Wendy Hepburn Sro 22 Sty - 18:36 | |
|
Wendy Hepburn Wendy ☆ Piotruś Pan ☆ niemagiczny ☆ 20% pamięci ___________________________________________ Charakter bohatera Nienawidzę mówić o sobie. Masz szczęście, że wypiłam już kilka szklaneczek szkockiej… Nie, nie, nie zabieraj mi butelki! A jak zaschnie mi w gardle w czasie mówienia? Mam zacząć? No dobrze… Zaliczam się do ginącego grona nie-egoistów i nie-hedonistów. Dodatkowo posiadam mózg i potrafię z niego korzystać, co znacząco utrudnia życie. Po kolei? Bardzo proszę. Mój ojciec niezwykle wcześnie dostrzegł u mnie nietypową w dzisiejszych czasach cechę: empatię i rozwinął ją nieco za mocno. Cierpię na syndrom Matki Teresy i wybawicielki wszechświata. Nie potrafię przejść obojętnie obok osoby, której dzieje się krzywda. Nawet najbardziej błaha, która osobie trzeciej może wydać się dziecinnym problemikiem, bo przecież „ja mam zawsze gorzej, a i tak nie marudzę”. Wychodzę z założenia, że każdy człowiek nosi na swoich barkach tyle, ile unieść potrafi. Nie mnie go za to potępiać, ja mogę, muszę, jedynie sprawić, by ten ciężar był bardziej znośny. Bo przecież nigdy nie znika. Jestem ulubienicą starszych pań, co karmią w parku gołębie. Zawsze do końca wysłuchuję ich łzawych historii. I zawsze wiem, kiedy wpaść z piwem. Mam też fioła na punkcie obietnic, co często jest wykorzystywane przez różnej maści pasożytów. Spełniam wszystkie, nawet te popełnione w żartach. A pod wpływem alkoholu zakładam się o niemożliwe do mojego zwycięstwa sprawki, przez co zawsze przegrywam i wiszę innym przysługi. Wiąże się z tym kilka zabawnych historii… {Chwila milczenia} Im człowiek starszy, tym bardziej sentymentalny. Ach… Nie wykorzystuj tego. I dolej alkoholu, póki mam jeszcze lód. Empatia ma swoje wady. Skupiając się tak bardzo na innych, własne odczucia chowam głęboko w sobie, udając wesołą, pogodną i optymistycznie nastawioną osóbkę. Osobiście nie przepadam za wylewnością, dlatego też radzę sobie sama z własnymi problemami. Nie zawsze to wychodzi, czasem wybucham w najmniej oczekiwanych momentach, co napawa mnie wielkim wstydem, jak teraz. Mielenie jęzorem… Mówią, że jestem obiektywna i stała w swych sądach. Ładne określenie, prawda? Raczej się z nim zgadzam, rozwaga nie pozwala mi na wyciąganie pochopnych wniosków. Nie kieruję się też opinią innych ludzi, dlatego mija trochę czasu zanim wyrobie na czyjś temat własne zdanie. Pozostaje ono jednak niezmienne, jestem nadzwyczaj stała w uczuciach i niechętnie obdarowuję innych swą sympatią. Owszem, posiadam ogromny szacunek do drugiego człowieka, jestem miła i uprzejma, ale nie jest to równoznaczne z moją aprobatą. A aprobata – z zaufaniem. Ojciec wpoił mi, że ludziom nie warto ufać. Na własnej skórze przekonałam się o mądrości jego słów. Jestem weredykiem. I to weredykiem stuprocentowym, nigdy nie owijam w bawełnę ani nie osładzam trudnej prawdy słodkimi kłamstewkami. Brzydzę się wszystkimi przejawami fałszu, nawet tymi z rzekomo „dobrej woli”. Mówiłam już, że Twój krawat mnie odrzuca? Lubię słuchać innych. Sama rzadko kiedy się odzywam, bo szanuję język i czystość moich wypowiedzi, wolę coś sto razy przemyśleć niż palnąć głupstwo. Dużo czytam, ćwiczę umysł zagadkami logicznymi, uczę się całkiem dobrze – te cechy czynią ze mnie, przynajmniej mam taką nadzieję, pożądanego