Zachowane wspomnienia: 100% MOJA HISTORIA TO : Legendy Arturiańskie
☆ Zwano mnie : Lancelot
☆ Zawód : najemnik
☆ Punkty magii : 154
☆ Wiek : 32
☆ Liczba postów : 27
☆ Nabyte przedmioty : - Lance Vanberg - Lancelot Sro 21 Lis - 19:40 | |
| Lance Vanberg ft. Ben Barnes Dane osobowe:
☆ Mam 32 lata ☆ Niegdyś zwano mnie Lancelotem z Jeziora ☆ Pochodzę z księgi Legend Arturiańskich ☆ Zamieszkuję Sesame Street w dzielnicy Oasis Square ☆ W prawdziwym świecie pracuję jako najemnik ☆ Moja postać nie posiada wrodzonej magii ☆ A zatem potrzebuje różdżki do czarowania ☆ Zachowałem WYLOSOWANY 0% wspomnień z poprzedniego życia
Ciekawostki:
☆ Daleko mu do tolerancyjnych osób i wprost przyznaje się do bycia homofobem. Dla własnej przyjemności zestrzeliłby jednego czy parudziesięciu LGBT. ☆ Nie utrzymuje relacji z rodziną, preferując spokój i ciszę. Gdy jednak już przyjdzie mu się z nimi spotkać, nie szczędzi pogardy do całej tej instytucji. ☆ Ze względu na pracę często wyjeżdża, nie posiadając stałego miejsca zamieszkania. Ułatwia mu to życie ustawione według własnych zasad i braku zobowiązań.
Historia i charakter postaci Lance. Oddany Bogu. Miał kontynuować rodzinną tradycję z podniesioną głową, a jako najstarszy syn oraz wnuk czuł na sobie spojrzenia nie tylko rodziców, lecz też dziadka. Uwaga i odpowiedzialność wpisane były w jego jestestwo i wydawać, by się mogło, że wszystko szło ku dobremu. Jedynie podejrzanymi odstępstwami były jego zainteresowanie fechtunkiem, bronią palną i sztukami walki, jednak podpinano to pod uroki młodości. Kaprysy dorastającego chłopca. Nic niepokojącego. W końcu każdy musi mieć jakieś hobby. Pozwalano mu więc na to tak długo jak on wpisywał się w oczekiwania, które przed nim stawiano. A wywiązywał się z nich idealnie. Nic dziwnego, że dziadek widział w nim wszystkie cechy, których potrzebował jego następca i nikt nie mógł mieć pretensji o fakt faworyzacji. Tak musiało być. Najstarszy wnuk. Najsilniejszy. Odpowiedzialny za rodzeństwo i kuzynostwo. Zdolny, błyskotliwy, do tego z czarującą osobowością, której nie potrzebował, by wkupić się w czyjeś łaski - posiadał ten wrodzony dar, którym kupował sobie zaufanie innych. Lawirujący z łatwością między dorosłymi jak i rówieśnikami. Dorastał, usypiając czujność autorytetów, które od urodzenia nad nim czuwały. Wybranie liceum wojskowego nikogo nie zdziwiło, bo w końcu miał stać się lekarzem w szeregach armii, jednak dla Lance'a był to kolejny krok do zmian. Wiedział, że medycyna nie była mu pisana, podobnie zresztą jak zajmowanie się rodziną. Nic nikomu nie mówiąc, zarzucił studia, by po niecałym roku wstąpić w szeregi wojska i tym samym rozpocząć otwartą wojnę z Alfredem Vanbergiem. Jako pierwszy tak jawnie i z premedytacją sprzeciwił się decyzjom dziadka. Pomimo gróźb, próśb nie ugiął się, podążając własną ścieżką i godząc się na wyraźnie rozluźnienie relacji rodzinnych. Nie przeszkadzało mu to. Wręcz przeciwnie - wolność, którą mógł poczuć, spłynęła na niego niczym objawienie, a walka na życie i śmierć wstrzykiwała adrenalinę do jego krwiobiegu działającą niczym najmocniejszy narkotyk. Uzależniony i zniewolony przez pole bitwy osiągnął stopień kapitana, jednak po zakwalifikowaniu do stanu spoczynku, podjął się innej pracy. Tam, gdzie nie było przełożonych. Tam, gdzie mógł robić dokładnie to, co chciał i kiedy chciał. Tam, gdzie tylko zwycięstwo się liczyło i jego umiejętności. Chłopiec, którego wszyscy znali, rozpadł się i wpasował w obraz dorosłego, pełnego niegasnącego gniewu mężczyzny, którego jedynym celem jest własne zadowolenie i niekończące się ryzyko. Odstępstwa