dalej tajemnicą, ze względu na ich konflikt rodzin. ☆ Uwielbia kolorowe drinki. Najlepiej jakby były z palemką.
Historia i charakter postaci -Taka młoda, a taka cyniczna? -Nigdy mnie to nie zawiodło. -Co? Młodość czy cynizm? -Jedno i drugie.
Witajcie w świecie kolorowych opakowań płatków śniadaniowych Kellog's, które co miesiąc oferują atrakcje dla każdego. Spróbuj przejść labirynt z tyłu pudełka tylko po to żeby dowiedzieć się, że w sumie to twoje jedyne osiągnięcie. Wytnij sobie kartonowego przyjaciela, jeśli nie masz prawdziwego albo znajdź w środku plastikową zabawkę wartą parę centów, bo rodziców nie stać na to żeby kupić Ci najnowszego Action Mana. Tak wyglądało moje życie do dzisiaj. Wypełnione niezdrowym żarciem, grami video i po brzegi płatkami Kellog's. Kiedy podczas śniadania zobaczyłem ruch za oknem, wiedziałem że coś się wreszcie zmieni. Wyrwie mnie z taniej monotonii, w którą wpadają dzieciaki w moim wieku, nie mające żadnych znajomych. Wnętrzności, skręcające się we wszystkie strony mówiły mi, że to właśnie ten dzień. Z oknba w kuchni widziałem jak rodzina Belfrey’ów wyprowadza z samochodu nopwą dziewczynkę, któej nie widziałem nigdy wcześniej. Zanim słońce zdążyło zajść, pojawiłem się na trawniku domu, który omijałem z daleka. Podekscytowany czekałem aż wyjdzie. Po czterdziestu czterech minutach i dwudziestu sześciu sekundach (liczyłem), drzwi się otworzyły. Dziewczyna. Ta sama, którą widziałem rano. Nie lubiłem dziewczyn, ale w moim przypadku nie powinno się wybrzydzać. Chyba nie była brzydka, ale strasznie chuda. Biała skóra przypominała pergamin, a włosy miała powykręcane w każdą możliwą stronę, mimo że na czubku ktoś próbował związać jej kucyk. Na moje oko bardziej przypominał gniazdo. Skarpetki miała nie do pary i kończyły się pod kolanami, które były całe w strupach i siniakach. Miałem wrażenie, że ona też w życiu nie miała zbyt wielu znajomych. Postanowiłem się przywitać. My, dzieci, z których los lubi szydzić powinniśmy łączyć się razem, prawda? Dwie godziny później, idąc spać, kładłem się z myślą, że właśnie zyskałem przyjaciółkę.
Wiesz, często mówię laskom, że nie zapomnę ich do końca życia, ale ty właśnie wdarłaś się do wąskiego grona tych , którym nie kłamałem tym tekstem...
Nonnie, bo tak każde na siebie mówić, twierdzi, że Winona brzmi jakoś strasznie staro. Spędziła 7 lat swojego życia w domu dziecka. Nie wie jak tam trafiła. Mówi, że tylko to pamięta, ale nie do końca jej wierzę. W każdym razie co do imienia – ma rację. Widywałem ją w spranych ogrodniczkach znacznie częściej niż w jakiejkolwiek sukience. W zasadzie to bardziej traktowałem ją jak kolegę, niż koleżankę, ale nie powiedziałem nigdy tego na głos. Wiem, ze wtedy by się wściekła i rzuciła na mnie żeby spuścić mi łomot. Nie była wcale silna, ale nie chciałem ryzykować wydrapania swoich oczu. Mimo, że nie są jakieś ładne to całkiem je lubię, poza tym fajnie jest widzieć wszystko. Pani Belfrey jest w porządku, mimo tego co o niej mówią Vanbergowie. Przyniosła nam dzisiaj ciastka kiedy graliśmy i poprosiła żebym został na obiad. Przed nami pierwszy dzień szkoły. Brat Nonnie wyciągnął kabel od Playstation i kazał nam spadać. Przejęliśmy salon na dobre kilka godzin. Ale moja przyjaciółka wcale nie chciała iść. Kłócili się ponad pół godziny, aż sam stwierdziłem, że spadam do domu. Słyszałem jeszcze, będąc na dole jak szarpią się i trzaskają drzwiami, ale wiedziałem, że koniec końców zawsze o nią dbał. Raz jego przyjaciel opowiedział się na jej temat trochę dwuznacznie i cudem uniknął ciosu w nos. Chyba całkiem fajnie jest mieć starszego brata, ale między innymi, dlatego pilnowałem żeby się nigdy w niej nie zakochać. Póki stale nosiła skarpetki nie do pary i nie czesała włosów, wcale mi to nie groziło.