towarzysza. Wyjątkiem od reguły są – ostatnio coraz częstsze – momenty nietrzeźwości. Chyba muszę się wygadać, a nic tak nie rozwiązuje języka jak kilka łyków doprawionych procentami. Czy mam jakieś pasje? Głupie pytanie… Kocham muzykę. To moja największa pasja i nie wyobrażam sobie życia bez dźwięków. Podobno mam słuch absolutny (nie mnie to oceniać, choć przyznam, że potrafię usłyszeć nawet najcichszy szmer i odnaleźć w nim rytm), co ułatwiło mi naukę gry na instrumentach. Potrafię okiełznać pianino, saksofon, wiolonczelę i perkusję. Często brzdąkam na gitarze. Poszanowanie do klasycznych instrumentów wpoił mi ojciec, gry na ostatnich nauczyłam się na własną rękę, zafascynowana rockiem. Właśnie ten gatunek porwał mnie najbardziej. Pozornie niedbałe dźwięki, przejmujące teksty, prostota przekazu i emocje… Ponadto, dla zabicia nudy, zdarza mi się malować. Najczęściej ludzi – nie nazwałabym tego typowymi portretami, raczej personifikacją emocji. Ja, ja, ja, muszę mówić dalej? Błagam, przerwij, zanim zajdę za daleko i będę żałować… Dolałeś. Sprytny jesteś. {Wypija zawartość, po czym odkłada szklankę na stół. Dość alkoholu na dziś. Ściąga z palca pierścionek, jeden z wielu, zaczyna obracać, turlać po stoliku. Po chwili, kontynuuje opowieść. Głos jednak traci na emocjach, mówi spokojnie, jakby o osobie trzeciej, kimś obcym, obserwowanym aktorem na scenie zwanej życie.} Dwa lata temu - to chyba była jesień, choć ciężko spamiętać, wszystko takie szare, deszczowe… – obudziłam się nagle, w środku nocy, z nieznośnym poczuciem, że utraciłam samą siebie. Zgubiłam – bądź, co gorsza, nigdy tak naprawdę sobą nie byłam. Nazwij to depresją bądź histerią małej dziewczynki, paniką, strachem przed dorosłością. Zamiast odnaleźć samą siebie, ja szukam, wciąż szukam, zgubiłam się jeszcze bardziej. Zaczęło się od papierosów. Po ukończeniu pewnego wieku nie trudno o dostęp. Potem pojawił się alkohol, dużo alkoholu. Imprezy z głośnym rockiem, na których do tej pory kocham szaleć, dając upust najpierwotniejszym, najdzikszym emocjom. A na końcu… narkotyki. Trawka, niby nic wielkiego, w dzisiejszych czasach każdy pali. Po tym najlepiej czuje się muzykę. Ponad rok temu przestałam też jeść. Z czego to wynikło – nie wiem. Może z ciągłego skrępowania, poczucia, że duszę się wśród tłumu ludzi, dziwnego przeczucia, że nie należę do tego miejsca czy po prostu zagubienia. Może chcę zniknąć, a może zwrócić na siebie uwagę? Nie potrafię odpowiedzieć na te pytania. Wiem tylko, że nie jem. Chadzam własnymi ścieżkami, jestem kotem, odkrywam miasto na własną rękę. Niejednokrotnie sypiam pod gołym niebem, szczególnie latem. Spotykam całe masy kolorowych ludzi, ich słowa dźwięczą mi potem w uszach, jednocześnie przynosząc ukojenie i jeszcze bardziej mieszając w głowie; tacy różni, a zarazem podobni. Właśnie wtedy czuje się najcudowniej, wolna, nie przejmująca się kolejnym dniem, swobodna, chociaż od domu dzieli mnie zaledwie kilka uliczek. Czasem słyszę szepty rodziców przestrzegających swoje dzieci przed podobnymi degeratami jak ja. I wtedy, o dziwo, czuję się najlepiej. W podartych jeansach, pod gołym niebem, z gitarą na kolanach i złudnym przeczuciem, że mogę wszystko. Karmię się marzeniami. Dlaczego? {Milczy przez dłuższą chwilę. Potrząsa głową, zniża ton do szeptu.} Nie wiem.