od bajki Zakładam zbroję i słucham śpiewu kolczugi, która ma w sobie coś kojącego, a przy okazji zapowiada nadchodzące stanięcie twarzą w twarz ze śmiercią. Być może będzie to ostatnia walka Lancelota du Lac. Największego z uginających kolana, by oddać cześć królowi, samemu nim będąc. Moje spojrzenie wędruje ku nierównej tafli lustra i napotyka zniekształcone odbicie. Tak samo twarz matki jest dla mnie niedostępna, ukryta gdzieś za mgłami Avalonu. Obraz ojca jawi się w umyśle jako coś zamazanego, niedoścignionego, a jednak doskonałego. Jako jego następca towarzyszyłem mu w wyprawach na Camelot, gdzie widziałem dorastającego Artura, nie dostrzegając w nim jeszcze przyszłych czynów. A potem wszystko się zakończyło. Claudas, najazd, ucieczka nad jezioro, zanurzenie w ciemnych odmętach, krew na jego powierzchni. Nowe ciepło, które otuliło mnie i osuszyło. Dało dom, zaakceptowało, ponownie postawiło na nogi. Wychowywało długie lata. Viviene. Pani Jeziora. Matko. Byłaś tam i widziałaś. Sama wysłałaś jedynego syna na służbę do króla. I zjawiłem się tutaj. By oddać życie za koronę. Ostatni pochód? Ludzie tego nie rozumieją. Myślą, że zostałem obdarowany nieśmiertelnością. Że tych, którzy stali przy Stole nie można było zabić. Czy gdyby tak było, potrzebowałbym ochrony? Na co wtedy zbroja, miecz, wojsko? Czuję spojrzenia towarzyszące mi przy wychodzeniu na światło. Czarne żelazo lśni w słońcu i każdy wie, że nadchodzę. Wszyscy czekają na wymarsz. Przyłbica zasłania mi twarz, ale ona wyczuwa moje spojrzenie. Trwam po prawicy króla, lecz go nie dostrzegam. Grzeszność ma swoją cenę i chociaż nigdy nie będę w stanie do niej dotrzeć, o niczym innym nie marzę. Stoczyłem zbyt wiele walk, nie lękam się pojedynków, jestem gotowy umrzeć za to, w co wierzę. Słyszę szczęk metalowych zbrojeń, gdy wiwatują na cześć naszego pana. Wnoszę w górę proporzec, lecz milczę. Nie jestem przyjacielem, na którego się zasługuje. Nie potrafię i nawet nie chcę. Tylko Bóg jest światkiem mojego zatracenia. Nie wiem, czy wrócę tym razem, ale wiem, że będzie mnie wypatrywać. Nie jego. Że jej spojrzenie na ten moment spocznie na czarnej zbroi. Moja królowa. Moja zguba. Sprowadziliśmy na siebie to zatracenie, a wkrótce o tym, co się między nami dzieje, dowie się cały świat. Wiem to, lecz nie uciekam. Przysięgałem Arturowi. Będę go chronić nawet za cenę własnego życia. Camelot potrzebuje króla. Jego imię niesie się jeszcze wiele mil dalej poza zamkiem. Słyszę je również we własnym umyśle, gdy uderzam, a krew zalewa nie tylko oręż, lecz również moją twarz. Metaliczny posmak krwi zaczyna sprawiać mi przyjemność. Początkowo się wzdrygam, ale w głębi serca wiem. Arondight wzmacnia się za każdym razem, gdy posoka popłynie na jego klindze i zgrywamy się w jedno. Droga przemocy jest nam pisana. Wracając, myślę, że tylko odejście będzie wyzwoleniem. Chcę ten ostatni raz spojrzeć na nią, nim zniknę. Wiem, że zdradziłem wszystkich, którzy mi zaufali i powierzyli swoje istnienia. Agravaine, Colgrevance, Florence, Guingalain, Lovel. Te imiona na zawsze zostaną w mojej pamięci, bo gdybyście, przyjaciele, nie pojawili się tam, wciąż byście żyli. Mój kompan, król, władca, przyjaciel skazuje mnie na banicję, nadając tytuł zdrajcy, jednak jestem już zbyt daleko, by odczuć jego gniew. Mam dość. Nie chcę być już tym dobrym. Obieram inną ścieżkę i od tamtej chwili nią podążam. Szukając Graala, stałem się psem wojny i zaszedłem daleko. Do krajów, o których istnieniu nie miałem pojęcia; walcząc z monstrami, które kryły się w koszmarnych ułudach; przelewając krew i zbierając blizny