Chodź przedstawię ci resztę. Tylko pamiętaj, tu wszyscy jesteśmy trochę jebnięci
Obudziłem się w plątaninie cudzych rąk i nóg, niebezpiecznie blisko nieznanego mi męskiego tyłka. Powoli dźwignąłem się żeby rozejrzeć się dookoła, pozwalając aby wspomnienia same wracały do mnie, nie szczędząc uderzeń. Głowa pękała mi w szwach jakby chciała rozprysnąć się na milion drobnych kawałeczków. Wreszcie dostrzegłem Nonnie, leżącą na dywanie z porozrzucanymi nogami. Wyglądała jak ofiara kataklizmu i jakiejś klęski głodowej w jednym. Czując mój wzrok na sobie, podniosła się, śmiejąc pod nosem. Wielkie fioletowe sińce pod oczami sprawiały, że wyglądała jak jedna z tych postaci z gier komputerowych Resident Evil, które sprawiały, że wyskakiwałem na kilka centymetrów do góry kiedy mnie zaskoczyły. Obydwoje czuliśmy skutki schodzącej z nas euforii, którą zafundował nam klubowy diler w formie kolorowych pigułek. W ustach czułem smak trupa i gnijącego mięsa. Mimo, że nigdy takiego nie jadłem, miałem wrażenie, że właśnie tak smakuje. To był nasz ostatni dzień razem. Jutro miałem wyjechać do szkoły z internatem, a widywać ją będę wyłącznie w święta i wybrane weekendy. Z nikim innym nie bawiłem się nigdy tak dobrze jak z nią. Wiem, że na mnie zaczeka, a kiedy przyjedzie znowu polecimy w tango, nagrzeszyć jak zawsze. Czasami czułem się jakbyśmy obydwoje byli wyklęci. Nie wiem kiedy tak bardzo się zmieniliśmy, ale z nią chyba było inaczej niż ze mną. Kiedy oznajmiła rodzicom, że chce tańczyć, spotkała się z tak ogromną dezaprobatą, że sam zacząłem przez chwilę martwić się, że zrobi coś głupiego. W pewnym sensie zrobiła, patrząc na to jak bardzo obydwoje się stoczyliśmy, ale nie zaniechała swojego marzenia. Za to ją uwielbiałem. Nie przejmowała się niczym i podążała za tym co kochała.
W nocy zawsze było to samo – ta wariatka wrzeszczała i rzucała we mnie czym popadło: telefonami, książkami telefonicznymi, butelkami, szklankami (pustymi i pełnymi), radioodbiornikami, torebkami, gitarami, popielniczkami, słownikami, pękniętymi paskami od zegarków, budzikami... Niezwykła z niej była kobieta.
Znacie to uczucie bezgranicznego szczęścia, które towarzyszy przy wygraniu horrendalnej sumy pieniędzy? Tak właśnie się czuję, mimo że dalej nie śmierdzę groszem. Zupełnie jak dziecko, które dostało wymarzony prezent pod choinkę. Wróciłem. Przywitała mnie dobrą nowiną. Dostała się do szkoły tanecznej, która mogła zagwarantować jej karierę. Z całego serca jej kibicowałem. Szło jej na tyle nieźle, że cała półka w jej pokoju była wyściełana medalami z miażdżącą przewagą koloru złotego. Przez ubiegłe lata zjeździłem połowę Kaliforni, kibicując jej na każdych zawodach. Była niczym jedność z muzyką i czerpała z tego niesamowitą radość, którą widziałem za każdym razem kiedy schodziła z konia z zarumienionymi od wiatru policzkami. Tego dnia postanowiłem zabrać ją za nasze małe miasto. Przestała nosić różnokolorowe skarpetki, a ja zakochałem się w jej pergaminowej skórze, niewielkich piersiach i włosach, które teraz mieniły się falami w zachodzącym, słonecznym świetle. Nie przeszkadzało mi, że umazała się czekoladą z gofrów, a jakaś samotna plamka trzymała się twardo na jej policzku. W takim wydaniu wydawała się jeszcze bardziej urocza niż zazwyczaj. Zabiłaby mnie gdyby dowiedziała się, że tak o niej myślę. Co wkrótce nastąpiło, ale to nie ona była sprawcą. Samochód pędzący z naprzeciwka, pijany kierowca za kółkiem i my w moim starym pickupie, który nie zdążył wyhamować. Ostatnie co widziałem to jej twarz wykrzywiona strachem, a potem nic.
