Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : mity greckie
☆ Zwano mnie : Afrodyta
☆ Punkty magii : 140
☆ Wiek : 28 lat
☆ Liczba postów : 1
Edith Vanberg - Afrodyta/Elaine Czw 22 Lis - 10:57 | |
| Edith Vanberg ft. Chopra Priyanka Dane osobowe:
☆ Mam 28 lat ☆ Niegdyś zwano mnie Afrodytą/Elaine ☆ Pochodzę z mitów greckich ☆ Zamieszkuję Storyville w dzielnicy Bunnyburrow ☆ W prawdziwym świecie pracuję jako organizatorka wesel ☆ Moja postać posiada wrodzoną magię ☆ A zatem nie potrzebuje różdżki do czarowania ☆ Moja genetyka to czarodziejka ☆ Zachowałam 0 % wspomnień z poprzedniego życia
Ciekawostki:
☆ Ma irytującą manierę dokarmiania każdego gołębia, jaki tylko znajdzie się w zasięgu jej wzroku. Doprowadza tym sąsiadów do białej gorączki, bo ptactwo zlatuje się i obsiada parapety. ☆ Uwielbia mirt. Ta skromna, niemal wiecznie zielona roślina o niepozornych kwiatach, zajmuje sporo miejsca w jej niewielkim mieszkaniu. Jej przyjemny zapach to pierwsze, co uderza w nos po wejściu do środka.
Historia i charakter postaci
Chodzący paradoks. Zawsze miała najwięcej do powiedzenia w kwestii związków, pełniła rolę czynnej dwadzieścia cztery godziny na dobę poradni w przypadkach nagłego złamania serca. Niedościgniona kibicka, zapalona organizatorka cudzego szczęścia. Dyplomatka i mediatorka nawet w przypadkach beznadziejnych. Jak to pan młody nie chce zatańczyć walca? Jak to teściowa nie chce się zgodzić na schab nadziewany ananasem? Druhny nie chcą różowych sukien? Panna młoda kręci nosem na orchidee sprowadzane z Mozambiku? Gdy do gry wkraczała Edith, wszystko dało się załatwić. Jakoś. Z uśmiechem na twarzy i bez nerwów. Ironicznym jest więc, że jej życie prywatne stanowi obraz nędzy i rozpaczy, a w rodzinie uchodzi już najpewniej za starą pannę, w dodatku też jakąś niewydarzoną - nie ma nawet kota! Wszystko zaczęło się przed dwudziestoma ośmioma latami, kiedy przyszła na świat. Drobna, niespecjalnie ładna dziewczynka o ciemnej karnacji, z kępką czarnych włosów na czubku małej głowy. Dorastała pod czujnym okiem rodziców i w zasadzie niczego jej nie brakowało. Jakkolwiek rodziny się nie wybiera, nie narzekała, przynajmniej do pewnego momentu, dopóty dopóki nie zrozumiała, kim są Vanbergowie. Pierwszym zderzeniem z rzeczywistością było pójście do szkoły, gdzie choć specjalnie nie musiała się starać, postrzegano ją jako zmanierowaną snobkę. Zrobiła więc wszystko, żeby ten obraz zburzyć, narażając się swojej rodzinie potężnie. Tak właśnie stała się najbardziej zapalczywą justice warrior w historii swojej klasy. Choćby miała się narazić, sprawiedliwości miało stać się zadość, nieważne, jakim kosztem. Ciężko było zliczyć, ile razy lądowała przez to na dywaniku. Ile razy wzywano do szkoły jej rodziców. Niesubordynację potrafiła nadrabiać wdziękiem, ale złość i szlabany dało się znieść, gdy towarzyszyła jej świadomość, że nie była tylko tą dziewczyną od Vanbergów, ale przede wszystkim Edith, do której można się było zwrócić o pomoc. Tak naprawdę uczyła się raczej średnio, chociaż czasem musiano się pewnie zastanawiać, czy to przypadkiem nie kolejna część jej krucjaty przeciwko byciu kojarzoną jedynie ze swoim nazwiskiem. To nie tak, że nie kochała rodziców, czy swojego rodzeństwa; sęk w tym, że nie podobały jej się wyznawane przez Vanbergów wartości. Na wszystkich zjazdach milczała uparcie, zwłaszcza, gdy była młodsza i oczekiwano od niej tylko posłuszeństwa. Ileż to razy musiała gryźć się w język i ukrywać za szklanką, byle tylko nie palnąć, czegoś, co mogłoby rozgniewać Alfreda... Na studia poszła właściwie tylko dla świętego spokoju. Chciała przede wszystkim pomagać innym ludziom, a nie sądziła, by kolejny papier, w dodatku okupiony za niebotyczne pieniądze, miał jej w tym w jakikolwiek sposób pomóc. Niemniej nalegano, a ona po prostu na to przystała w ramach wspaniałomyślnego pójścia na kompromis. Skończyła jakże niezbędne do życia zarządzanie. Ukończywszy z nie najgorszym, choć i nie wybitnym wynikiem, mogła w końcu rozejrzeć się za czymś, co chciałaby robić zawodowo. Na tamtym etapie życia, jak chyba większość młodych ludzi, czuła się dosyć zagubiona. Zaczęła poszukiwać siebie w sposób niekoniecznie konwencjonalny: cyklicznie, w ramionach innego mężczyzny. Całe życie wierzyła w prawdziwą miłość, która jak na złość nie chciała nadejść. Wyrosła na piękną kobietę, co zrodziło w niej poczucie