Kilka słów o zyciu w bajce Wyobraź sobie: każdego ranka budzisz się w jednym z trzech łóżek rozstawionych w niewielkim pokoiku, po dwóch pozostałych już skaczą twoi dwaj młodsi bracia. Pomiędzy nimi - Nana. I uśmiechasz się, bo kochasz tych urwisów, kochasz psa, jesteś szczęśliwa. I pomyśl: wieczorem, po kolejnym spędzonym w szkole dniu, kiedy przykładasz głowę do poduszki i nie ma mamy, która opowiedziałaby tobie, a także Michaelowi i Ianowi bajkę o kolejnych przygodach waszego ulubionego bohatera, nagle w oknie widzisz jego twarz. Uśmiechniętą buzię dwunastoletniego chłopca z przekrzywioną zieloną czapeczką na głowie. To powinien być sen. Jednak nie budzisz się, kiedy młodszy z braci spada z hukiem z łóżka, ten starszy, z pozoru rozważniejszy, biegnie z krzykiem przez cały pokój i wpuszcza do pomieszczenia chłodne podmuchy wiatru, szukając po niebie waszego gościa. Znajduje go. I tak zaczyna się wasza przygoda. Szybowałaś w przestworzach, najpierw przerażona wysokością, bliskością gwiazd, poczuciem, że robisz coś nieodpowiedniego. A potem już tylko się śmiałaś - bo oto Big Ben, a ty stoisz na jednej ze wskazówek, a tam samochód rodziców, który z tej perspektywy wydaje się nie większy od mrówki. I zgadzasz się wbrew samej sobie, pozwalasz Piotrusiowi zabrać ciebie i twoich braci do Nibylandii, świata, w którym dzieci nigdy nie dorastają. Dzwoneczek, Kapitan Hak, ten uroczy chłopiec, przeżyte przygody - wszystko wydaje się ułudą, kiedy następnego dnia budzisz się, by po raz kolejny założyć błękitną sukieneczkę w kwiatki, przewiązać włosy białą wstążką i zarzucić na plecy ciężki tornister. Do czasu, kiedy w z okna znów spoglądają na ciebie roześmiane oczy i już wiesz, że to nie był sen - Nibylandia istnieje, zyskałaś nowych przyjaciół i jeżeli szczęście dopisze, jeszcze kiedyś tam wrócisz. A na razie żyjesz dalej z najpiękniejszym darem, jaki los mógł ci podarować - wspomnieniami.
Informacje o współczesnym zyciu {Parska śmiechem.} Nie wiem też czy chcę dzielić się z Tobą wspomnieniami, które malowniczym kalejdoskopem, wciąż na nowo rozgrywają się w mojej głowie. Nie mam na to siły, zaraz zwymiotuję, kiepskiej jakości szkocką przyniósł ten kelnerzyna. Posłuchaj… Nie zrozumiesz jednak jak słodko smakuje grejpfrut, gdy jesz go leżąc na trawie w ogródku przypadkowo spotkanej osoby. Choć skóra piecze od oparzenia, bo słońce przygrzewa wyjątkowo mocno, palce kleją się od soku, ty czujesz się szczęśliwy, bo odkryłeś kolejny kawałek świata, poznałeś kolejną fascynującą historię człowieka siedzącego obok Ciebie. Tak, przyznaję, fascynują mnie ludzie. Kocham poznawać ich historie, życiorysy, badać ich twarze. Są dla mnie największą inspiracją. Jestem obrazami. Jestem chaosem ograniczonym fizyczną powłoką. Jestem sprzecznością. Jestem sobą, czystą kartą, każdego dnia zapisywaną na nowo i każdego dnia na nowo czyszczoną. Jestem tu i teraz, nie stoję jedną nogą w przeszłości, nie biegnę na siłę ku przyszłości. Po prostu – jestem. Jestem teraz z Tobą i nie psuj tego pytaniami.
Zachowane wspomnienia Wszystko jest snem. Ułudą. Latałam - czy to możliwe? Była jakaś wróżka - pewnie znów za dużo alkoholu. Świat jest dziwny, czasem mam wrażenie, że jestem małą dziewczynką, że spotykam równie małego chłopca w zielonych ubrankach i razem pokonujemy pirata z przepaską na oku. Nie śmiej się. Nie jestem szalona. Interesuje mnie wolność. Chociaż rzeczywiście mogłam przesadzić na kolejnym koncercie... Wczoraj ktoś wysypał na lusterko biały proszek. „Wróżkowy Pył", powiedziałam, śmialiśmy się wszyscy razem, a potem każdy powtarzał te słowa za mną - rzeczywiście był wróżkowy, a obrazów, które po nim pojawiały się w naszych głowach nie potrafię przyrównać do niczego innego. Były jedyne w swoim rodzaju, a ja poczułam się wyjątkowa. Przecież syreny nie istnieją, prawda? Już dobrze, kończę. I obiecuję, poprawię się. Chociaż taka jest młodość, prawda?
___________________________________________
Innocent Charm ☆ 18 lat ☆ uczeń ☆ Dasha Sidorchuk
Ostatnio zmieniony przez Wendy Hepburn dnia Sro 22 Sty - 19:08, w całości zmieniany 1 raz |
|