za każdy błąd. Nie było łatwo, lecz w końcu staję między antycznymi kolumnami. Świątynia jest na wyciągnięcie ręki, jednak wiem, że pojawić ma się strażnik. Skąd zjawiła się tu królowa? Zbyt oszołomiony, by pojąć, upadam na kolana i czuję dotyk jej rąk na mojej twarzy. Teraz już wiem, że to nie ona, jednak ta świadomość nie przynosi na mnie gniewu ku strażniczce. Ponad nienawiścią do samego siebie przebija się ulga i wdzięczność. Bo chociaż jeszcze tego nie rozumiem, okrutna próba otworzyła mi oczy. Miłość i przywiązanie to słabości, a wszyscy mi bliscy kończyli na samym dnie. Wstaję, zabierając zbroję i patrzę ostatni raz na czarne włosy ułudnej Wenus. Śpiącej, spokojnej, z dłonią opartą na krągłym brzuchu, kryjącym się pod różowym, prześwitującym materiałem sukni. Zostawiam ją i nasze dziecko, wiedząc, że tak będzie lepiej. Wychodzę ze świątyni, nie oglądając się za siebie. Graal pozostaje niedostępny dla zdrajców Camelotu, jednak przed śmiercią moja noga staje tam ten jeden ostatni raz, gdy rozochoceni sypiecie stos niewinnej. Waszej dawnej królowej. Naszej. Aglovale, Gaheris, Gareth. Kolejni bracia. Polegliście w starciu ze mną, pchając się pod ostrze. Ziemia pokrywa się waszą krwią i krzyczy za mną, gdy z wyswobodzoną kobietą znikam już daleko między linią drzew. Jednak ona nie jest moją nagrodą. Nie zasługiwała na spalenie. Teraz dopiero widzi, jakim człowiekiem się stałem. Odrzucam wszystko, co kiedykolwiek łączyło mnie z dawnymi dniami. Jesteśmy reliktami minionego wieku, o którym nie chciano już pamiętać. Zbyt brutalny, zbyt ciemny, przypominający o tym, gdzie popełnialiśmy błędy. Nie mieliśmy strugać bohaterów, lecz niektórzy nie potrafili odnaleźć się w życiu wycofanych sługusów. Preferowali taplanie się w tym, co mieli - a kiedyś ludzie postrzegali nas jako jedyny ratunek. Jedyną drogę do osiągnięcia własnych celów. Celu pokoju. Myślałem, że wiemy, co robimy. Próbowano nam wmówić, że Bóg, honor i ojczyzna się liczą. Że tylko w ten sposób zajdziemy do bram Królestwa Niebieskiego. A czy po drodze spotkam wszystkich, których zarżnąłem? Słyszysz, matko? Te łzy i zawodzenia są Twoją winą. Posłałaś mnie tam, a ja stałem się przyczyną ich upadku. Odszukałem swoją zemstę za śmierć rodziców i wbijam głowę Claudasa na pikę. Odbieram to, co należy do mnie, lecz nie chcę rządzić. Podrzucam ogień i pozwalam, by języki płomieni roztańczyły się na zamku, niszcząc mury, w których się zrodziłem. Mam za sobą jednak coś znacznie potężniejszego niż najwyższe fortece - nienawiść, którą płoną ci, którzy idą za mną. Sam pozwalam, by trawił moje wnętrze gniew i zawiść. Ścigany słowem dawnego władcy. Skazany za swoje zbrodnie przeciwko ludzkości. Zdrajca. Fałszywy przyjaciel. Wichrzyciel. Zwiastun burzy. Wszyscy mną gardzą, wiedząc lepiej. Boją się przyznać, że nikt nie jest niewinny, że nie kosztowali. Każdy ma odpowiedzieć za swoje zbrodnie. Wypatruję tego spotkania, królu. Bożku, za którym ślepo podążałem. Czy i Ty ucieszysz się z tego spotkania? Liczę na to, że tak właśnie będzie. Posiadłem wszystkie rzeczy, które należały do ciebie prócz jednej. Czy ten pojedynek będzie ostatnim dla Lancelota du Lac czy może Artura Pendragona? Odzyskałem wolność, nie znając tego, z czym przyjdzie mi się mierzyć za kratkami wygnania. Teraz doprawdy jestem wolny. Mogę czuć to, co chcę i nie ma nade mną pana. Rzeczywistość wskazała mi kierunek; idę w tamtą stronę, bo podoba mi się ten świat. Nie ma reguł. Nikt nie oczekuje już rycerskości. Pragną moich umiejętności. A ja im je daję, lecz nie za darmo. Może i Ty znajdziesz drogę do mnie. Czekam.
|
|