pewnej niesprawiedliwości, bo niezależnie jak bardzo się starała, nie potrafiła się z nikim związać na stałe. Czasem śmiała się, że ma w sobie tyle miłości, że nie jest w stanie obdzielić nią jednego człowieka, ale kiedy wracała potem do pustego mieszkania, śmiech zamieniał się w grymas zmęczenia. Zwietrzyła dobry biznes w przemyśle ślubnym i tak zrodził się pomysł na założenie własnej działalności w Los Angeles. Kompleksowe organizowanie wesel, od zaproszeń, poprzez salę, na dekoracji kościołów kończąc. Zupełnie, jakby skoro sama nie potrafiła odnaleźć szczęścia, postanowiła pomóc innym. Jednak jej pogląd na istnienie prawdziwej miłości, z każdym kolejnym organizowanym przez nią ślubem, odrobinę podupadał. Zaczęła tracić wiarę. Widząc ludzi przysięgających sobie wierność, którzy zdradzali się jeszcze w trakcie wesela, przysłuchując się kłótniom, słuchając mimochodem ich wyrzutów uznała, że to wszystko jedna wielka mistyfikacja. Ale się nie poddała. Jakaś naiwna część niej wciąż wierzy, że gdzieś tam istnieje coś takiego jak uczucie na całe życie. Przyznaje się do tego otwarcie, nawet jeżeli w konfrontacji z zarzucaniem jej staropanieństwa, brzmi to jak wybrzydzanie. Nieszczególnie jednak interesuje ją opinia innych ludzi. Odstępstwa od bajki
Zrodzona z morskiej piany i ulotna jak ona. Niestała, zmienna, kapryśna. W miłości i na wojnie wszystko wolno, a zatem nigdy nie wahała się brać tego, co jej, nie bacząc na to, ile osób zrani. Wcale nie z wyrachowania, nie z premedytacją. Po prostu taka była już jej natura, która zaczynała ciążyć jej niczym kamień u nogi, gdy z biegiem lat pojmowała, jak wielkie zniszczenia ze sobą niesie. Patronując sile, której nikt tak naprawdę w pełni nie rozumiała. Piękno i pożądanie były pod tym względem łatwiejsze, bardziej klarowne, mniej zdradzieckie, choć nawet one nie były pozbawione drugiego dna. Jednak miłość... Miłość była tym, co i na nią sprowadziło zgubę. Można ją było albo kochać, albo nienawidzić. Jej siostry zwykle wykazywały się tym drugim. Rzadko kiedy odnajdowała wspólny język z pozostałymi mieszkankami Olimpu. Nie dlatego, że nie próbowała; zawsze jednak natrafiała na pewny mur niezrozumienia. Sądziły, że Afrodyta za cel obrała sobie każdego mężczyznę, który tylko pojawił się w zasięgu jej wzroku. Że robiła to, by zrobić im na złość, okazać swą wyimaginowaną wyższość. Sądzono, że wydanie jej za mąż wszystko zmieni. Właściwie nie zmieniło niczego, choć bardzo tego pragnęła. Ona i jej mąż, Hefajstos, różnili się od siebie jednak; chęci okazały się zbyt słabe. Nić porozumienia została zerwana, a chociaż oboje się starali, wszystko obróciło się w perzynę, kiedy na Olimp wrócił Ares. Zdrada, której się dopuścili była okrutna i rozdarła jej serce. Nic już nie było później takie samo, choć wypełniła tym samym swoje przeznaczenie. Nikt nie dawał ich małżeństwu zbyt dużo czasu. A jednak lata mijały. Jej losy splatały się to z Hefajstosem, z którym nigdy się nie rozwiodła, to znów z Aresem. Wszystko to ją jednak zmęczyło. Nie mogąc znaleźć upragnionego spokoju, zniknęła z Olimpu, przenosząc się gdzie indziej. Przeszłość zostawiając za sobą, choć nie zapominając o niej. Tak trafiła w okolice zamku Camelot. Elaine z Carbonic, tak ją zwano. Strażniczka Graala. Celebrowała swoją samotność w świątyni bardzo długo, w oczekiwaniu na śmiałka, który odważy się sięgnąć po to, po co przyszedł. Stanowiła próbę, którą niewielu było w stanie przejść. Przez długi czas nikt nie okazywał się godzien; aż w progu stanął sir Lancelot. Burza panująca w jego duszy przypominała jej kogoś, kogo znała dawno temu. Jego też chciała nauczyć, że miłość, jeśli źle spożytkowana, zmarnowana na osobę, która na nią nie zasługuje, znaczy zgubę. Odwraca spojrzenie od tego, co najważniejsze.
Ostatnio zmieniony przez Edith Vanberg dnia Wto 27 Lis - 18:16, w całości zmieniany 3 razy |
|
Zachowane wspomnienia: 0% MOJA HISTORIA TO : Muminki
☆ Zwano mnie : Włóczykij
☆ Zawód : Lekarz, specjalizacja kardiochirurgia
☆ Punkty magii : 74
☆ Wiek : 28
☆ Liczba postów : 68
Re: Edith Vanberg - Afrodyta/Elaine Sro 28 Lis - 2:26 | |
| Karta zaakceptowanaNa dobry start otrzymujesz: 140 pkt magiiŻycie w cieniu Vanbergów oraz z takim brzmieniem jakie ma to nazwisko jest ciężkie. Niestety, Alfred to ma pecha, bo kolejna mu się stawiała ;c Połączenie Afrodyta z Elaine to coś, co zdecydowanie ci wyszło. |
|