Wiesz dlaczego wszystkie historie miłosne dobrze się kończą? Bo kończą się zaraz po pierwszym pocałunku. Nie pokazują tego całego szajsu, który jest później. No wiesz... życia.
{podobno istnieje życie po śmierci}[/i]
Mówią, nie idź w stronę światła, ale ja się nie posłuchałem. Tam było cicho i przyjemnie, z dala od wrzawy głosów i histerycznych krzyków. Wycie syren stawało się coraz cichsze aż wreszcie umilkło. Wiele godzin upłynęło, zanim dotarła do mnie myśl, że moje ciało leży tam bez ruchu, a ja już do niego nie wrócę. Nonnie też tam leżała. Blada, bez ruchu. Jej ciemne włosy leżały rozsypane po asfalcie, a spod nich wykwitała szkarłatna plama krwi. Usta zbielały. Byłem pewien, że jest trupem, ale była silna. Dalej tliło się w niej życie. Po wyjściu ze szpitala, długo nie mogła jeździć konno, a zawody przepadły. Tak samo jak jej kariera, o której tak zawzięcie marzyła. Wybrała się na studia, po których zajęła się dziennikarstwem. Pisała naprawdę dobrze, a że była niezwykle ciekawska, byłem pewien, że idąc w tę stronę poradzi sobie równie dobrze. To nieprawda, że niebo wygląda jakoś specjalnie niebiańsko. Jest tu duża przestrzeń, składająca się z niczego i stół przy którym popijam colę z Jackiem Danielsem, oglądając telenowelę, w której dane mi było być przez chwilę aktorem. Zawsze wiedziałem, że Nonnie ma w sobie wolę walki, dlatego powoli obserwowałem, jak układa sobie życie na nowo, klnąc pod nosem za każdym razem gdy potykała się w tańcu. Już nie była tą samą Winoną, którą poznałem przed laty, która wyglądała jakby była w stanieć zdobyć na własność nawet słońce. Mimo to radziła sobie. Życie jednak jej nie oszczędziło, bo poznała „jego”. Unikała go jak ognia przez nazwisko, które nosił. Chociaż może nie to było prawdziwym powodem, a jego popularność wśród dziewczyn. Nie była jak one. Stroniła od takich ludzi. A jednak nie sposób było go uniknąć i tak wdała się w romans, który porażał każdą jej kończynę. Nie potrafiła z niego zrezygnować, ale nie mogła też o nim nikomu powiedzieć. Czasami mam wrażenie, że ktoś kto się tym zajmuje, zapomniał o mnie, siedzącym w czyśćcu. A może to dlatego, że ilość moich grzechów jest zbyt duża żeby wysłać mnie do niebieskich bram, ale niewystarczająca żebym trafił do piekła? A może po prostu ktoś zadecydował i zapomniał mnie o tym poinformować, że mam posłusznie na nią czekać, aż wspólnie będziemy mogli ponieść konsekwencje naszych uchybień.
Odstępstwa od bajki Dymitr wcale nie okazał się tym dobrym facetem, któremu zależało na niej jako wybrance serca. Pogruchotał jej je tak, że rozpadło się na drobne kawałeczki. Żeby nie było zbyt łatwo, jej babka została zamordowana, a tron odebrany. Wtedy też na swojej drodze spotkała Włóczykija, który nie tylko pomógł jej odzyskać to co utraciła, ale pomógł i odnaleźć siebie. Po jakimś czasie, bo Anastazja była krnąbrna, uparta i nieufna, zdradzona na początku nawet nie lubiła Włóczykija. Doprowadzał ją do białej gorączki i nie ufała mu. Tak podobno rodzi się najpiękniejsza miłość. |
|